Jak już wyliczono, w ciągu ostatnich dwóch latach zginęło w samolotach MON 121 osób. Ale do katastrof w Smoleńsku i Mirosławcu należy doliczyć również upadek śmigłowca Mi-24 pod Inowrocławiem (w lutym 2009 zginął jeden pilot). A w Afganistanie niemal rozpadł się w powietrzu jeden z polskich Herculesów (są też informacje o tym, że WP straciło w prowincji Ghazni jeden śmigłowiec). Co kilka miesięcy spada więc jakaś maszyna MON, a tymczasem szef resortu nie ponosi żadnych konsekwencji.
Ktoś inny zapewne sam by zrezygnował (a przedwojenny oficer zapewne palnąłby sobie w łeb). Lecz minister Bogdan Klich trwa na stanowisku i nie słychać nawet, by przeprosił za tragiczny stan resortu.
***
Jak informował w styczniu serwis internetowy radia Tok FM:
"Zobowiązuję się do odgryzienia przynajmniej 1/3 języka, jeżeli Lech Kaczyński nie będzie kandydatem PiS w wyborach" - głosi oświadczenie, które Lis własnoręcznie podpisał podczas audycji w TOK FM.
Dokument już wisi na ścianie radiowego studia, dlatego można się spodziewać, że dziennikarz w odpowiednim momencie zostanie rozliczony z tego zobowiązania. I lepiej dla niego, by Prawo i Sprawiedliwość nie zdecydowało się na innego kandydata...
Tomasz Lis nie poczynił żadnych zastrzeżeń do swego oświadczenia (zdjęcie odręcznego pisma wywieszonego w studiu opublikowała "GW"). A przecież dla nawet niezbyt bystrego człowieka jest jasne, że w życiu różne rzeczy mogą się zdarzyć. I właśnie, niestety, się zdarzyło. Ale co w takim razie z kategorycznymi słowami Tomasza Lisa? Chyba nic, bo pan redaktor występując ostatnio w swoim programie nie seplenił.
Po co Lis zdecydował się kilka miesięcy temu na takie górnolotne (a zarazem głupie) oświadczenie? Zapewne chciał poprzeć pewne opinie posiadanym przez siebie autorytetem. I co teraz zostaje z autorytetu pana redaktora, gdy patrzymy na jego bazgroły?
Inne tematy w dziale Polityka