seaman seaman
7676
BLOG

Jak za przyczyną Gazety Wyborczej opadły mi łuski z oczu

seaman seaman Polityka Obserwuj notkę 119

Zafrapował mnie enigmatyczny tytuł na portalu Wyborczej: „Prawo i Sprawiedliwość kłóci się o rząd PiS”. Z kim oni się kłócą o ten rząd – pomyślałem – przecież chyba nie z Platformą, która ma teraz ważniejsze sprawy na głowie niż cudzy rząd, w dodatku opozycyjny. Niby z kim tu się spierać - lewica spadła do drugiej ligi, PSL to już zwiędła ruta, Kukiz zalatany jest z tą swoją rewolucją obywatelską, a słońce Petru jeszcze nie wzeszło na tyle, żeby się z nim spierać o cokolwiek. Przecież nie kłócą się pisowcy pomiędzy sobą, to jest absolutnie niemożliwe w partii wodzowskiej. Doskonale wiemy, że z Kaczyńskim to nawet przekomarzać się nie wolno, taki pamiętliwy jest.

Co tu jest zatem grane? – pomyślałem i zagłębiłem się w tekst redaktor Agaty Kondzińskiej, która wkrótce chyba  dorówna  redaktor Agnieszce Kublik, co się wydaje niemożliwe tylko na pierwszy rzut oka, wiemy bowiem, że w gazetach wszystko jest możliwe od czasu, gdy Palikot został Dziennikarzem Roku.

Jednak zostawmy Kondzińską, niech już tam Michnik ją szlifuje do wyzwań przyszłości, aby stawiła się, gdy przyjdzie chwila próby. Już na początku tekstu zagięło mnie, gdyż okazuje się, że pisowcy  kłócą się o rząd pomiędzy sobą nawzajem i wręcz z Kaczyńskim. Zgroza po prostu. Kondzińska opis kłótni daje barwny, nawet epicki momentami, jedzie po nazwiskach i funkcjach.

W pierwszej chwili nawet pomyślałem, że to  jednak zuchy ci pisowcy, skoro się stawiają wodzowi. No, bo dajcie spokój, żeby tak się narażać, to trzeba mieć charakter. Wszyscy wiemy z niezliczonych relacji, jak niebezpiecznie jest podskoczyć Kaczyńskiemu. Wystarczy przytoczyć  kilka najpopularniejszych określeń na system obowiązujący w partii Kaczyńskiego: dyktatura, samodzierżawie, faszyzm, zamordyzm, średniowiecze, fanatyzm, despotyzm, satrapia, sekta, absolutyzm, totalitaryzm.

Tym bardziej należy – pomyślałem znowu sobie – szanować odwagę  straceńców, co się kłócą z wodzem o ten rząd, narażając zdrowie i życie po prostu. Tymczasem oni nic sobie z tego nie robią. Jakie tam podchody, spiski i sojusze się zawiązują, to ludzkie pojęcie przechodzi! Szydło z Witek przeciwko Macierewiczowi, a ten z Kamińskim podkopuje Brudzińskiego; Kuchciński z Lipińskim spiskują przeciwko Błaszczakowi, a ów sączy truciznę do ucha samemu Kaczyńskiemu. Kaczyński czołga Szydło, jednocześnie trzymając w napięciu Gowina, który też nie od macochy i odwija się Glińskiemu, a może odwrotnie, nieważne...

A przecież – pomyślałem sobie -  ileż to roboty dla poważnego dyktatora, żeby rozstrzelać dla przykładu takiego Brudzińskiego albo przynajmniej wtrącić go na czas nieokreślony do słynnych kazamatów na Nowogrodzkiej? Od razu spokój  i ministrowie  zaprzysiężeni w mig, a  Platforma nie zdążyłaby nawet oprotestować szybkości formowania rządu. Tak właśnie sobie rozmyślałem: kiedy  ten Kaczyński rąbnie pięścią w stół, aby przywrócić właściwą hierarchię w partii. W końcu wodzowstwo zobowiązuje.

I w tym momencie wkradł się do mojej duszy niepokój, wręcz zwątpienie w omnipotencję Kaczyńskiego jako wodza. To właśnie było sekretne przesłanie tekstu Gazety Wyborczej – Kaczyński nie jest żadnym średniowiecznym satrapą, krwawym dyktatorem, nie jest nawet afrykańskim kacykiem. Jest poczciwym piernikiem, gderliwym prezesem, który kłóci się z podwładnymi, a ci odpłacają mu wet za wet.

To właśnie chciała nam przekazać Gazeta Wyborcza, że PiS nie różni się wcale od Platformy czy innego SLD. To zwyczajna partia, która kłóci się o miejsca w rządzie, o zakres władzy, o posady i pozycje w porządku dziobania. Ludzka rzecz – zdaje się mówić nam redaktor Kondzińska – nic, co w polityce ludzkie, nie jest PiS-owi obce.

Wydawać zatem by się mogło, że powinienem się cieszyć, iż organ Michnika przywraca mnie, starego pisowskiego sekciarza, do świeckiego i demokratycznego pionu. A jednak mi żal. Ileż to ja bowiem wycierpiałem na tym blogu od różnych Spocków i Rajderów za moje sekciarstwo; jakie wyzwiska znosiłem, jakich insynuacji padałem ofiarą. Jeden łobuz – jak dziś pamiętam! – nazwał mnie nawet „wysoko postawionym propagandystą PiS”.

Ale tak, mogłem to wszystko wytrzymać w imię wierności komuś nieskończenie większemu, trwałem jak skała, spływało po mnie, bo za mną stał Kaczyński niczym mickiewiczowski mocarz,  jak Bóg silny, jak szatan złośliwy, a gdy już coś podpisze - tysiąc matek opłakuje dzieci. To była postać, że tylko pieśni śpiewać i na sztandarach haftować, klękajcie narody. A teraz co ja opowiem wnukom? Żem był w sekcie jakiegoś guru safanduły, co potrzebował całe dwa tygodnie wykłócać się z wyznawcami, żeby powołać rząd? Zawsze ta cholerna Gazeta Wyborcza...

seaman
O mnie seaman

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka