Nowe otwarcie w Prawie i Sprawiedliwości sugeruje zmianę retoryki. O tym chyba trąbią już prawie wszyscy. Jednak zmiana powinna być konsekwentna, niezależnie od tego, czy PIS sie lubi, czy nie. Spodziewałem się nie fajerwerków, ale kontynuacji cyklu debat. Pamiętne jest na dotychczas odbytych debatach, sugestia by w tematyce ekonomicznej lub służby zdrowia pojawiły się następne, celem wyczerpania tematu. Już samo to daje do myślenia, że debatowania nigdy mało. Skoro więc jest taka potrzeba, to co dalej? Po prostu zrealizować te wstępne obietnice otwarcia na środowiska opinotwórcze. Brakuje mi mimo wszystko debat nie w tematach już poruszonych, ale kolejnych, jako sposób ukazania widzenia PISu i środowisk eksperckich. Tym bardziej, że ciągła retoryka rządu to swoiste nic się nie dzieje, wszystko zmierza w dobrym kierunku. Czy faktycznie tak czujemy?
W takim razie, gdzie debata o problemach oświaty, systemu obronnego, czy polityki zagranicznej? Nie tyleż, co potrzeba jest dalszego otwarcia PIS, co zwyczajnie chęci poznania opinii ekspertów na wzmiankowane tematy. Przykład ostatnich debat pokazał, że ich opinie potwierdzają konieczność zmian. Zresztą nie chodzi mi o sam PIS, tylko stworzenie gruntu politycznego, gdyż tylko polityka jest w stanie realizować wartościowe pomysły. Czyli jest potrzebny grunt polityczny, aby rozmawiać, bo debata dla samej debaty tylko z udziałem ekspetrów nie ma koniecznego ładunku emocjonalnego celem przyciągnięcia społeczeństwa. Polityka jest polem przyciagającym do siebie ludzi, owszem dla własnego interesu lub ideii, lecz nie ma poza religią silniejszego pola.
Rząd PO-PSL debatę taką porzucił, zrezygnował z pokusy deliberownia z prostej przyczyny. Nie znosi krytyki. A brak tak pojmowanej dojrzałości politycznej do słuchania zdania innych, skłania do stwierdzenia, że PIS, i inne partie opozycyjne powinny wykazać się inicjatywą w zakresie debatowania. Szkoda, że nie mogą tego uczynić wspólnie, ponieważ dziś wiadać po wejściu do NATO i UE swoiste zagubienie społeczeństwa i elit - czy Polska zmierza w jakimś faktycznie obranym kierunku? Strciliśmy tamtą busolę, gdyż zwyczajnie dotarliśmy do obranych celów, a co dalej? Kryzys w Europie i USA to coś znacznie większego niż tylko kwestia posiadania pieniądza lub jego braku. To kryzys cywilizacji zachodniej. Czy Polska wraz ze swymi słabościami nie powinna zareagować odpowiednio do sytuacji? Czytaj, zamiast pogrążać się w rozważaniach, czy jesteśmy w ścisłym kierownictwie europejskim, zmienić azymut na drugi etap prawdziwej transformacji? Transformacji inaczej pojętej niż dotychczas. Tu już nie chodzi tylko o alokację środków, ale wytworzenie społeczenstwa obywatelskiego - coś, czego deficyt jest bardzo mocno widoczny. Wręcz mamy kryzys państwa, gdzie właściwie pojęty indywidualizm nie idzie w parze z poczuciem wspólnoty, pytasz jakiego braku wspólnoty. Bardzo prostego, gdzie demokracja jest budowana od góry, ale nie od dołu, czyli inicjatywa ludzka nie tworzy sprawnie działające instytucje będące podstawą skuteczności państwa. Jest dzisiaj obecne przeciwieństwo tego podejścia z prostej przyczyny. Liczą się kręgi, swoiste pajęczyny znajomości i konformizmu na rzecz tworzenia sobie szerokich pleców, by te dawały złudne poczucie bezpieczeństwa dzięki posiadanym koneksjom, a nie kompetencjom. Pisząc bardziej obrazowo, rzadna biurokracja nie będzie w takim układzie działać na korzyść obywatela z powodu jej własnego zakotwiczenia w skomplikowanej nadbudowie prawnej, której obywatel nie zna lub czuje jej wrogość wobec niego samego.
To złe prawo towrzy aparat administracyjny żywiący się swoją indolencją. Przyzwolenie na to daje w przestrzeni publicznej szansę dla miernych, ale wiernych z włącznym blokowaniem ludzi mogących tworzy nowe potencjały, zagrażające jednak tak usytuowanym grupom posiadającym moc decydowania. Obywatel nie jest skory angażować się jeśli wiążą się z tym represje. Szczególnie na poziomie samorządowym, mającym w sobie taktykę spychologii inicjatyw społecznych, czy zwyczajnej ciekawości obywatelskiej. Dlaczego? Ponieważ góra systemu politycznego, złowrogo nastawiona na krytykę, implikuje podobne podejście u jej reprezentantów na dole drabiny. Krytyka i chęć zmiany jest traktowana jak działanie wrogie, próba wysadzenia z siodła. Jak więc aktywować ludzką inicjatywę, kiedy oczywisty jest znikomy wpływ obywatela na prawo lokalne, nie mówiąc o wyżej stanowionym? Przypomina mi się sytuacja w Austrii, gdzie wygrał swego czasu źle odbierany lider Jorg Haider. Pomimo zwycięstwa w formule demokratycznej, austriaków spotkało potępienia ze strony salonów UE za tak dokonany wybór. Coś podobnego rzecz się ma w Polsce. Nie można mówić otwarcie kogo się popiera lub jakie zmiany, gdyż grozi to obstrukcjami zależnie od środowiska i miejsca w jakim się znajduje. Nie ma generowania inicjatywy obywateli, ale jest jej duszenie dla korzyści środowisk, które w danym momencie mają przewagę nad nie mającymi podobnej osobami lub organizacjami. Wydaje się to oczywiste, lecz jak to zmienić?
Postuluję formułę dalszych debat dla wyczerpania tematów budzących w nas niepokój. A jest ich bardzo dużo, i konkluzja powinna być taka, że zebrane wnioski powinny posłużyć do stworzenia strategii nastawionej na realizację konkretnych celów. Czyli nie wszystkiego po trochu, jak odbywa się to od lat, gdzie obszary zdominowane przez chwilową wrzawę medialną trafiają do przekonania polityków, że tutaj trzeba dokonać posunięć ad hoc, czyli reformy reformować kolejnymi reformami tworząc jeszcze bardziej zagmatwany system. Potrzeba jest naprawienia w ujętym czasowo okresie wybranej dziedziny państwa, dla przykładu może to być służba zdrowia. Po tak udanej realizacji nie rozstrząsać się w trakcie na wiele innych inicjatyw, tylko wybrać kolejną i pozostawić po sobie trwałe świadectwo. Polskiej polityce brakuje zwyczajnie sukcesów korzystnych dla obywateli. Nie sukcesów jakiejś partii, tylko tego kraju. Trzeba pamiętać, że wciąć gonimy te nowoczesne i bogate państwa, a przecież te rzekomo nowoczesne kraje nie stoją w miejscu. Czy więc zamiast iść do przodu, nie chodzimy w kółko? By tak się stało musi być kontynuacja debat na wysokim szczeblu, aby na dole wytworzył się podobny klimat tam, gdzie jest taka konieczność.
pozdrawiam
SCHUMI
Doktor nauk humanistycznych w dyscyplinie historia oraz politolog. Zajmuje się badaniem okresu od 1945 do 1989 r. Interesuje się również bezpieczeństwem narodowym, strategią i teoriami stosunków międzynarodowych. Zawodowo zajmuje się archiwistyką.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka