Nie ma żadnego globalnego ocieplenia, reką, a raczej fabryką ludzką spowodowanego. Nie ma, nie było, nie będzie. Przecież łąki zielone kwitły kiedyś na Grenladii, i co? Teraz ich nie ma, za jakiś czas wrócą, a potem znów ich nie będzie. Przecież w XVII w. w Londynie zimą na Tamizie urządzano jarmarki i zabawy, jakby to w Moskwie było. A w Polsce przed "małym zlodowaceniem" uprawiano winorośl! Może to nie wróci, a może wróci - tak Matka Natura rządzi, tak kaprysi, ludzka działalność nie ma tu nic do rzeczy.
Aby zadać zwolennikom globalnego ocieplenia coup de grace, z którego już się nie podniosą, przywołam argument Ziemkiewiczowski. W czerwcu tego roku Rafał Ziemkiewicz obśmiewał teorię globalnego ocieplenia uwagą, że przecież czerwiec mamy, a tu zimno, pogoda jakby to był początek kwietnia. O ileż trafniej argument Ziemkiewiczowski brzmi teraz - najstarsi ludzie nie pamiętają, by w połowie października zrobiła się zima. Przejściowa, ale zawsze to zima w połowie października. A skoro w połowie października ziąb i śnieg sypie, to o jakimże globalnym ociepleniu mówić można?! Zwłaszcza że Europa środkowa, a osobliwie Polska, to klimatologiczny probierz tendencji globalnych.
Inne tematy w dziale Rozmaitości