SDP SDP
422
BLOG

Rozmowa dnia o ACTA

SDP SDP Rozmaitości Obserwuj notkę 2
Z Mirosławem Usidusem o hakerach, kradzieżach intelektualnych i cynicznej grze rządu, rozmawia Błażej Torański.

 

 

Mirosław Usidus, dziennikarz, bloger, przedsiębiorca. Weteran internetowych mediów, smakosz życia w sieci. Właściciel firmy iEM, przewodnik firm w świecie internetowych społeczności. Pracował w „Rzeczpospolitej” i TVP. Publikuje w gazetach, na blogach, w serwisach społecznościowych.

Wiedział Pan, że hakerzy zaatakują rządowe strony?

Skąd mogłem wiedzieć, skoro nie mam żadnych związków z hakerami (śmiech). Ale porozumieniem ACTA interesuję się już od jesieni 2009 roku, kiedy niewielu o tym wiedziało i mówiło.  Spodziewałem się więc akcji, protestów, ale nie ataku hakerskiego. Nie sądziłem, że włączy się w to Anonymous.

Sądzi Pan, że rząd ugnie się przed hakerami?

Nie znam procedur, ale klamka już chyba zapadła? Jest wstępna akceptacja porozumienia.

Wstępna jest. Rada UE podjęła decyzję w połowie grudnia. Ale podpisanie przewidziano na czwartek, 26 stycznia. Tymczasem teraz, po ataku rządowych stron, politycy wypowiadają się odmiennie. W poniedziałek wicepremier Waldemar Pawlak nie wykluczył odstąpienia przez Polskę od ACTA, a minister Michał Boni potwierdził, że rząd porozumienie jednak podpisze.

Zobaczymy, jak to się zakończy. Ale zapoznałem się z ACTA. Nie dość, że jest to trudny dokument, to jeszcze powiązany ze skomplikowanymi regulacjami międzynarodowymi. Najczęściej krytykowany za to, że właściciele portali będą musieli ujawnić  tych, którzy naruszają własność intelektualną.

Nie grozi nam to?

Owszem grozi. Ale narzucanie takiego obowiązku zawsze było punktem zapalnym.

ACTA zmusi operatorów do monitorowania milionów użytkowników i posłuży karaniu najbardziej błahych przypadków?

Tak. Ale uważam, że operatorzy będą się przed tym bronić rękami i nogami.

Nowe regulacje będą narzędziem odcinania użytkowników od sieci?

To akurat nie. Ale mogą być niszczące dla polskiego biznesu internetowego.

W jakim sensie?

Ta umowa międzynarodowa daje narzędzie do skutecznego ścigania naruszeń własności intelektualnej ponad granicami. Podam fikcyjny przykład, który opisałem na Facebooku. Załóżmy, że pewnego pięknego dnia sadownik oderwie liść od jabłka w swoim sadzie i wpadnie na pomysł biznesowy, aby na owocach słońcem utrwalać lub naklejać inicjały. Odniesie sukces, ale okaże się, że 30 lat temu na ten sam pomysł wpadł ktoś inny w Stanach Zjednoczonych. ACTA może doprowadzić do tego, że pomysły biznesowe, które nie są w Polsce chronione przez prawo, uznawane za własność intelektualną, będą ścigane. A grozi to szczególnie polskiemu biznesowi internetowemu.

Oparty jest na kopiach?

Większość ludzi w Polsce nie zdaje sobie sprawy, że tworzą go głównie klony i kopie konceptów powstałych za granicą, zwłaszcza serwisów amerykańskich. Na pomysłach sklonowanych z zagranicznych rozwiązań opierają się wielkie polskie serwisy: Allegro, Nasza-Klasa czy Wykop. ACTA otwiera tym, którzy to wymyślili, drogę do ścigania naruszeń swoich praw autorskich,  jak to się tam określa swojej „własności intelektualnej”.

Dziesiątki polskich serwisów, w tym niezwykle popularne – jak Allegro, Wykop, Kwejk czy Demotywatory – protestowały, zaciemniając swoje strony. Odezwały się nożyce po uderzeniu w stół?

No właśnie, to nie jest przypadek. Nie dziwi mnie lista tych portali. Należą do głównych zainteresowanych powstrzymaniem ACTA. Bardzo dużo się w polskim Internecie kopiuje, nie tylko pomysły zresztą, także po prostu oryginalne, chronione prawem autorskim teksty, zdjęcia, dźwięki, wideo…

Intelektualna kradzież.

Nie poszedłbym tak daleko. Zdjęcia są kopiowane, ale już np. w przypadku tłumaczonych z angielskiego tekstów z serwisów i blogów, trudniej dochodzić i udowodnić naruszenia praw autorskich. Tłumaczenie tekstu wymaga zmian gramatycznych, modyfikacji stylu, a to są już jakieś interpretacje. Jednak prawdą bezsporną jest, że wiele polskich portali, na przykład opisując nowości technologiczne, pełną garścią czerpie z treści zachodnich serwisów.

Walcząc o wolność w sieci można równocześnie włamywać się do laptopa wiceministra cyfryzacji?

To oczywiście jest przestępstwo, ale ja zawsze sceptycznie podchodzę do takich doniesień. Nie wiem, czy to nie jest taka dodatkowa „wrzutka”, aby podgrzać temperaturę. W niedzielę z oficjalnych wypowiedzi rzecznika rządu wynikało, że nie było żadnych włamań na strony ani prób zmiany treści tych stron, tylko ogromne zainteresowanie serwisami.

Nagle wszyscy Polacy rzucili się do czytania tych nudnych, jak flaki z olejem, stron? Paweł Graś kłamał?

W pewnym sensie miał rację. Bo działania tych mitycznych hakerów z Anonymous polegały właśnie na generowaniu ogromnego ruchu na stronach, co je wyłączyło. Nie było to więc żadne włamanie tylko obciążenie, a w rezultacie unieruchomienie serwerów. Można to porównać do powodzi, która zatyka wszelkie kanały odpływowe.

Władzy spiskującej przeciwko obywatelom nie należała się taka reakcja internautów, paraliżująca strony?

To całkiem zrozumiałe. Kiedy szwedzki dziennikarz jesienią 2009 roku spytał o ACTA, dostał dokument w większości wyczerniony. Jakby to była interwencja cenzorska, jak skrywana tajemnica. Rządy europejskie próbowały przeforsować to porozumienie chyłkiem, po zakamarkach i bez rozgłosu.

Unia Europejska przyjęła ACTA informując o tym na 43 stronie komunikatu prasowego na temat rolnictwa i rybołówstwa. To nie jest arogancja władzy?

Chodziło o to, aby ta regulacja przeszła niezauważona. Przy otwartej kurtynie, w świetle jupiterów, nie miałaby szans, jest bowiem skandaliczna, choćby z tego względu, że narusza znane nam standardy prawa, np. równość stron postępowania, na co zwracają uwagę prawnicy w komentarzach, które czytałem. Dlatego to, co zrobili hakerzy, ma pozytywny efekt. Media zaczęły o tym mówić. Nawet w drewnianych „Wiadomościach” TVP była to pierwsza informacja. Internauci wymusili jawną dyskusję publiczną.

Rząd do negocjacji o sieci nie zaprosił polskich organizacji pozarządowych, a międzynarodowe korporacje - tak. Czy te ostatnie mają wpływ na rządzenie w Polsce?

Myślę, że mają. Rządowi zależy na ich inwestycjach. Ale przy ACTA prowadzono cyniczną grę. Nie można było do niej dopuścić podmiotów nieprzewidywalnych, których nie da się kontrolować. Na korporacjach można polegać.

 

 

SDP
O mnie SDP

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (2)

Inne tematy w dziale Rozmaitości