Postanowiłam uprzedzić ewentualne spekulacje na temat mojej osoby jakobym była wplątana w czyny osób, z którymi występuję na wielu zdjęciach.
W latach PRL'u podlegałam edukacji: przedszkole, podstawówka, liceum, a potem studia na starcie nie-PRL'u. Przypominając sobie postaci z tamtych lat i przewertowawszy zakurzone fotografie stwierdzam, że:
- wyblakłe obrazki z pierwszego etapu owej edukacji przedstawiają grupę dzieci w różnych sytuacjach: taniec w wiankach z bibuły na cześć pierwszego dnia wiosny, kilkoro smarków z Mikołajem przy choince, my z balonikami i panią wychowawczynią z okazji ostatków, więc gorzej rozpoznawalni, ale jednak... i takie tam podobne
- drugi etap, to podstawówka oraz zdjęcia klasowe-pozowane: policzyłam, było nas 24 sztuki w klasie; oczywiście zdjęć jest osiem, bo tyle wówczas podstawówka lat mierzyła
- etap trzeci, czyli liceum: fotografie mniej ustawiane, bo na korytarzu, na dyskotece, na jakimś wyjeździe, ze studniówki... ogólnie pełen spontan, no ale ludzi multum
- odbitki z czasów studenckich są już (jeszcze) bardziej kolorowe, ale też tłumy, tłumy, tłumy (nawet jeśli nie na jednym obrazku, to w masie masa.
Mam również wiele innych wspomnień tego typu z czasów późniejszych, ale skupmy się na tych, z których ktoś chciałby mnie nagle rozliczyć, a ja za diabła bym nie pamiętała, więc dlatego zajrzałam.
Otóż w grupie przedszkolnej był niejaki Eligiusz J. Po ukończeniu edukacji przedszkolnej nie miałam pojęcia co się z nim dzieje, aż do czasów licealnych, gdy okazało sie, że kumpel mieszka z nim na osiedlu. To znaczy rzadko go widuje, bo gość wylądowałw poprawczaku. Z owym kumplem mam kontakt do dzisiaj i z tego co wiem Eligiusz J. odsiadywał później karę więzienia, a po zwolnieniu - kilka lat później - recydywa i znowu siedzi. Oświadczam, że nie mam pojęcia co zrobił mój kolega, z którym występuję na fotografii z roku 1974.
Wiem również, że kilkoro znajomych (ale to w porównaniu małe płotki) ze zdjęć późniejszych miało kłopoty z wymiarem sprawiedliwości, ponieważ rozbiło komuś auto, przekroczyło prędkość, tudzież nieletni syn koleżanki podpalił ze znajomymi trampolinę na placu zabaw, ale zaświadczam, że dowiedziałam się o tym po tzw. czasie i nie jestem zamieszana w żadną z tych spraw.
Tym samym tak na wszelki wypadek informuję, że zarówno z rekinami, jak i z płotkami nie pływałam i nie pływam, a przynajmniej nie... jak to się mówi? ... nie powzięłam na ten temat wiedzy.
Swoją drogą ciekawe kto był tym Mikołajem...