Przejaśniało... Szturm rozpoczął się późną jesienią. Szarpało wtedy mocno, wiał intensywny i pełen wrogości wiatr z północy. Jeszcze chciało się chcieć, choć intensywność deszczy próbowała zniechęcić człowieka. Senność, wokół panowała senność i należało być twardym uparciuchem, by mimo braku słońca, przemoczonej garderoby i kaloszy, bez których trudno było poruszać się w podtopionej lekko przestrzeni, by cokolwiek zrobić w kierunku... No tak! - musiał być jeszcze wyznaczony kierunek, by nie zabłądzić, by nie poprzestać tylko na zapale, by nie spłonął szybko jak sucha słoma. Kołem ratunkowym była niesamowita wola walki, nawet z wiatrakami, a tych nie brakowało. Mało tego jakby ich przybyło. One były wszędzie. Wiatraki, a przecież musiało istnieć wyjście, jakaś zarysowana w magicznym miejscu linia, po której można było przedostać się na tamtą stronę. Brzeg był tak blisko, a wydawał się być tak daleko. Poszukiwanie, prawie do czerwoności rozgrzane emocje, policzki jak rumiane jabłuszka i ten atrybut w postaci lekko przygryzionego ołówka, który nie tylko spisywał z szybkością błyskawicy ulewę myśli, ale stanowił rzecz, na której wszystko trzeba było oprzeć. Zakręciło się w głowie, a może nie? Może ołówek zaczął pląsać jak tancerka i w odpowiednim momencie razem z nim unosił mnie w górę, by zgubić wszelkie przeszkody?
(C) Irena Ewa Idzikowska 09 maja 2016
Romeo Santos - Llévame Contigo