Wczoraj słuchałem Stefana Niesiołowskiego, który twierdził, iż nie warto iść na wojnę z Kościołem Katolickim, ponieważ nie istnieje inny katalog wartości, który mógłby zastąpić wartość chrześcijańskie. Podobne słowa można było usłyszeć niedawno z ust Jarosława Kaczyńskiego. Dziś w Salonie pojawił się tekst redaktora Terlikowskiego o pełzającym totalitaryzmie postępowców. Oczywiście, z żadnym z panów się nie zgadzam.
Po pierwsze, nie sądzę, iż ktokolwiek chciałby iść na wojnę z KK w sensie ścisłym, czyli domagałby się jego delegalizacji. Jest zupełnie zrozumiałym dla mnie, że coraz więcej osób zadaje pytania, dlaczego jakakolwiek religia ma być promowana przez państwo? Ja argumentów za, nie znajduję. Oczywiście państwo powinno w ramach porządku prawnego zapewnić swobodę wyznania i sumienia itd., ale nie powinno faworyzować żadnego związku wyznaniowego czy sekty. Chyba, że zapiszemy w konstytucji, że będziemy państwem wyznaniowym, ale póki co – szczęśliwie – nie jesteśmy. Tak, więc tylko neutralnie bierne podejście do kościołów, związków wyznaniowych i sekt jest rozwiązaniem mądrym, ponieważ pozostawia obywatelowi wolność wyboru tego, czy innego kościoła itd. To byłoby tolerancyjne państwo.
Po drugie, faworyzowanie KK przez obecność religii w programach nauczania jest również logiczną aberracją. Nie jest to najtańsza – jak mówił Stefan Niesiołowski – inwestycja w państwo. Przeciwnie Państwo pompuje pieniądze podatnika na kościelną tacę, choć wierni ofiarę w pieniądzu składają na mszach. Nauczanie religii w kościołach jest logiczne; rodzice, którzy sobie tego życzą zaprowadzą dziecko do salki katechetycznej i koniec. Co w tym pomyśle jest „złego”? Może brak stałego dopływu stałych kwot pieniężnych i łatwość dostępu do instrumentów indoktrynowania.
Po trzecie, zapewne starożytni Egipcjanie też sądzili, iż ich bogowie to Ci prawdziwi. Podobnie wierzyli Grecy, Rzymianie, Germanie, Słowianie itd. Wierzyli dotąd, aż pokojowo prowadzona chrystianizacja – wielokroć za pomocą miecza i ognia – dokonała ich nawrócenia się. Wiele religii odeszło do historii, a ten padół trawa. Dlatego stawiałbym niewielkie sumy, iż obecnie mamy do czynienia z ostateczną formą samego katolicyzmu. Wszak – wbrew pozorom – Kościół Katolicki dokonywał już sprytnych wolt, jak chociażby z celibatem. Kościół uznał słusznie, iż nałożenie celibatu to doskonałe rozwiązanie by zapewnić sobie doskonałą kondycję finansową na wiele stuleci. Takoż nie zakładam rychłego upadku KK, ale bez przeformułowania swej działalności na pewno ten koniec nastąpi jeszcze w tym stuleciu. Jarosławowi Kaczyńskiemu i Stefanowi Niesiołowskiemu polecam również wycieczkę do Pragi. Być może po tejże zdołają uznać, iż ich słowa nie mają zbyt wiele stycznych z obecną już rzeczywistością.
Pozdrawiam.
Inne tematy w dziale Polityka