Dziesiątki tysięcy ludzi przybyły na Krakowskie Przedmieście, by oddać hołd zmarłej tragicznie Parze Prezydenckiej. Bardzo dobrze.
Wśród stojących w kolejce ludzi panował smutek, ale zarazem nastrój patriotycznego uniesienia. Byłem tam i wiem, że taka atmosfera tam była. I bardzo dobrze.
Zgromadzone na Krakowskim Przedmieściu osoby odważnie mówiły przed kamerami o manipulacjach mediów i niesprawiedliwym traktowaniu prezydenta. To też bardzo dobrze.
Za to bardzo niedobrze, że ci ludzie „z kolejki” już zniknęli. Wrócili do domów po chwilach odwagi i uniesienia – i znów jest, tak jak było. Teraz ludzie jeszcze przed chwilą narzekający na manipulacje mediów siedzą w swych domach i słuchają wywodów na temat Lecha Kaczyńskiego, który mógł zabić się już w Gruzji. Lub czytają o sobie samych – ogłupiałym tłumie wierzącym w teorię zamachu.
I już nie ma odważnych słów, nie ma buntu. Poza wąską grupką (tą samą, co zawsze), Polacy siedzą cichutko, karnie łykając medialną papkę.
Wiadomo było, że tak będzie. Nasz naród w ostatnich latach jest zdolny do co najwyżej kilkudziesięciogodzinnych zrywów. Potem z rodaków uchodzi powietrze i nadmuchane emocjami giganty znów stają się karłami, na które można pluć do woli.
Zgromadzeni pod Pałacem Prezydenckim rozglądaliście się i stwierdzaliście ze zdziwieniem: gdzie do tej pory byliśmy? A ja zadaję Wam pytanie: gdzie jesteście teraz?
Inne tematy w dziale Polityka