Sieciech Toporczyk Sieciech Toporczyk
7170
BLOG

Śmierć "Anody" 7 stycznia 1949 r. i kariera jego kata w "Solidarności"

Sieciech Toporczyk Sieciech Toporczyk Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 9

    7 stycznia 1949 roku w niewyjaśnionych okolicznościach został zamordowany (zginął) Jan Rodowicz "Anoda". Bohater grup Szturmowych i akcji pod Arsenałem. Jeden z dowódców batalionu "Zośka", walczył w Powstaniu Warszawskim wielokrotnie ranny, odznaczony- Krzyżem Srebrnym Orderu Virtuti Militari V klasy. Po wojnie student Politechniki Warszawskiej na kierunku architektura. Organizował archiwum "Zośki" - to na jego prośbę członkowie batalionu spisywali wspomnienia. Z ocalałymi z powstania przyjaciółmi przeprowadzał ekshumacje poległych kolegów i koleżanek z batalionu "Zośka". Wyjmowali ich szczątki z płytkich wojennych grobów i gruzowisk, następnie robili pogrzeby w wydzielonej kwaterze na Powązkach Wojskowych. Został aresztowany w Wigilię 24 grudnia 1948 roku z inicjatywy ppłk Julii Brystiger, dyrektora Departamentu V Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego. Formalnie nakaz wydał major UB Wiktor Herer, ówczesny naczelnik Wydziału IV Departamentu V MBP, który zajmował się inwigilacją środowisk młodzieżowych, harcerskich, akademickich. „Anoda” był przesłuchiwany czterokrotnie: 24 i 29 grudnia oraz 4 i 7 stycznia. Śledztwo prowadził osobiście Herer. 7 stycznia 1949 r. „Anoda” zginął w niewyjaśnionych okolicznościach. Ubecy upowszechniali wersję, że popełnił samobójstwo, wyskoczył przez otwarte okno. Jeden z nich Bronisław Klejn twierdził, że „wyszedł za mną, biegiem wskoczył na parapet otwartego okna i wyskoczył”. Był prowadzony na przesłuchanie do Herera. Według informacji, przekazanych nieoficjalnie rodzinie Rodowiczów, prof. Wiktor Grzywo-Dąbrowski, ówcześnie kierownik Zakładu Medycyny Sądowej, zaraz po śmierci „Anody” wykluczył samobójstwo, gdyż miał on wgniecioną klatkę piersiową. A to sugerowało inną przyczynę śmierci. W protokole sekcji, którego prof. Grzywo-Dąbrowski nie chciał podpisać, jako przyczynę śmierci podano krwotok. Sam profesor zauważył wgniecione żebra, o czym w protokole nie było słowa. Rodzina podczas ekshumacji znalazła ślad postrzału – prawdy do dziś nie udało się ustalić.

imageimage

   Zofia Rodowicz pisała: – Pani zarządzająca ekshumacją, zapytana przeze mnie w cztery oczy, czy pamięta pogrzeb mojego syna w dniu 12 stycznia, powiedziała mi, że wszyscy w biurze pamiętają, iż tego dnia, pod wieczór, kilku młodych ludzi z Urzędu Bezpieczeństwa przywiozło ciężarówką zawinięte w kocu ciało, zakupili więzienną trumnę, bez świadków sami złożyli zwłoki do trumny i kazali natychmiast wieźć na cmentarz komunalny i pochować jako NN. […] Opisuję wszystko tak szczegółowo, gdyż sprawa wyglądała zagadkowo… – zaznacza Zofia Rodowicz. – W czasie przekładania zwłok do naszej trumny stwierdziliśmy brak wszelkich oznak połamań nóg, żadnych wylewów, uszkodzeń twarzy, rąk – zapewniała matka „Anody”. – Był ubrany w swe wojskowe angielskie ubranie, zapięte agrafką pod szyją, ułożony starannie, uczesany, nawet kanty spodni były wyrównane. W ekshumacji przeprowadzonej przez rodzinę „Anody” uczestniczyła lekarka, Anna Rodowiczowa. Zbadała ciało na ile to było możliwe w tych warunkach, nie stwierdzając złamań, uszkodzeń głowy, których można się było spodziewać po upadku z wysokiego piętra. Zauważyła natomiast za uchem strużkę zaschniętej krwi… i okrągły, niewielki otwór.

Pismo Naczelnej Prokuratury Wojskowej WP z 1 marca 1949 roku:

"Ob. Kazimierz Rodowicz Warszawa ul. Lwowska 7 m.10

    Zawiadamiam, że syn Obywatela Jan Rodowicz, zatrzymany 24 XII 1948 r. przez przedstawicieli władz Bezpieczeństwa Publicznego pod zarzutem popełnienia przestępstwa z art. 86 KKWP w dniu 7 stycznia 1949 r. popełnił samobójstwo wyskakując z okna podczas przeprowadzania go z aresztu. Mimo natychmiastowej pomocy lekarskiej udzielonej przez lekarza ppłk. Kazimierza Rusiniaka, zgon nastąpił w chwili po wypadku. Sekcja zwłok przeprowadzona w dniu 8 I 1949 r. przez dr. Zygmunta Rusaczewicza wykazała, iż przyczyną zgonu był krwotok tętnicy głównej. Zwłoki Jana Rodowicza pochowane zostały w dniu 12 I 1949 r. na Cmentarzu Miejskim na Powązkach w Warszawie".

imageimage

"Zofia Rodowicz wspominała: Pamiętam jego ostatnie imieniny – w 1948 roku. Było ich u nas siedemdziesięcioro [...] układali plany, snuli marzenia, nareszcie tańczyli. Myślałam, że jednak jestem bardzo szczęśliwą matką – los ocalił dla mnie chociaż jedno dziecko [Zygmunt ps. "Zero" "Katoda" spłonął podczas powstania w szpitalu na Chełmskiej], a przecież spotykałam matki, którym poginęli wszyscy… Nie mogła przewidzieć, co już wkrótce spotka jej syna." 

Jan Suzin młodszy kolega "Anody" z architektury późniejszy komentator tv tak wspominał: "usłyszałem, że ktoś, chyba Krysia Szpotańska, zwrócił się do Janka per Anoda?. - Dlaczego Anoda? - zdziwiłem się. - Coś ty - obruszyła się Krystyna. - Nie czytałeś Kamieni Na Szaniec? Zdrętwiałem. Nie mogłem uwierzyć. Nie mieściło mi się w głowie, że ten nasz wspaniały sympatyczny Rodowicz to legendarny Anoda spod Arsenału".

image

    Osoby z MBP które bezpośrednio i pośrednio brały udział w sprawie Anody - Julia Brystygierowa Krwawa Luna, major Wiktor Herer (późniejszy doradca Solidarności oraz publicysta Tygodnika Śolidarność), porucznik UB Bronisław Klejn. Według akt sprawy, zgon „Anody” stwierdził doktor Zygmunt Rusaczewski (Rusaczewicz), a sekcję zwłok wykonał ppłk Kazimierz Rusiniak. Takie nazwiska nie figurowały jednak w ewidencji pracowników ani współpracowników MBP.

     Dr Przemysław Benken stwierdził, że podczas powstawania "Solidarności": "Wiktor Herer, pozwalający sobie w tym czasie na krytykę polityki gospodarczej komunistów i objęty przez nich represjami w latach sześćdziesiątych z uwagi na żydowskie pochodzenie (m.in. w 1966 r. został karnie przeniesiony na inne stanowisko, a w 1969 r. usunięto go z Rady Naukowej Zakładu Rolnictwa Polskiej Akademii Nauk), wydał się przedstawicielom lewicowego nurtu Solidarności kandydatem akceptowalnym. Ryszard Bugaj, który opowiedział mi o genezie wprowadzenia byłego funkcjonariusza do struktur związku, argumentował, że Solidarność była ruchem społecznym, więc każdy mógł do niej przystąpić. Niemniej Bugaj przyznał, że wiedział o ciemnych stronach biografii Herera, gdyż zostały mu one przedstawione przez byłego więźnia aresztu wewnętrznego MBP – Wiesława Chrzanowskiego". Natomiast Leszek Żebrowski przytoczył wspomnienie W. Chrzanowskiego, który opowiadał, że Herera na zebranie kierownictwa „Solidarności” przyprowadził Jacek Kuroń: „W 1981 roku na posiedzeniu Komisji Krajowej ”Solidarności„ w Gdańsku Jacek Kuroń przyprowadził nową grupę doradców. Opowiadał to prof. Wiesław Chrzanowski, współtwórca statutu związku. Usiadł koło niego starszy pan, który wydał się Chrzanowskiemu znajomy, jednak skojarzenia wydawały się niemożliwe. Gdy Jacek Kuroń przedstawił ekspertów, okazało się, że to Wiktor Herer… nowy specjalista od rolnictwa. Tu profesor Chrzanowski nie wytrzymał. Wstał i powiedział, że ’przecież ten człowiek to jest ubek, który nas przesłuchiwał’. Kuroń na to odpowiedział: ’jak wam się nie podoba, to możecie wyjść’". Benken ponadto twierdzi: "że ówczesny redaktor naczelny tygodnika Tadeusz Mazowiecki, pomimo zastrzeżeń Wiesława Chrzanowskiego co do osoby Herera, stanął po stronie tego ostatniego. W rezultacie Chrzanowski zrezygnował z publikowania w piśmie". Na podstawie zebranych wspomnień można założyć, że największą rolę we wprowadzeniu Herera do Solidarności odegrał Ryszard Bugaj, bardzo silnego poparcia udzielili mu Jacek Kuroń, a jeśli chodzi o „Tygodnik Solidarność” – Tadeusz Mazowiecki. Ponadto Waldemar Kuczyński przedstawiał Herera jako kompetentnego ekonomistę. Rezultatem pracy Wiktora Herera w MBP było skazanie przez sądy wielu osób na kary śmierci, dożywocie lub wieloletnie pozbawienie wolności.

imageimage

    W latach dziewięćdziesiątych członkowie Środowiska Żołnierzy Batalionu „Zośka” wraz z rodziną Jana Rodowicza podjęli ponowne starania o wyjaśnienie okoliczności jego śmierci. W 1994 r. wznowiono śledztwo w tej sprawie. 27 kwietnia tego roku przeprowadzono kolejną ekshumację, następnie przesłuchano Wiktora Herera i Bronisława Klejnę. Zdaniem prokuratury, istniejące dowody nie dawały jednak podstaw do przyjęcia, że do śmierci Jana Rodowicza doszło w wyniku przestępstwa. 28 września 1995 r. śledztwo zostało umorzone. 

Dla Kurażu

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura