Spotkałam kiedyś człowieka, który wiele w życiu przeszedł, był spokojny, pokorny, uśmiechnięty i pobłażliwy dla wszelkich wzmożeń. Człowiek o wielkim nazwisku i jeszcze większej osobowości i tylko malutkim żalu do świata za niektóre rzeczy, które go spotkały. Kiedy z nim rozmawiałam pił herbatę z cytryną, a ponieważ warunki były takie bardziej polowe, to nie trzymał w dłoni przynależnej mu - jakby z klucza - porcelanowej filiżanki, ale metaolwy kubek z dużym uchem.
Człowiek ten mówił niewiele. Obserwował rozbiegane otoczenie z łagodnym uśmiechem, nie buntując się przeciw niczemu. A działo się wiele - wszyscy biegali, krzyczeli, pokrzykiwali, mieli do siebie pretensje, albo rzucali przaśne dowcipy, a niektórzy nieudolnym ukradkiem adorowali innych... Świat w pigułce szalał i falował. Jeden się spieszył, ktoś inny bluźnił siarczyście. Nikt nie miał na nic czasu i wszyscy gadali jak najęci.
A ten człowiek siedział i z przekrzywioną lekko głową, grzał dłonie o metalową herbatę i patrzył. Kiedy znalazłam się w jego pobliżu i na chwilę usiadłam na małym stołeczku usłyszałam od niego: "Popatrz dziecko... Im nie wystarczy siły na przeżycie starości".
Nazwisko do wiadomości redakcji.
Inne tematy w dziale Rozmaitości