Młody wrocławski poseł PO Michał Jaros (ur. 1981) lubi opowiadać historię o tym, jak to w maleńkości był przyprowadzany na tamę we Włocławku (wówczas mieszkał na Kujawach), gdzie jego babcia modliła się w miejscu śmierci księdza Jerzego Popiełuszki. Słyszę tę opowieść za każdym razem, gdy jest mi dane spotkać występującego publicznie Jarosa. Poseł lubi również podkreślać swój antykomunizm i przywiązanie do tradycji patriotycznych – podobnie zresztą jak wielu innych członków Platformy.
Tak, w PO jest wielu ludzi, którym oczy łzawią i głos drży, gdy tylko pomyślą o tragicznej polskiej historii i o naszych bohaterach w rodzaju błogosławionego księdza Popiełuszki. Gdyby dziennikarze "Gazety Wyborczej" słyszeli, co ci platformersi prywatnie mówią, bez wątpienia uznaliby ich za ksenofobów, faszystów, a nawet pisowców.
Jednakże to deklarowane przywiązanie do pewnych wartości nie przekłada się obecnie w żaden sposób na czyny. Wszyscy widzimy, co w ostatnich miesiącach robią politycy Platformy. Ci ważniejsi oddają się ochoczo uściskom z Rosją – mimo iż ta nie robi nic, co by uprawniało Polaków do wdzięczności. Ci mniej ważni – milczą w chwilach, gdy ich prezydent doprowadza do odsłonięcia pomnika czerwonoarmistów lub zaprasza jako doradcę Wojciecha Jaruzelskiego.
Tenże Jaruzelski jest nieosądzonym dyktatorem, który rządził Polską, gdy komunistyczni funkcjonariusze topili w worku ks. Popiełuszkę i dokonywali rozlicznych innych zbrodni. Teraz "generał" jest cennym ekspertem od stosunków polsko-rosyjskich (sic!), a wielu dawnych zomowców pnie się nadal – dzięki poparciu obecnych władz – w górę policyjnej hierarchii.
Ciekawi mnie więc, czy ludzie tacy jak poseł Jaros – pełni przekonania o swoim antykomunizmie i patriotyzmie – rozumieją, że stopniowo i po cichu wędrują na stronę tych, którzy z włocławskiej tamy wrzucali w wodę obciążony worek?
Inne tematy w dziale Polityka