Wprowadzenie w Polsce kary śmierci nie jest możliwe. No chyba, że wyjdziemy z Unii Europejskiej i zerwiemy szereg konwencji międzynarodowych, decydując się na wstąpienie do klubu Łukaszenki (bo w Europie tylko na Białorusi jest jeszcze wykonywana kara śmierci).
Jarosław Kaczyński dobrze o tym wie. Tak wytrawny polityk musi zdawać sobie sprawę z tego, że rzucił w naród całkowicie nierealne hasło. Czemu więc, zamiast zwracać uwagę na realne (i liczne) problemy Polski, Kaczyński zdecydował się zainicjować medialne igrzyska? Czy chodzi tylko o walkę ze Zbigniewem Ziobrą (który zresztą natychmiast dołączył do spektaklu)? Jeśli tak, to Kaczyński jest jak człowiek wchodzący na areną, by dobrowolnie dać się pożreć lwom.
Zwolennicy PiS lubią nazywać pewną część społeczeństwa "lemingami", zarzucając niektórym Polakom brak logicznego myślenia i oderwanie od rzeczywistości. A przede wszystkim – uzależnienie od przekazu medialnego, wtłaczającego lemingom do głów nieistotne lub wręcz fałszywe informacje. Ktoś, kto nie jest lemingiem – zdaniem prawicowych blogerów – potrafi zauważyć, co naprawdę ważnego dzieje się wokół niego.
Równocześnie jednak, jak widzę chociażby na Salonie24, wielu prawicowych blogerów natychmiast ruszyło walczyć o wprowadzenie w Polsce kary śmierci – zgodnie z medialnym "przekazem dnia", wyprodukowanym tym razem wyłącznie dzięki słowom samego Kaczyńskiego.
Ale, na szczęście, nie wszyscy blogerzy ulegli amokowi. To, co charakteryzuje bowiem prawicową blogosferę to rozsądek i dystans nawet do swoich politycznych faworytów. Lecz na tle mądrych głosów blogerów tym bardziej politycy PiS (a także SP) wychodzą na niezbyt bystre lemingi. Lemingi, które ochoczo pędzą ku przepaści i gryzą jeszcze siebie nawzajem.
