Ryszard Szewczyk Ryszard Szewczyk
474
BLOG

Ratowanie euro szczytem

Ryszard Szewczyk Ryszard Szewczyk Gospodarka Obserwuj notkę 5

 

Szefowie najważniejszych instytucji Unii Europejskiej, czyli przewodniczący Komisji Europejskiej Jose Manuel Barroso, Rady Europejskiej, Herman Van Rompuy, szef eurogrupy Jean-Claude Juncker oraz prezes Europejskiego Banku Centralnego Mario Draghi, podejmują gorączkowe starania o ratowanie przed rozpadem strefy euro, czyli – de facto – całej Unii Europejskiej. Na rozpoczętym dziś dwudniowym szczycie UE będzie dyskutowany plan stworzenia bardziej ścisłej unii politycznej i fiskalnej. W wersji „hard” plan ten zakłada m.in., żewładze krajowe nie mogłyby zaciągać samodzielnie nowych długów na finansowanie wydatków publicznych, a więcmogłyby swobodnie decydować tylko o wydatkach nieprzekraczających własnych dochodów budżetowych. Zamiar przekroczenia tej granicy musiałby być zgłaszany grupie ministrów finansów strefy euro, a ci decydowaliby wspólnie, czy żądania takie są uzasadnione, a następnie emitowaliby wspólne euroobligacje, aby te wydatki sfinansować. Spodziewając się silnego oporu dla tak mocnego ograniczenia suwerenności w prowadzeniu polityki fiskalnej, przewiduje się także wersję „soft”, w której zgody wymagałoby tylko sfinansowanie długiem deficytu większego niż 3% PKB.
Abstrahując od reszty pomysłów, wśród których jest m.in. „uwspólnotowienie długów”, czemu jednak ostro sprzeciwiają się, i słusznie, Niemcy, chcę się odnieść tylko do tego, co dotyczy długu publicznego. Próba umieszczenia w planie ratowania strefy euro zakazu samodzielnego zaciągania nowych długów przez państwa członkowskie oznacza de facto przyznanie się rządzących strefą euro, że to one właśnie są głównym powodem kryzysu, jaki pięć lat temu zawitał do tzw. krajów wysoko uprzemysłowionych. Początkowo usiłowano wmówić wszystkim, że to pazerne banki udzielające bez opamiętania kredytów hipotecznych, są głównymi winowajcami zawirowań w sektorze finansowym, zaś podstawowym instrumentem finansowym, za pośrednictwem którego kryzys rozlał się m.in. po całej Europie, miały być tzw. CDF-y (credit default swaps), okrzyknięte natychmiast aktywami toksycznymi przez tych, którzy najmniej rozumieją to, co dzieje się na rynkach finansowych. Teraz jednak, gdy mimo wpompowania w rynek finansowy gigantycznych kwot zarówno w Stanach Zjednoczonych, jak i w Eurolandzie w celu ratowania przed bankructwem największych instytucji finansowych podpadających pod doktrynę „too big to fail” kryzys nie chce się zakończyć, lecz przeciwnie, z peryferii Europy przenosi się stopniowo do centrum, europejscy władcy zdali sobie (chyba) sprawę, że problem faktycznie tkwi gdzie indziej.
Od lat z uporem piszę w moich tekstach (dostępnych tutaj), że dług publiczny jest perfidnym sposobem oszukiwania rządzonych przez władze. Perfidnym dlatego, że wykorzystuje się do tego tzw. „pusty” pieniądz kreowany przez zaciąganie przez państwo kredytów bądź to w krajowym systemie bankowym, bądź też pożyczek zagranicznych. Pieniądz ten trafia ostatecznie do uczestników rynku i jest przez nich traktowany tak samo, jak pieniądz prawdziwy, czyli jako gwarant wzajemności, podczas gdy w rzeczywistości jest on jedynie atrapą bogactwa.
Odsyłając po naukowe argumenty do podanego wyżej adresu internetowego, powtórzę tu tylko po raz kolejny, że jedynym rzeczywistym winowajcą tego, że rynki finansowe większości krajów rozwiniętych gospodarczo przeżywają kolejny kryzys, są władze publiczne tych krajów, które stosowały i stosują nadal keynesistowską politykę permanentnego wydawania więcej niż wynoszą dochody budżetowe i „finansowania” tej nadwyżki poprzez kreację pieniądza. Dotąd ciągle udawało się ukrywać oszukańczy charakter takiej polityki między innymi dzięki rynkowi finansowemu i jego instrumentom. To tam, w różnych instrumentach rynku finansowego, kumulował się fikcyjny majątek tworzony przez wydatki państwowe, a inżynieria finansowa oraz rynek wtórny, sformalizowany i niesformalizowany, umożliwiały nadymanie bańki spekulacyjnej do niespotykanych rozmiarów. Nauka finansów zaś wspierała ten proces na różne sposoby. Z jednej strony bowiem jako aksjomat głoszona była teza, że skarbowe instrumenty dłużne nie są obciążone ryzykiem kredytowym, a z drugiej – jako pewnik głoszono możliwość zamiany tych instrumentów na pieniądz w każdej chwili i bez straty. Uzasadnieniem zaś dla ich istnienia było to, że państwo musi prowadzić politykę gospodarczą w celu zapewnienia stabilnego wzrostu gospodarczego i pełnego zatrudnienia, w ramach której konieczne jest stosowanie całego arsenału instrumentów podatkowych i wydatkowych. Ciągle też, za sprawą tzw. inżynierii finansowej, pojawiały się nowe instrumenty i strategie inwestycyjne, w których papiery skarbowe grały pośrednio lub bezpośrednio jedną z ważniejszych ról. To wszystko stawiało państwowe papiery dłużne w roli instrumentu niezbędnego wręcz dla życia gospodarczego. Stąd też wszelkie instytucje finansowe bezkrytycznie „łykały” każdą transzę papierów skarbowych w ramach operacji rolowania długów, czyli „spłacania” starych długów poprzez zaciąganie nowych, coraz większych ze względu m.in. na konieczność wypłaty odsetek, nie zważając na ciągłe wydłużanie się terminów ich umorzenia.
Dopóki dopływ gotówki do systemu finansowego przekraczał jej wycofywanie w celu regulowania zobowiązań danej instytucji wobec jej klientów, dopóty rolowanie długu publicznego nie nastręczało problemów. W każdym z tzw. krajów wysoko rozwiniętych obserwuje się jednak proces starzenia się społeczeństw. To zaś pociąga za sobą konieczność ciągłego zwiększania wypłat dla beneficjentów systemu ubezpieczeń społecznych. Instytucje finansowe, na razie głównie te, które są bezpośrednio lub pośrednio zaangażowane w tym sektorze, notują w związku z tym ujemne przepływy finansowe (pobierane składki są mniejsze od realizowanych wypłat), co zmusza je do redukowania portfeli papierów skarbowych, w których lokowane są pobierane składki. Spadający popyt z ich strony obniża akceptowane przez inwestorów ceny, czyli winduje w górę rentowności tych papierów.
Czynnikiem wzmacniającym ten proces jest narastająca wśród wszystkich inwestorów świadomość rosnącego ryzyka niewypłacalności sektora publicznego. Kryzys finansowy w krajach strefy euro dotarł oficjalnie na razie do Hiszpanii, ale już i Włochy stoją na kraju bankructwa. W tym stanie rzeczy jest już tylko kwestią czasu, kiedy rynek finansowy porzuci ostatecznie wiarę w to, że problem nadmiernego zadłużenia nie dotyczy takich państw jak Francja (86% PKB), Niemcy (96%PKB) i – największego z dłużników świata – Stany Zjednoczone z ich długiem publicznym sięgającym już prawie 16 bilionów dolarów (104% PKB, 50 tysięcy dolarów na głowę mieszkańca USA)[1]. Kto przy zdrowych zmysłach może jeszcze wierzyć, że długi te zostaną kiedykolwiek uczciwie spłacone?
Wracając do spraw Europy, szczyt, który rozpoczął się dzisiaj, będzie w tej sytuacji jedynie kolejną próbą odsunięcia w czasie tego, co nieuchronne. A nieuchronne jest bankructwo wszystkich rozwiniętych państw świata a wraz z nim bankructwo makroekonomii i jej recept na „pobudzanie” wzrostu gospodarczego i zatrudnienia za pomocą pieniądza tworzonego na żądanie władz oraz podejmowanych przez nie działań redystrybucyjnych.
Od dzielenia nigdzie i nigdy niczego nie przybywa. Podobnie jak niczego nie przybywa od działań oszukańczych. A tworzenie pieniądza przez państwo, które jest utrzymywane przez rządzonych, o czym pisałem wielokrotnie, jest działaniem oszukańczym.
W mojej książce z 2005 roku pt. „Manowce keynesizmu” zarysowałem projekt systemu pieniężnego, który bazuje na czystym pieniądzu kredytowym. Jest to system, w którym prawo do zadłużania się, wskutek czego powstaje pieniądz, mają wyłącznie ludzie jako jedyne podmioty gospodarcze posiadające zdolność do osiągania dochodu. Tylko wtedy bowiem pieniądz gwarantuje, że wymiana rynkowa odbywa się na uczciwych zasadach, to znaczy na zasadzie dobrowolności i wzajemności. I tylko wtedy niemożliwe staje się użycie pieniądza w roli instrumentu oszustwa. Znika wtedy problem oprocentowania, z którym przez wieki miały problem wielkie religie świata, podobnie jak znikają wszelkie inne instrumenty finansowe wraz z rynkami, na których nimi spekulowano. Znika wiele patologii związanych ze spółkami kapitałowymi. Pozostaje jedynie uczciwa praca dla zaspokajania swoich potrzeb z możliwością wykorzystywania do tego efektów cudzej pracy pozyskiwanych w drodze wzajemnej wymiany rynkowej wraz ze starą zasadą „jak sobie pościelesz, tak się wyśpisz”. Jedynym warunkiem wprowadzenia takiego systemu jest polityczna wola decydentów. Myślę jednak, że diabeł tak łatwo nie odpuści.


[1] Jeżeli doliczymy do tego wszelkie długi władz lokalnych oraz zadłużenie prywatne gospodarstw domowych, przedsiębiorstw i instytucji finansowych, to okaże się, że każdy Amerykanin jest w tej chwili zadłużony na astronomiczną kwotę przeszło 181 tysięcy dolarów (685 tysięcy dolarów na przeciętną rodzinę), źródło:http://www.usdebtclock.org/, 28.06.2012.

Absolwent Wyższej Szkoły Ekonomicznej w Krakowie (obecnie Uniwersytet Ekonomiczny). Tam uzyskany doktorat i habilitacja z zakresu finansów międzynarodowych. Przez pewien czas, do 2006 roku, kierownik Katedry Bankowości AE w Krakowie. Współzałożyciel i przez 9 lat rektor Wyższej Szkoły Ekonomicznej w Bochni. W latach 2006-2014 profesor Krakowskiej Akademii im. Andrzeja Frycza Modrzewskiego. Aktualnie profesor nadzwyczajny Wydziału Zamiejscowego w Bochni Staropolskiej Szkoły Wyższej w Kielcach. Inicjator nowej dyscypliny naukowej, jaką jest Ekonomia personalistyczna. Publikacje dostępne na stronie www.szewczyk.net.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka