Wróciłam właśnie z wywiadówki. To jedna z moich ulubionych rozrywek. Pokojowo nastawieni do siebie i nauczycieli rodzice rozwijają się w sposób fascynujący z biegiem czasu co powoduje, że pozornie spokojne, organizacyjne spotkanie równie pozornie zmierzające ku końcowi, zamienia się w pyskówkę mamy Nowakówny z tatą Kowalskiego, bo Michalski oplotkował panią od fizyki. Czy jakoś tak... Mnie się robi odcisk na brodzie podpartej dłonią i zaczyna burczeć w brzuchu z głodu, ale tendencja zawsze jest niestety wzrostowa i zamiast zbliżać się do telemarku - większość przypomina sobie jakieś pierdoły i atmosfera gęstnieje.
Dzisiaj tematem wiodącym było omówienie wycieczki do Poczdamu, co przerodziło się w dyskusję na temat tego kto koło kogo ma siedzieć w autokarze (tak trochę upraszczam). Pobocznym wątkiem był standard pojazdu, choć również wywołał wiele emocji.
Wychowawczyni patrzyła na mnie błagalnym wzrokiem, ale się zaparłam i postanowiłam, że morda w kubeł, bo jak ja bym zaczęła, to umarłabym na tym zebraniu z głodu w trakcie własnej perory. Popatrzyłam sobie więc na znaki pokoju, jakie przekazują sobie dorośli ludzie w ławkach (oskarżających przy okazji cudze dzieci o brak kultury osobistej) i zapytawszy, czy coś do mnie personalnie wychowawczyni ma - wyszłam, mówiąc grzecznie wszystkim "miłego wieczoru" (nie miała).
Wróciłam do domu z nadzieją na pokojowe zakończenie tego pięknego, zimowego, marcowego dnia, a tu mi mówią w mediach, że bombowiec amerykański ma zamiar przelecieć się nad Koreą. Domyślam się, że tak profilaktycznie. Niby wycieczka?
Zastanawiają mnie te wyścigi zbrojeń. Od wywiadówki, przez Somalię po Kim Dzong Una.
Inne tematy w dziale Rozmaitości