Wracająć jeszcze do Tupolewa można by też zapytać, dlaczego Holendrzy jakoś tak nie za bardzo się obruszyli faktem, że Putin naprawdę zestrzelił ich samolot paseżerski ?
Otóż być może to truizm, ale dzisiaj wszystko opiera się na powiązaniach biznesowych. A skoro tak, to nie ma sensu potrząsanie nieistniejącą szabelką, tylko trzeba usiąść i pogłówkować, jak skutecznie "zabić" w panu Putinie wolę walki. Ale wielu polityków i decydentów chciało do tej pory widzieć wroga np. w różnych mniej lub bardziej wzajemnie się zwalczających ugrupowaniach islamskich, a w tym czasie Putin rósł w siłę, a jego ludzie żyli sobie coraz dostatniej.
Anglikom jakoś nie przeszkadzało, gdy pan Abramowicz kupił sobie ich klub piłkarski, a ciekaw jestem co by było, gdyby np. jakiś rosyjski oligarcha miał taką fantazję, żeby kupić powiedzmy Legię W-wa ? Nawet 3 x przepłacając, a przy okazji stadion, bo to dla takiego kolesia jakieś drobne, które pewnie nosi w lewej kieszeni spodni. Już nawet nie wspomnę o tym, że to był kiedyś przecież klub wojskowy.
I teraz wszyscy raptem obudzili się z ręką w nocniku, a Obama marnuje rakiety na jakichś dziukusów, którzy i tak by się nawzajem powyrzynali. A nam te rakiety (no dobrze, może nie dokładnie te) łaskawie sprzeda, żebyśmy mogli strzelać nieco dalej, niż o rzut beretem, nawet moherowym.
Czy w takim razie pozostaje nam tylko usiąść i płakać nad przyszłością narodu wybranego ?
A może wystarczyłoby żarliwie się modlić w parlamencie, choćby na otwarcie i zamknięcie każdej sesji ?
Postawić pomnik jeszcze większego Jezusa ?
Dać kolejną szansę panu Kaczyńskiemu ?
No dobrze, to już był żart nie na miejscu, przepraszam.
Recepty podam w następnej notatce.
Dziękuję za uwagę, o ile ktoś ją skierował na ten wpis.
B.
I jeszcze jedno:
Nie mam zbyt wiele czasu i często po prostu nie będę mógł zaglądać na tego bloga, więc z góry uprzedzam, że brak ewentualnej odpowiedzi z mojej strony nie musi oznaczać lekceważenia. Z powyższych powodów nie zamierzam również komentować żadnych ukazujących się tutaj wpisów innych blogerów, co mam nadzieję będzie przyjęte ze zrozumieniem. Poczytałem sobie trochę i to mi w zupełności wystarczy.
I drugie, następnego dnia :
Uprzejmnie informuję, że nie prowadzę żadnej korespondencji przez tzw "pocztę wewnętrzną", ani nie jestem zainteresowany żadną 'współpracą" w ramach istniejących tutaj tzw "lubczasopism". Nie bardzo nawet wiem o co chodzi, ale i tak nie jestem.
Założyłem tego bloga być może jako chwilowy kaprys i nie wchodzę w żadne tutejsze układy.
Ani z administracją, ani z innym blogerami.
Mam nadzieję, że uszanujecie Państwo tę decyzję, która wynika z wielu czynników, ale z pewnością nie z mojej "megalomanii", którą już tutaj ktoś nieuprzejmie zarzucił mi w komentarzu.
Komentarze