Stary Prokocim Stary Prokocim
760
BLOG

Piłsudski i Dmowski w czyśćcu…

Stary Prokocim Stary Prokocim Literatura Obserwuj temat Obserwuj notkę 5

Józef Piłsudski i Roman Dmowski przebywając – jak wiadomo – w czyśćcu, codziennie się kłócą jak nie Marię z Koplewskich Juszkiewiczową, to o własne polityczne wybory. Pan Roman zarzuca Ziukowi, że ten nie przeprowadził żadnej analizy swych politycznych wyborów i że w najważniejszych jego decyzjach głupota goni głupotę. Nie spełniły się ani jego plany dotyczące wybuchu antycarskiego powstania po wybuchu I wojny światowej, nie spełniły się nadzieje na powstanie federacyjnego państwa polskiego skonfederowanego z Ukrainą, obejmującego także ziemie byłego Wielkiego Księstwa Litewskiego, w każdym z w/w przypadków diagnozy oparte na analizach Dmowskiego okazały się trafne. To Piłsudski znajdował się u władzy w momencie formowania się granic II RP, ale wypadki potoczyły się tak, jakby to Dmowski ustalał granice. Trafna okazała się też diagnoza o nieuchronnym upolitycznieniu mas, a przekształcenie Ligi Polskiej w Ligę Narodową było źródłem sukcesu i ruchu narodowego w Polsce i źródłem sukcesu samego Dmowskiego. Fakt ten miał niebagatelne konsekwencje: oto okazało się, że nie będzie możliwy do utrzymania stan posiadania na wschodzie w granicach przedrozbiorowych, bo upolityczniające się masy ludowe kresów odrzucą polskość i Polskę na rzecz nacjonalizmu etnicznego (Ukraińcy, Litwini) lub staną się łatwym celem bolszewickiej agitacji jak np. białoruska Hromada. Wszystko, tylko nie Polska i „polskije pany”. Tak samo niemożliwa była lojalność gdańskich Niemców wobec państwa polskiego. Bo II RP to nie RON. Wreszcie coś złego stało się z polsko żydowską symbiozą. Masy żydowskie też się upolityczniły i albo wybrały drogę nacjonalizmu (syjoniści), albo znalazły sposób na integrację ze społeczeństwem poprzez masowy akces do ruchu komunistycznego. W żadnym z tych wypadków nie widziały powodu do powrotu do przedrozbiorowej tradycji, gdzie wspólnota żydowska żyje jednak w zgodnej symbiozie z tymi, którzy tą Polską rządzą. Do korzystnej zmiany doszło za to na kresach zachodnich. Upolitycznionym masom, mówiącym po polsku nie było już wszystko jedno, w jakim państwie żyją i w jakim języku ich dzieci uczą się w szkołach. Postawiona została zatem na porządku dziennym – wydawałoby się już dawno przegrana - sprawa polskości Śląska i innych ziem polsko-niemieckiego pogranicza. Polska przesunęła się na zachód, a najważniejszym czynnikiem tę polskość konstytuującą będzie etniczna tożsamość upolitycznionych mas. Takich wykładów wygłaszał Dmowski wiele, a przygwożdżony ich żelazną logiką Ziuk milczał, ale któregoś dnia się pozbierał:

- Jak wiadomo, umarłem w 1935 roku. I wielu Polaków zastanawiało się po wojnie: a co by było, gdyby żył Piłsudski? I słusznie się zastanawiają. Do tego należy dołożyć jeszcze poglądy współczesnych „neoendeków”, uważających, że należało – z braku lepszej sytuacji – trzymać się Niemiec. Tacy publicyści jak Ziemkiewicz, czy Zychowicz przytaczają wiele argumentów tak, że nie będę ich powtarzał. Ich zdaniem, głupotą było „prowadzenie polityki mocarstwowej, w warunkach, gdy nie jesteśmy mocarstwem”. Problem polega nie tylko na tym, że prowadzenie uległej wobec Niemiec polityki nie gwarantowało żadnych korzyści politycznych poza – być może – mniejszą ilością trupów i gruzów. A teraz wyobraźmy sobie taką sytuację: na przekór stanowi umysłów z lat 20-tych i 30-tych, Niemcy gdańscy popierają przyłączenie Gdańska do Polski w zamian za prawo do autonomii polegającej głównie na lokalnych prawach, gwarantujących swobodne używanie języka niemieckiego w szkołach i urzędach. I co się dzieje? Nie powstaje port w Gdyni (bo po co?), ale port w Gdańsku rozrasta się znakomicie i świetnie prosperuje. Potrzeba więcej robotników, głównie polskich, miasto częściowo zmienia charakter etniczny, choć nadal żywioł niemiecki jest i liczniejszy i bogatszy. Nikt nie zostaje wysiedlony i wypędzony. Polscy Żydzi przestają się wygłupiać ze swoimi prokomunistycznymi sympatiami, syjoniści niech sobie robią, co chcą, ale my nie zamierzamy ich wyganiać, ale religijnych wspieramy: do Ziemi Obiecanej powinien jednak zaprowadzić ich Adonaj, a nie obywatel polski, Mieczysław Biegun, urodzony w Brześciu Litewskim, czyli jak sama nazwa wskazuje, na terenie dzisiejszej Białorusi. Religijny Żyd na pewno wybierze Polin, a nie kawałek Bliskiego Wschodu, wyrąbany w arabskim morzu.

Po drugiej stronie granicy Stalin przymierza się do operacji polskiej. Trzeba go uprzedzić, bo zniszczy „kresy zewnętrzne” raz na zawsze. Należy atakować, przewaga jest po stronie Sowietów, zachodni sojusznicy nie pomogą w „antyradzieckiej” awanturze, pomogą ludzie sowieccy. Wojnę należy rozpocząć pod hasłem „ziemia dla ludu” (sic!), to znaczy należy rozpocząć pod hasłem likwidacji kolektywizacji, ale nie oznacza to przywracania ziemi „polskim panom” na własność. To nie sojusz z Niemcami, ale prewencyjny atak na Rosję był sposobem na uratowanie Polski. O ile w roku 1920 spotkałem się z wrogim przyjęciem ruskiego ludu na Ukrainie, to teraz, po doświadczeniach stalinizmu na Ukrainie mógłbym być pewien ich poparcia pod warunkiem zignorowania żądań ziemiaństwa. Chyba jako „sanacyjny dyktator” mógłbym sobie na to pozwolić. Nie śpieszyłbym się z uznaniem niepodległości Ukrainy, bo jakiekolwiek uznanie państwa ukraińskiego oznacza konieczność wyznaczenia polsko-ukraińskiej granicy, a to kończy się nieustającymi pretensjami po każdej ze stron. Położona 4 kilometry na wschód od Szczawnicy wieś Szlachtowa była już wsią ruską, łemkowską, natomiast położona poza granicami II RP Żytomierszczyzna to była ziemia etnicznie polska tak w miastach, jak i na wsiach…

Jak w tym przypadku wyznaczyć sprawiedliwą granicę polsko-ukraińską? Wcale jej nie wyznaczać. Zapewnić miejscowym prawo do swobodnego używania języka w szkołach i urzędach. Tej ofensywy nie można by zatrzymać nawet na wschodniej granicy Ukrainy. To byłaby nowa Europa Wschodnia!

- Brzmi bardzo po endecku, ucieszył się Dmowski: pozbywamy się wpływów ziemiaństwa, opieramy swe bezpieczeństwo na Wschodzie właściwie na Rosji, którą „cywilizujemy” poprzez pokazanie pozytywów antykolektywistycznej rebelii w ZSRR.

- Nie do końca: nie operujemy pojęciem „egoizmu narodowego”, bo to na Wschodzie, a zwłaszcza w Rosji wywołuje reakcję alergiczną, nie „polonizujemy” terenów pogranicza, a już na pewno o tym nie mówimy.

- To brzmi jak political fiction: jak zachowają się Niemcy, widzące Polskę zajętą wojną na wschodzie? Co z Żydami?

- Tak, to nie byłoby łatwe do zrealizowania, ale przyzna Pan, że plan prewencyjnego (tzn uprzedzającego operację polską z roku 1937) uderzenia na Rosję daje więcej szans na powodzenie niż karkołomne pomysły, Pan wybaczy terminologię, pogrobowców endecji takich jak Ziemkiewicz, czy Zychowicz o konieczności ustępstw wobec Niemiec rok, dwa lata później. A co do Żydów to już się wyraziłem: interesują mnie tylko Żydzi religijni, syjonistów ignoruję, niech się tłuką z Arabami w Palestynie, komunistów wsadzam do czerezwyczajki, a wszystkim: Żydom, Niemcom, endekom i Ukraińcom mogę zakomunikować tylko jedno: dlaczego mnie nie posłuchaliście?

To, o co toczyła się gra to próba uratowania tamtego świata przed apokalipsą II wojny światowej. By ten cel osiągnąć, należało uratować tamtą Polskę. Efekt byłby taki, że w należącym do Polski i wspaniale rozwijającym się Gdańsku (nie byłaby potrzebna budowa Gdyni) ludzie do dziś gadaliby po niemiecku, w Jaworkach po ukraińsku, w Żytomierzu po polsku, a w Radomsku w jidysz.

Owszem, Pańska analiza co do stanów umysłów i procesów zachodzących w społeczeństwie w Polsce u progu istnienia II RP jest słuszna, dlatego wypadki potoczyły się tak, jak Pan przewidział, ale nie zauważył Pan konsekwencji tej słusznej analizy: tkwił w niej zalążek strasznej klęski. Pan dobrze wie, że ja wiem, że ja wojnę polsko-bolszewicką wygrałem tylko militarnie, politycznie wygrał Pan; można było Armię Czerwoną odsunąć od przedmieść Warszawy, ale nie dało się już przywrócić planów federacyjnych, skoro tak, to walka o Kijów, Mińsk czy nawet Żytomierz nie miała sensu, w efekcie powstała Polska, która wszystkim przeszkadzała i od samego początku była skazana na następną, śmiertelną konfrontację. Druga runda była tylko kwestią czasu i Polska tę dogrywkę przegrała. Pokój ryski był tylko rozejmem.

- Pan wybaczy – zauważył Dmowski – ale ta dogrywka została przegrana pod przywództwem Pańskich sanacyjnych pogrobowców, idiotów.

- To byli przeciętni ludzie działający w nieprzeciętnie trudnych warunkach. Żaden z nich nie miał na tyle odwagi, by podjąć brawurową decyzję o ataku na Rosję, który musiałby być dobrze rozegrany propagandowo i być wiarygodny dla ludzi sowieckich. To był wtedy jedyny sposób na uratowanie tamtej Polski. A tak, cóż… Nie posłuchali mnie gdańscy Niemcy i nie ma już niemieckiego Gdańska, żydowskiego Radomska, polskiego Żytomierza i ukraińskich Jaworek.

- Jest Pan pewien, że tamten świat dało się uratować, atakując Rosję, zanim ona zacznie likwidować polskość na dalekich kresach?

- Niczego nie jestem pewien, ale zawsze trzeba próbować.

- O, to bardzo Pan spokorniał od czasu, gdy proponował Pan Japończykom pomoc poprzez organizację antyrosyjskiego powstania w Kongresówce.

- Pokuta w czyśćcu robi swoje. A taki mąż stanu jak Pan co tak długo pokutuje?

- Trafiłem tu za instrumentalne traktowanie religii.

- Ja wiem, że Pańskie analizy były trafniejsze, że Pańskie horyzonty umysłowe są szersze, stąd większa celność Pańskich analiz, ale zapomina Pan o jednym: ja nie jestem politycznym myślicielem, ale zwierzęciem od robienia polityki, dlatego popełniam błędy, ale też umiem się z nich wycofać, nie płacąc za to politycznej ceny. Co to za problem zacząć współpracować z Niemcami, a potem widząc, jak dostają w d***ę wycofać się z tego, wywołując kryzys przysięgowy? Walczył Pan z zaściankowością i anachronicznością polskiej myśli politycznej, jej oderwaniem od głównego nurtu europejskiego, a jak przyszło co do czego, zachował się Pan jak typowy, kłótliwy Polak: nie wierzył Pan w zaangażowanie Japonii w celu wywołania antyrosyjskiego powstania, to po cholerę przyjeżdżał Pan do Japonii, by mi „pokrzyżować plany”, które i tak by się nie ziściły? Wolno mi było złożyć ofertę Japończykom, nic nie ryzykowałem. Dostałem trochę forsy na działalność wywiadowczą, a dla PPS-owskich powstańców w dziurawych butach każdy grosz się liczył.

Zapadło kłopotliwe milczenie…


-

@page { margin: 2cm } p { margin-bottom: 0.25cm; line-height: 120% }


Коммунизм победил!

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (5)

Inne tematy w dziale Kultura