Rozgorzała nam na salonie dyskusja na temat związków partnerskich i rodzinnych domów dziecka prowadzonych przez jednopłciowe pary. Dyskusja jest bardzo zażarta, ale czy na pewno merytoryczna? Postanowiłem przyjrzeć się typowym argumentom z obu stron. Żeby nikogo nie wprowadzać w błąd, sam jestem za legalizacją obu rozwiązań, więc czytając mój tekst trzeba się z tym liczyć.
Głównym zarzutem przeciwników związków i adopcji jest to, że homoseksualizm to aberracja, dewiacja i nienaturalny akt. Argumentami za takim postrzeganiem tego fenomenu jest to, że dopiero w 1973 roku WHO wykreśliło homoseksualizm z listy chorób psychicznych. Moim zdaniem to słaba argumentacja. Nowe definicje dewiacji są dużo lepsze pod jednym względem. O ile wcześniej homoseksualizm był dziwakiem na tej liście, teraz wszystkie przykłady dewiacji pasują do siebie. Zawierają pociąg do zwierząt, dzieci i do zachowań seksualnych wbrew woli drugiej strony. Pod tym względem homoseksualizm jest zupełnie inny - wiąże się z zainteresowaniem tą samą płcią ale obie strony są w pełni świadome i dobrowolnie wyrażają na takie zachowanie zgodę. Nie ma w tym wypadku wykorzystywania jednej ze stron co jest cechą charakterystyczną dewiacji. To dlatego homoseksualizm został usunięty z listy. Homoseksualizm nie jest też nienaturalny. W przyrodzie mamy pełną skalę zachowań homoseksualnych i to zarówno czysto fizycznych aktów kopulacji między osobnikami tej samej płci jak i wspólnego wychowywania potomstwa przez takie pary.
Kolejny argument przeciwko adopcji przez pary homoseksualne to ich mała stabilność. Tu nie można się nie zgodzić. Homoseksualiści bardzo często zmieniają partnerów i ten fenomen jest dobrze udokumentowany. Jednak homoseksualiści zmieniający partnerów jak rękawiczki po pierwsze nie są zainteresowani adopcją, po drugie nie mają na taką adopcję szansy. Badania pokazują, że pary lesbijskie zaczynają interesować się adopcją dopiero po 5 latach związku. W wypadku par gejów, jest to jeszcze dłuższy okres czasu, 7 lat. To właśnie takie długotrwałe i monogamiczne pary są najżywotniej zainteresowane związkami partnerskimi i możliwością odchowania potomstwa.
Następnym argumentem jest to, że homoseksualiści albo wychowają kolejnych homoseksualistów albo będą niechybnie molestowali dzieci pod swoją opieką. Tego argumentu zupełnie nie jestem w stanie zrozumieć. Seksualność to nie jest coś, co wynosi się z domu. To złożony zestaw cech częściowo formowany przez nasze geny, częściowo przez otoczenie. Ale w okresie formowania się naszej seksualności to raczej rówieśnicy mają większy wpływ na ostateczny wynik niż rodzice. Współczuję każdemu, kogo seksualność została uformowana przez jego rodziców. Część osób twierdzi, że sam przykład ze strony wychowawców jest kluczowy, jednak zastanówmy się, czy nasi rodzice okazywali emocje seksualne na naszych oczach? Owszem - widziałem w wypadku swoich rodziców objawy czułości ale nigdy seksualności. Należy spodziewać się, że pary homoseksualne, które przejdą selekcję niezbędną do założenia rodzinnego domu dziecka nie będą się pod tym względem różniły od heteroseksualnych par. To samo dotyczy molestowania.
Moim zdaniem, strach przed nadaniem przywilejów homoseksualistom wiąże się z kilkoma czynnikami. Jednym z nich jest z pewnością mała znajomość tematu. Ilu z najzagorzalszych krytyków zna pary homoseksualne od kuchni - obserwowało ich związki i zauważyło, że w gruncie rzeczy takie pary nie różnią się zbytnio od standardowego modelu? Kontakt z homoseksualistami powoduje automatycznie zwiększenie akceptacji i większe zrozumienie dla ich potrzeb. Kolejnym straszakiem jest przekonanie, że nadanie przywilejów homoseksualistom oznacza automatycznie, że każda para homoseksualna dostaje w spadku po dziadku dzieciaka jako zabawkę czy modne akcesorium. Wręcz przeciwnie. Kryteria dla takich par będą dokładnie takie same jak dla reszty a dodatkowo, patrząc na akceptację tego rozwiązania w społeczeństwie, homoseksualiści będą musieli przekonać do siebie agencje adopcyjne co może być trudne. Ostatnim czynnikiem, któremu chcę się przyjrzeć jest strach o podłożu religijnym i silne przekonanie, że ponieważ żyjemy w kraju katolickim, prawo powinno być na wskroś katolickie. Nie zgadzam się z taką wizją. Żyjemy w kraju w którym KRK jest dominującym kościołem ale to nie znaczy, że jedynym. Osoby nie związane powinny mieć swoje prawa. A dobrzy Katolicy powinni wiedzieć, że pewne zachowania są dla nich niedostępne ze względu na ich religię nawet jeśli są prawnie dopuszczalne. Forsując prawa quasi religijne zamiast kraju katolickiego szybko zbudujemy dyktaturę katolicką a przecież nie o to w tym chodzi.
Na zakończenie - bo przecież to nie ma być jednostronna laurka, kilka argumentów z drugiej strony, które nie do końca trafiają do mnie. Homoseksualiści przyjmują w swojej walce o przywileje postawę roszczeniową. Takie podejście nie jest dla ich sprawy korzystne. Parady, protesty, epatowanie się swoją innością drażni. Zamiast tego zdecydowanie lepsze byłoby pokazanie nie paradujących gejów a raczej pokazanie przykładów par, które są monogamiczne, które chcą spożytkować swoje zasoby na wychowywanie dzieci. A takich par jest sporo. Wiele związków homoseksualnych odchowuje dzieci ze swoich poprzednich małżeństw. Wiele związków funkcjonuje w taki sposób, że większość par hetero mogłaby się zawstydzić. Kampanie gejowskie za często przypominają bunt nastolatków, za mało w nich powagi do tematu i prób zrozumienia drugiej strony. A dopiero wtedy kiedy środowiska LGTB dotrą, i to na podstawie znacznie lepszych danych niż moje przemyślenia, do solidnych wniosków na temat przyczyn braku akceptacji dla ich trybu życia i opracują solidną strategię zmiany opinii na ich temat, dopiero wtedy mogą osiągnąć swój cel. Bo nawet legalne związki i pośrednio legalna adopcja, to przecież początek ich drogi. Bo między legalizacją a akceptacją leży jeszcze ocean niezrozumienia.
Inne tematy w dziale Polityka