O twieram ja dzisiaj w świąteczny matczyny i całkiem ciepły dzień komunikator, słoneczko do mnie z monitora na żółto zamrugało i widzę, że wiadomość jakaś. Otwieram - kumpel. Nie znam go. Znaczy... znam go kupę lat, ale nigdy się nie spotkaliśmy. Wszystko co o sobie wiemy, to to co powiemy, albo napiszemy. Czasem o fasolce po bretońsku, albo krupniku, czasem o akumulatorze, listwach przypodłogowych, albo co tam u naszych dzieci, zwierząt lub innego otoczenia prywatno-zawodowego. Oczywiście z racji czasu trwania tej znajomości pojawiają się też wątki bardziej osobiste... uczucia, uniki, zwody i zawody, rozterki, ufnosć, miłość, wiara i religia... Bywa że się posprzeczamy, czasem poprzytakujemy głowami nad ciężkim losem i meandrami życia i tak to się jakoś kręci. Muszę dodać, że to jest człowiek o bardzo dziwnej konstrukcji psychicznej. Raz jest tak do bólu konkretny i ciosany, że nijak się rozwinąć w górnolotnych rozważaniach, bo on za kołnierz i do parteru. Innym razem natomiast wyjeżdża na takie poziomy choćby komentując śniadanie w postaci parówek w powiązaniu z egzystencjalnym tworem ludzkiego ducha, że trzeba się mocno skupić, żeby nadążyć. No ale może ja tez tak mam i dlatego tyle lat ze sobą rozmawiamy.
Ale wracając...
Otwieram wiadomość i czytam coś, co w pierwszym momencie wzmogło poszukiwania w pamięci poetów, którzy mogli coś takiego popełnić, ale... nie znalazłam.
Ot kumpel podzilił się ze mną taką oto myślą (pisownia oryginalna, akapity z układu komunikatora):
"Cześć
Nic sie nie zmienia
wszystko po staremu
cudu nie bylo tylko dalej
mi w sercu gra nie ta muzyka
co trzeba
Widzać przekroczyłem jakąś granicę i nie zauważyłem
trzeba patrzec w co i z kim sie wchodzi
bo potem co drzwi otwierasz to
za nimi stoi samotnosc
nara"
Przyznam, że czytałam to kilkakrotnie i robiło na mnie coraz większe wrażenie. Kilka słów, napisanych prawdopodobnie w pośpiechu przed pójściem na rower, mających zawierać informację, że jakoś dycha, bo ostatnio rzadko się kontaktujemy. Prawdopodobnie również wystukane w niezbyt rozradowanym nastroju i z bagażem ostatnich ciężarów na karku, ale... pomyślałam sobie "ty durna pało! nawet nie wiesz co i jak przypadkiem napisałeś".
Ciekawe, czy ten tekst byłby fragmentem przyszłorocznego egzaminu maturalnego z poleceniem np. "Przeprowadź analizę przeżyć autora dotkliwie doświadczonego brakiem wiary w ludzi i w Boga, który musi zmierzyć się ze sobą dobie pauperyzacji społeczeństwa industrialnego", gdyby widniało pod nim wielkie nazwisko utytuowanego na świecie twórcy poezji współczesnej z imponującym dorobkiem literackim...
Inne tematy w dziale Rozmaitości