Najpierw odbyła się carska wizytacja podległego kraju. Carski namiestnik i inni dygnitarze z hołdem do cara pośpieszyli. Dzisiejszy ponowoczesny sposób oddawania hołdu to już nie na kolana przyklękanie i rączek całowanie; dziś to się odbywa przez poklepywanie po ramionach oraz rozkraczanie nóg przez cara, gdy rozmawia on z hołdownikiem (tę cenną obserwację z dziedziny antropologii symboli zawdzięczamy drowi Markowi Cichockiemu). Dygnitarze podległego kraju potulnie wysłuchali orędzia Jego Impieratorskogo Wieliczestwa, jedynie tytularny przewodniczący Rady Stanu (który żadnej rzeczywistej władzy nie ma) dał odpór carskiemu majestatowi. Car zignorował tę orację, nawet brwi nie zmarszczył, co tam dopiero Sybir; on nie jak jakiś furiat Iwan Wasiliewicz, on jak przebiegła dama stanu Jekatierina Aleksiejewna, co i czasem despekt zniesie, byle tym lepiej wyjść na swoje. Carowi buńczuczna oracja tytularnego przewodniczącego Rady Stanu nawet na rękę była. Gdy na władze podleglego kraju się pogniewa, rzeknie: ach, jak ja ich kochałem, a oni tak mi odpłacili!
Po dniach paru w podległym kraju zebrał się marionetkowy, podległy parlament, w którym większość miejsc okupują agenci wpływu ościennych mocarstw, a przede wszystkim - cara (większość z nich to agenci-śpiochy, co się ze swą agenturalnością nie zdradzają szybko, przez co tym groźniejsi są). Sytuacja taka niczym dziwnym nie jest w kraju, którego szefowie dyplomacji, jak jeden mąż, też takimi agentami wpływu byli i są. I spór w marionetkowym parlamencie rozgorzał; a delikatna to sprawa, o którą się spierano. Trzeba było jakąś uchwałę podjąć w rocznicę najazdu potężnego sąsiada; tego samego sąsiada, któremu dziś podlega kraj, o którym mowa. Udający posłów agenci wpływu chcieli uchwały gładkiej i eufemizmów pełnej; boć wiadomo
Car dziwi się - ze strachu drżą Peowczany
Car gniewa się - ze strachu mrą jego dworzany;
I nisko się pochylą ci, dla których Bóg i wiara
Jest Car. - Car gniewny: uchwalim, rozweselim Cara.
Tylko grupa posłów-patriotów - która jakimś dziwnym trafem znalazła się w marionetkowym parlamencie podległego kraju, kraju, w którym bez milczącej, albo i głośnej zgody czworonożnego układu kierowanego ze stolicy Imperium nic się istotnego zdarzyć nie ma prawa - honor Ojczyzny ratować chciała, i o Prawdę się dopominała. A to już nie przelewki, to już nie czcza, choć wojownicza, gadanina tytularnego przewodniczącego Rady Stanu. To już buntem pachnie! Rządząca kasta renegatów i sprzedawczyków zacierała ręce, widząc syzyfowe wysiłki posłów prawych i sprawiedliwych - będzie okazja, by tanim kosztem nadstawiać piersi po ordery Za usmirienije miatieża. Piersi po ordery, a ręce po ruble.
Sytuację z zainteresowaniem obserwowano w stolicach krajów czlonkowskich Konfederacji, która nad rzeczonym krajem też protektorat trzyma, dzieląc się w tym z carskim zwierzchnictwem. Tu się wprawdzie bez najazdu obyło, kraj sam do Konfederacji przystąpił, i to za zgodą, w powszechnym głosowaniu wyrażoną, Narodu. Naród bowiem - nad czym działacze wspomnianej wyżej partii patriotycznej ubolewają - słuchać prawdziwych patriotów nie za bardzo chce, i jako ta świnia w błocie utytłana tylko o konsumpcji, świętym spokoju, i możliwości podróżowania po całej Konfederacji myśli; a Wartości, takie jak Honor, Tradycja, Walka za Ojczyznę, Pełna Suwerenność, lekce sobie waży. Na tak wielkie Narodu samoupodlenie działacze partii patriotycznej gniewnie reagują, rzeczy po imieniu nazywając - przez co jednak Naród, w swej większości, słuchać ich tym bardziej nie chce, a nawet i mało wybrednymi określeniami obdarza.
I czyż można się dziwić, że ludzie mądrzy, daleko widzący, i miłością do tego Narodu do głębin serca przeszyci, w porywie gorzkiej prawdomówności tak o nim piszą:
"Coraz bardziej przypomina ujarzmiony kraj, zamieszkiwany przez zniewolonych człowiekowatych, nieświadomych swego zniewolenia, na dodatek z potwornie zaburzoną tożsamością indywidualną i narodową. Mieszkańcy tego kraju, omotani codziennością, szydzą z artefaktów i zjawisk kształtujących narodową oraz indywidualną tożsamość, wyśmiewając wartości, przed którymi z nabożną czcią chylili czoła ich rodzice i rodzice ich rodziców.
Charaktery oślizłe i płazie. Szczurze ślepia i owrzodziałe ryje, ulepione z łajna cynizmu, pazerności, perfidii i łajdactwa. Szarlatani, spiskowcy, karierowicze, egoiści, obłudnicy i lokaje. Oportuniści, zapatrzeni w prywatne bilanse i osobiste apanaże, nic więcej ich nie obchodzi. Zakłamana, nikczemna mierzwa renegatów wraz z latoroślą poczęta w służalczych łonach i zrodzoną w wypełnionym moralną zgnilizną szambie. Sukcesorzy ponad półwiecza notorycznej blagi."
Jak, niestety, łatwo się domyślić, autor tych słów nie znalazł zbyt wielkiego zrozumienia u swych rodaków. εἰς τὰ ἴδια ἦλθεν καὶ οἱ ἴδιοι αὐτὸν οὐ παρέλαβον. Taki już los Proroków.
Inne tematy w dziale Rozmaitości