Siedlecka Siedlecka
948
BLOG

Joanna Siedlecka, "Czarny ptasior" – odcinek III

Siedlecka Siedlecka Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 0

 

 

 

 

Josek Lewinkopf

 

 

 

 

 Zamkowa 8

 

 

Nie żyje już pani Maria Lipińska z ulicy Zamkowej 8 w centrum Sandomierza, u której Kosińscy (to znaczy wówczas jeszcze Lewinkopfowie) zamieszkali zaraz po wybuchu wojny, kiedy uciekli z rodzinnej Łodzi. Ale pamiętają ich dobrze jej dzieci: Maria Wiktorowska (ur. 1917), emerytowana nauczycielka z Sandomierza, Jan Lipiński (ur. 1922), rolnik z pobliskiej Małej Wsi, oraz Tadeusz Lipiński (ur. 1920), zamieszkały obecnie we Wrocławiu.

Pamiętają Mojżesza Lewinkopfa – starego, jak im się wówczas wydawało, choć był najwyżej dobrze po czterdziestce, ale już łysiejący, z brzuszkiem. Typ raczej semicki, choć nierzucający się w oczy, mógł w zasadzie uchodzić za Polaka. Zamożny kupiec czy fabrykant, w każdym razie człowiek interesu, co często w rozmowach podkreślał. Inteligentny, wykształcony, władający kilkoma językami.

Elżbieta Lewinkopf, jego żona, na pewno od niego młodsza, ale także już pod czterdziestkę. Elegancka, bardzo ładna – szczupła, wysoka, wyższa od męża, o wybitnie semickiej urodzie: orli nos, śniada cera, czarne oczy i włosy – bujne, kręcone.

Jerzy Lewinkopf miał wtedy jakieś sześć lat i był miniaturą matki, choć jeszcze bardziej od niej żydowski. Wydatniejszy nos, smoliste wręcz oczy, burza kruczoczarnych włosów. Bardzo zadbany – czyściutki, pięknie ubrany, wspaniale mówiący po polsku. Ubóstwiany przez rodziców, wpatrzonych w swego jedynaka.

Zjawili się u państwa Lipińskich z kilkoma tylko walizkami w pierwszych miesiącach wojny. Zdaniem rodzeństwa Lipińskich – już w październiku czy listopadzie choć – według dokumentów – zameldowali się dopiero od 8 stycznia 1940. Przyjechali z Łodzi, którą wcielono do Rzeszy; ich piękne, wielkie mieszkanie zostało zajęte przez Niemców. W Sandomierzu, czyli w Generalnej Guberni, wydawało się im bezpieczniej.

Trafili na Zamkową przez żydowskich pośredników mieszkaniowych z rynku, którzy polecili im żydowską właściwie kamienicę, choć jej właścicielami byli Polacy.

Państwo Lipińscy kupili ją bowiem w 1928 od Żyda Wernera, razem z lokatorami Żydami, i tak już zostało. Oni również wynajmowali przede wszystkim Żydom, z którymi – w odróżnieniu od Polaków – nie mieli żadnych problemów. Płacili w terminie, często nawet z góry, nie pili, nie urządzali awantur, zawsze się jakoś z gospodarzami dogadywali. A poza tym na Zamkowej, czyli w centrum i blisko rynku, mieszkali niemal sami Żydzi.

Na parterze mieściła się nawet żydowska, koszerna knajpa, założona jeszcze przez Wernerów, przesycająca całe podwórko zapachem gęsiny, ryb, smażonej cebuli – pan Jan Lipiński pamięta ten zapach do dziś.

W ogóle Zamkowa 8 była chyba symbolem żydowskiej kamienicy. Werner budował ją dla siebie i swojej rodziny, z jego dawnego mieszkania wychodziło się więc do „kuczki” – wspartej na pięknych, rzeźbionych kolumnach oszklonej werandy z podwójnym dachem. Zewnętrzny, blaszany, można było odsunąć, zostawał wówczas drugi – pleciony, z trzciny. W „kuczce” właśnie obchodzili Wernerowie Święto Szałasów, reszta lokatorów natomiast budowała namioty na podwórku. „Kuczka” świadczyła o zamożności żydowskiego domu, zdobiła jeszcze tylko jedną sandomierską kamienicę, tuż obok synagogi.

Państwo Lipińscy nie mieli akurat wolnego mieszkania, ale nie chcieli rezygnować z zarobku, podnajęli wobec tego Lewinkopfom jeden ze swoich trzech pokoi – wyglądali solidnie, kulturalnie, dobrze zapłacili: z góry i dolarami. Dali im więc pokój największy, umeblowany, z widokiem na nadwiślańską skarpę, wąwozy. Pozwolili oczywiście korzystać z kuchni, gdzie jedli, myli się w miseczce – wodę nosiło się aż z rynku, ubikacja była na podwórku.

Wojna się dopiero zaczęła – pani Lipińska zameldowała ich więc tak jak wszystkich swoich lokatorów, prowadziła przecież książkę meldunkową, którą przechowywała jeszcze przez wiele lat po zakończeniu okupacji. Przepadła ona dopiero po przeprowadzce z Zamkowej.

Przebywali zresztą w Sandomierzu zupełnie legalnie. Ich nazwiska i podpisy (za małoletniego Jerzego podpisywał się ojciec) widnieją na wielu dokumentach, sporządzonych przez gminę żydowską dla potrzeb niemieckich, które znajdują się obecnie w sandomierskim archiwum państwowym. Są wśród nich między innymi karty meldunkowe dla osób przebywających na pobyt czasowy, wyszczególniające, kiedy i do kogo się wprowadziły, a od kogo wyprowadziły, kto je zameldował itd. Nazwisko Kosiński pojawia się również w wielu spisach ludności żydowskiej, chociażby na liście Żydów przybyłych do Sandomierza, osiadłych w tym mieście w 1940, 1941 i 1942.

Według nich Mojżesz Lewinkopf, syn Nusyna i Basi, kupiec z Łodzi (ul. Gdańska 74) urodził się 18 X 1891 w Zamościu.

Elżbieta Lewinkopf (przy mężu) – córka Meyera i Sury – 6 I 1899 w Łodzi.

Jerzy Nikodem natomiast – 14 VI 1933, również w Łodzi.

 

*

 

Prawdę powiedziawszy, zupełnie do Zamkowej 8 nie pasowali. Byli wprawdzie, jak wszyscy lokatorzy, Żydami, wyraźnie jednak „lepszymi”, zasymilowanymi. Rozmawiali wyłącznie po polsku, nie świętowali w szabas i już na pierwszy rzut oka różnili się od reszty używającej tylko jidysz, kaleczącej polski, w chałatach, jarmułkach, z pejsami, a w święta – opasanej tałesami. Było wprawdzie kilka rodzin zamożniejszych, Rajnbergowie na przykład, którzy mieli sklep, przeważali jednak drobni handlarze. Bermanowie chociażby, właściciele straganu z owocami i rybami. W suterenie natomiast mieszkała autentyczna żydowska biedota – między innymi tragarz Mały Gusen z dwanaściorgiem dzieci.

Ale nawet zamożniejsi żyli skromnie – „wypuszczali” na przykład na wynajem swoje mieszkania i gnieździli się u pani Lipińskiej, bo taniej. Sypiali w najzwyklejszych żelaznych łóżkach, ich dzieci uczyły się w chederze tylko kilka lat i pomagały rodzicom w interesie, a potem same zaczynały handlować, podczas okupacji przede wszystkim papierosami.

Lewinkopfowie natomiast mieli, widać, nie tylko pieniądze, ale i układy – przez prawie półtora roku, które spędzili na Zamkowej, nigdzie nie pracowali, choć niemal od początku wprowadzono dla Żydów surowo egzekwowany obowiązek pracy. Przede wszystkim w tutejszej hucie szkła oraz przy robotach publicznych – remontach dróg, pracach polowych, na które pędzono ich grupami.

 

 

Na następny odcinek zapraszamy jutro o godzinie 17.30. Książka jest już dostępna w sprzedaży.

Siedlecka
O mnie Siedlecka

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura