Partia znana z dużych wpływów na poziomie samorządowym, chyba w porę – a to się jeszcze okaże – zaczęła zdawać sobie sprawę z podcinania w ostatnim czasie gałęzi, na której siedzi. Tą oczywistą gałęzią jest poparcie wyborców. Nie zanosi się na to, by PO zdobyło trzecią kadencję przy obecnych trendach, a pewnym jest, że ze sceny politycznej partie małe, takie jak PSL wylatują z hukiem, gdy duży traci, mówiąc w ten sposób o Platformie Obywatelskiej. W przypadku ostatnich spadków jakie notuje platforma, czy też nie wielkiej zwyżki, koalicjant może okazać się mało przywiązany do końca. Chyba, że przestraszy się scenariusza PO plus Ruch Palikota.
Janusz Piechociński został wybrany z powodu wieloletniej fali jaka podmywa tę partię. Mając trudności ze skutecznym odwołaniem się do szerokiego elektoratu z powodu agrarnego, korporacyjnego charakteru, szanse jej przetrwania stają się bardzo niskie. Ciągłe wahania na granicy progu wyborczego nie wróżą dobrze, co było już nie raz pokazywane.
Jednak najbardziej niszczący może okazać się odwrót kolejnych wyborców od PSL-u, po tym jak poparli wydłużenie wieku emerytalnego. Z doświadczenia własnego wiem, patrząc na sytuacje na wsi, że w wielu regionach jest zniszczona z powodu utraty miejsc pracy w kiedyś istniejących zakładach. Powstało wiele małych, prywatnych firm, które często nie chcą zatrudniać w sposób legalny lub jeśli już - to za bardzo małe pieniądze. Przy pogarszającym się stanie służby zdrowia wraz ze spadkami w gospodarce, należy liczyć się z jeszcze bardziej negatywnymi nastrojami i wzrostem bezrobocia. Przy wysoce liberalnym podejściu PO, dobrym dla elektoratu dużych miast, spycha to PSL na margines. Wasala istniejącego dzięki koneksjom wynikającym z niepisanej umowy koalicyjnej. A przecież wyborcy nie są ślepi.
Tym bardziej, że wątpię aby PSL miał łatwe zadanie wytłumaczyć swoim wyborcom poparcie dla przedłużenia wieku emerytalnego. Czy Janusz Piechociński może zaryzykować voltę i zrezygnować z firmowania działań partii oraz rządów Donalda Tuska? Jak zwykle mogą wygrać interesy ad hoc, będzie to jednak chwilowe uspokojenie szeregów Waldemara Pawlaka. Tylko, czy ekipa wicepremiera może zrobić coś innego niż poprzeć Piechocińskiego? Mało prawdopodobne, by bunt oznaczał przejście do PO, prędzej nowe walki frakcyjne – jak widać Piechociński próbuje uspokoić obrażonego Pawlaka. Z drugiej strony, czy Tuskowi zależy na Pawlaku? Na pewno na utrzymaniu większości. „Odejście” Pawlaka to taki mały szantażyk – straszenie możliwym scenariuszem rozpadu koalicji i wzmocnienia w ten sposób PIS. To sprytny polityk – utrata fotela lidera, to nie utrata wpływów. Obecne działanie potwierdza, że chce wzmocnić swoją pozycję. Konferencja o 12:00. Pewne jest, że w wielkim basenie interesów biją się rybki z dwóch akwariów. Pierwszy z nowym liderem bez zębów na łasce wicepremiera, który dalej gryzie. Piechociński odniósł pyrrusowe zwycięstwo – a tam, gdzie dwóch się bije, to trzeci korzysta. Tym kimś jak zwykle jest Donald Tusk.
Pozdrawiam
Kamil Sasal
Doktor nauk humanistycznych w dyscyplinie historia oraz politolog. Zajmuje się badaniem okresu od 1945 do 1989 r. Interesuje się również bezpieczeństwem narodowym, strategią i teoriami stosunków międzynarodowych. Zawodowo zajmuje się archiwistyką.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka