Nie lubię pączków. Ogólnie za słodyczami nie przepadam, więc celebracja "tłustego czwartku" stanowi dla mnie raczej luźny obowiązek. W daaawnych czasach objadano się tego dnia pączkami ze słoniną, boczkiem albo mięsem i szkoda, że ta tradycja nie przetrwała. Tym bardziej, że była bardziej logiczna, bo na czas postu trzeba było skumulować w organiźmie jakieś konkretne zapasy, a nie tylko cukier.
No ale nic... Pączkowy szał jest i w dodatku rozwinął się do granic absurdu. Jeśli komuś się wydaje, że łatwo jest kupić takiego zwykłego z marmoladą, to jest w mylnym błędzie. Wszędzie z czekoladą, z cukrem pudrem, skórką pomarańczową... w środku też jakieś wynalazki... budyń na przykład. Swoją drogą, to przypomniało mi się, że jeden mój znajomy edukował się kiedyś na piekarza-cukiernika i przynosił takie tytki z żółtawym proszkiem w środku, który wystarczyło zalać wodą (nawet taką z kranu), zabebłać łyżeczką i robił się z tego ów budyń, który mają na sobie drożdżówki, a pączki posiadają go w środku. Nie czytałam składu, ale czasem lepiej wiedzieć mniej, bo jak mówi stara szpiegowska zasada: mniej wiesz - dłużej żyjesz.
Inna historia pączkowa wiąże się z moją babcią, która czasem smażyła pączki. Zwyczajne. I któregoś razu w ferworze kuchennym zaczęła przewracać je w tym oleju i odruchem gospodyni domowej... oblizała łyżkę... Do dzisiaj pamiętam jak wyglądała przez kilka tygodni, a żywiła się wyłącznie zimną manną i to przez słomkę.
Także pączek to jest naprawde niebezpieczna rzecz i radzę uważać nie tylko na kalorie.
Wracając... Udało mi się nabyć trzy pączki klasyczne, choć z małym trudem. Człowiek jak ta owca lezie... więc niech się inni nie zżymają na jakieś Halloweeny, czy Walentynki. Nabyłam, gdyż domownicy lubią, a ja jestem przesądna i kiedyś przeczytałam, że trzeba gryznąć chociaż kawałeczek ku szczęściu, obfitości i powodzeniu.
Gryznęłam i teraz będę czekać na efekty. Tym bardziej, że poczyniłam to z wielkim poświęceniem własnych kubków smakowych.
Inne tematy w dziale Rozmaitości