22 września Roku Pańskiego 1605 w Porcie Abrudiasum od rana krzątającym się towarzyszyło poczucie wyjątkowości. Tego dnia bowiem kapitan Alexandro Omnipotente miał wypłynąć swym słynnym galeonem „Mesias” w rejs ku brzegom Wazimu – kraju opisywanym przez kronikarzy jako miejsce będące spełnieniem wszelakich ludzkich marzeń.
„Mesias” został przygotowany do tego wiekopomnego wydarzenia osobiście przez kapitana. Żagle, maszty, liny, bukszpryt, ładunek, a nawet balast – wszystko najwyższej próby. Omnipotente dokonał precyzyjnej selekcji załogi – sami wszechstronnie doświadczeni żeglarze. Gapie zgromadzeni w porcie z narastającym zniecierpliwieniem czekali na przybycie swego kapitana. Handel ustał, powietrze było przeżarte zapachem odciętych rybich głów zalegających w worach na nabrzeżu, słońce paliło niemiłosiernie twarze zgromadzonych. Czas się dłużył, wiatru brak, tłum narastał, tłum czekał na swego kapitana, który triumfalnie wypłynie i – co jest dla zgromadzonych oczywistością – dopłynie do Wazimu, ku chwale swej i wszystkich mieszańców Abrudiasum.
Kapitan Alexandro Omnipotente nie musiał przybywać tego dnia do portu, albowiem noc spędził w swej kabinie. Nie spał tej nocy zbyt dobrze, a właściwie nie zmrużył oka, w jego głowie panował sztorm, poty oblewały przewalające się po łóżku obłe ciało, mięśnie nóg napinały się i kurczyły, mrowiały, swędziały. W końcu wstał, obszedł cały pokład, ładownię, duszkiem wlał w siebie ćwierć całą kubańskiego rumu „Blohraha”, sprawdził wyciąłg kotwicy, zszedł raz jeszcze pod pokład i wtedy właśnie – stojąc przy mechanizmie rumpla – zrozumiał, że ten rejs jest ostatni, że nie wróci do swego ukochanego Abrudiasum, ponieważ z Wazimu nie wrócił żaden statek. Prawda, niektórzy wrócili, a przynajmniej opowiadają, że wrócili, że widzieli dostatek o jakim nie śmie marzyć największy kapitan, a co dopiero marny żeglarz. Czy jednak ta ich – tych, którzy rzekomo wrócili - prawda jest prawdziwa, czy może to marzenie, ułuda biedoty, która całe życie na morzu szukała swego szczęścia, wypatrywała brzegów dostatku z grotmasztu i nigdy go nie zobaczyła. Niektórzy, którzy też rzekomo powrócili, mieli białe gałki oczne, majaczyli, powtarzali nieustanie słowa: tupu, ketiadan, tupu, ketiadan tupu… Po kilku tygodniach umierali z przerażającym uśmiechem na ustach. Czy oni naprawdę powrócili, czy w ogóle wypłynęli – pytał sam siebie.
- Kapitanie czy mogę… – zza drzwi kabiny spytał nawigator Erliijk.
- Wejdź – rzekł Alexandro, zupełnie bez cienia entuzjazmu.
- Kapitanie już czas, port pełny gapiów, już czas…
- Tak, już czas, już czas…
- Kapitanie czy wszystko porządku?
- Oczywiście mój przyjacielu, że porządku. Musimy iść, ludzie muszą wierzyć, że Wazimu istnieje, że warto tyrać na pokładzie, rolować, pompować, że jest jakaś prawda, która być może jest niewidoczna, ale jest. Musimy wypłynąć do Wazimu. Musimy, choćbyśmy mieli zaginąć na morzu, choćbyśmy nigdy nie dopłynęli, chociażby Wazimu było wyłącznie czystym obłędem i fantasmagorią. Zresztą tak pewnie będzie, pewnie zginiemy, ale jeżeli nie wypłyniemy, to życie tych ludzi w porcie straci sens. Bez Wazimu ludzie stracą sens wstawania, sens życia. Jeśli polegniemy to dla dobra najwyższego; dla przyszłych pokoleń.
- Kapitanie oczywiście, że wrócimy z Wazimu, są przecież tacy, którzy wrócili, przecież kapitan wie, że są tacy.
- ale dlaczego wrócili, jeśli wrócili, skoro w Wazimu jest wszystko, dlaczego wrócili? By dać świadectwo, zdychając w obłędzie, tocząc pianę? Jednak musimy, kim bowiem bym był, gdybym powiedział, że może Wazimu istnieje i jest doskonałe, ale tu w Abrudiasum nie jest wcale źle.
- Kapitanie, skąd te wątpliwości? Wazimu jest, wszyscy w to wierzą, wszyscy wierzą że kapitan popłynie, powróci i zabierze nas wszystkich. Kto jak nie Pan, jest pan największy…
- Przestań Erliijk, tak czy tak płyniemy, nie ma wyjścia, nie ma odwrotu.
Tłum wiwatował na widok kapitana stojącego dumnie na pokładzie „Mesiasa”. Omnipotente wygłosił płomienne przemówienie, w którym zapewnił zgromadzonych, że powróci. „Mesias” wyszedł morze, lud bawił tego dnia setnie.
17 maja Roku Pańskiego 1623 na pokładzie Galeonu „Profeta” do portu dotarł niejaki Ekrele, którego nazwisko widniało w na liście załogi „Mesiasa”. O Wazimu nie chciał mówić dobrowolnie, odmawiał wszelkich spotkań. W końcu zabrano go na przesłuchanie, z którego już nie wrócił. Prefekt Motreho poinformował lud, że Ekrele zapewnił, iż kapitan Omnipotente dotarł do Wazimu i teraz organizuje wyprawę powrotną, że to potrwa ponieważ kapitan buduje 420 galeonów, tak by wszystkich mieszkańców Abrudiasum móc poprowadzić do kraju dobrobytu. Morteho zapewnił, iż Ekrele zostanie pochowany z najwyższymi honorami. Żołnierze, którzy widzieli leżące w trumnie ciało Ekrele twierdzili, że denat się dziwnie uśmiechał.
Do roku Pańskiego 1689 flotylla kapitana Alexandro Omnipotente nie zdołała powrócić z Wazimu. Co rok 22 września na pamiątkę wyjścia „Mesiasa” w morze władza organizuje uroczystości. Kapitanowi postawiono pomnik. Co jakiś czas pojawiają się różni ludzie, którzy twierdzą, że kapitan wciąż buduje swą wielką flotę, że trzeba jeszcze trochę poczekać, jeszcze trochę poczekać…
Pozdrawiam.
Inne tematy w dziale Polityka