Drenowanie banku?

Złożyliśmy sobie rower z tytanową ramą, złotym łańcuchem i ze srebrnymi szprychami. Żona wymaga od nas nowego futra. Nie mamy wolnych drobniaków i musimy wymontować srebrne szprychy, sprzedać, i za zdobyte pienądze kupić futro dla żony i stalowe, tańsze szprychy.
Jeśli ten rower nie był przez nas złożony, tylko kupiony, to możemy tak samo postąpić z drogocennymi częściami, jeśli czujemy konieczność zdobycia gotówki.

Teraz zastąpmy ten rower własną firmą. Na przykład niech to będzie sklep z drogim wyposażeniem. Sklep jest nasz, więc możemy sprzedać na przykład złote sztućce ze stołówki zakładowej.
Jeśli sklep nie został przez nas założony ale kupiony łacznie z wyposażeniem, to sytuacja jest taka sama.

A teraz weźmy właściciela pakietu większościowego banku "kiedyś polskiego". Właściciel pilnie potrzebuje gotówki, więc na przykład kupuje tanio spółkę zależną banku. Spółka jest o wiele więcej warta.  Właściciel dokonał transferu z jednej swojej kieszeni do drugiej swojej kieszeni.
W Kodeksie Spółek Handlowych są oczywiście zapisy chroniące akcjonariuszy mniejszościowych. Jednak jeśli kogoś stać na prawie cały pakiet akcji banku, stać go też na sprytnych prawników i wszystko robi bez łamania prawa.

Właściciel paru akcji banku może czuć się oskubany. Ale czy na pewno? Akcje kupił wiedząc, że "duży" może to zrobić. Ktoś inny mógł z tego powodu zrezygnować z nabycia akcji. Jeśli tak, to znaczy, że popyt na akcje był niższy, więc też cena była niższa bo uwzględniała ten czynnik ryzyka. Co więcej, jeśli "duży" rzeczywiście wykonał operację obniżającą wartość banku, to obniżył też wartość swojego pakietu akcji.

Według mnie - wszystko jest w porządku. Chyba, że mnie ktoś przekona.
I  nie ma znaczenia, czy dominującym akcjonariuszem banku jest Włoch, Polak czy Albańczyk i czy bank został założony czy kupiony wszystko jedno od kogo.