Pomyślałam dzisiaj, że Calvin Klein mógłby się uczyć od naszych polityków (Nadprezes demiurgiem) sztuki propagowania i rozpowszechniania mody. Musiałby wprawdzie całkowicie zmienić swą artystyczną duszę (przypominam, że nie to ładne co ladne, tylko co się komu podoba) na minimalistyczny egoizm połączony z twórczym masochizmem, ale czegóż nie robi się dla sławy?
Bo teraz nie chodzi o to żeby się inspirować i wzbogacać kolekcję, nie o to żeby zasugerować jakąś wartość dodaną, ale właśnie wręcz przeciwnie... Ujmować, wywalać, eliminować... Obecnie moda wpełzła w trendy wymiatania. Nadprezes zaczął i jak widać trendy trzymają sie mocno - co rusz jakaś partia odcina sobie wstążeczkę, albo pomponik, pozbawia sie koralików i patrzy z satysfakcją kiedy sie rozsypią po podłodze. Wszyscy poszli za kreatorem i nie wiem, czy ów nie powinien tego opatentować.
Tym samym mam wrażenie, że obecnie bycie niewydalonym jest wstydem i ujmą na honorze. Bez względu na to kto wydala. Pierwsi w szeregach są jeszcze w jakiejś w miarę komfortowej sytuacji, bo wykluczenie lidera, to "łał!!!"... Jest mięcho, jest zadyma... Ale co ma powiedzieć taki z ostatniej ławki? Mać... Tych, to nawet nikt nie chce wyrzucić...
Reasumując... Człowiek będąc istotą stadną posiada instynkt przynależności do grupy. Wszystko jedno, czy chodzi o ognisko, ubitego bawoła, czy koło młyńskie. Jakoś to tak działa, że mając kiepsko wykształcone kły i mizerne siekacze lgniemy do siebie, bo celem jest przetrwanie. Bez siebie nawazajem nie damy sobie bowiem rady. Od jakiegoś czasu mamy jednak parcie na wyparcie. Zgniły powody, zgniły cele...
Marni ludzie zmasakrowali nawet ideę Muszkieterów.
Inne tematy w dziale Rozmaitości