Dominik Smyrgała Dominik Smyrgała
421
BLOG

Sprawy Onezyma ciąg dalszy - w uzupełnieniu wpisu br. Damiana

Dominik Smyrgała Dominik Smyrgała Religia Obserwuj temat Obserwuj notkę 2

 

Br. Damian napisał ostatnio notkę, w której wychodząc z relacji spotkania papieża Franciszka z biskupą (idę z duchem czasu) szwedzkiego kościoła luterańskiego, dokonuje krótkiej analizy tego, czym jest, a czym nie jest Kościół katolicki. Skupia się przy tym na aspektach duchowych i dziele nawracania każdego człowieka, nie zaś angażowaniem się w bieżącą politykę i przemiany społeczne. Tytułem uzupełnienia, pozwalam sobie w ramach autopromocji przekleić fragment mojej książki o latynoamerykańskiej teologii wyzwolenia, w którym pokazuję, jak jednak katoliccy misjonarze w Ameryce Łacińskiej dokonali głębokiej przemiany społecznej na skalę świata, sto do dwustu lat wcześniej przed wybuchem rewolucji francuskiej, której tę przemianę się przypisuje. Przypisy i bibliografię pomijam, jeśli ktoś będzie zainteresowany, znajdzie sobie w linku :-).

​Rozdział 1. Wyzwolenie i wolność w latynoamerykańskiej tradycji politycznej

Okres kolonialny

Pierwszymi, którzy kwestionowali bezwarunkowe prawa konkwistadorów do podbijanych ziem, byli dominikanie. W połowie XVI wieku aktywnie walczyli o uznanie godności Indian, wstrzymanie ich mordowania i podbojów zbrojnych. Już w początku tego stulecia Pedro de Cordoba, wiceprowincjał dominikanów na Santo Domingo, pisał że Indianie zostali zniszczeni „duszą i ciałem”, nie mogąc ani żyć, ani być chrześcijanami. Należało ich wyzwolić przez chrześcijaństwo i pozwolić żyć w wolności, nawet jeśli mieli pozostać przy starym stylu życia. De Cordoba uznawał, że lepiej nie zyskać duszy, niż stracić i ją, i życie. W swojej krytyce systemu encomiendy, czyli powierzania przez króla w dzierżawę ziem w koloniach z prawem kontroli nad ludnością autochtoniczną, posuwał się do stwierdzeń, że nawet faraon nie uciskał Żydów tak, jak uciskali Indian encomenderos.

Także inny dominikanin, Antonio Montesinos, surowo krytykował obyczaje panujące w koloniach. 14 grudnia 1511 roku wygłosił zachowane do dziś kazanie, w którym gromił z ambony konkwistadorów pytając:

„Jakim prawem i wedle jakiej sprawiedliwości tak okrutnie i poniżająco traktujecie Indian? Z jakiego rozkazu toczycie tak straszne wojny wobec ludzi tak spokojnych i pokojowo nastawionych? Z pewnością w tym stanie nie możecie się zbawić bardziej, niż Maurowie i Turcy”.

Najbardziej jednak znanym obrońcą praw Indian był inny dominikanin, Bartolomé de Las Casas. Urodzony w roku 1484 w Sewilli, od roku 1502 przebywał w Ameryce. W roku 1507 przyjął święcenia kapłańskie, od roku 1514 przysługiwał mu tytuł obrońcy Indian. Habit zakonny przyjął stosunkowo późno, bo dopiero osiem lat później. W roku 1541 w gorącej debacie na dworze króla Hiszpanii i cesarza Niemiec Karola V w Valladolid zdołał przekonać władcę do promulgacji nowych praw dotyczących kolonii, uwzględniających prawa Indian. W roku 1544 przejął godność biskupa Chiapas, ale szybko zrezygnował z tytułu i w latach 1550-1551 wrócił do Europy, aby ponownie zabiegać o prawa autochtonicznej ludności Ameryki na dworze królewskim. Aż do swojej śmierci w roku 1566 uważał to zadanie za swoją życiową misję.

Las Casas był świadkiem eksterminacji Indian, którą żarliwie krytykował z punktu widzenia humanizmu chrześcijańskiego. Uważając, że Indianie są ludźmi i mają duszę, dowodził, że nie można ich zniewalać. Dopuszczał jednak zmuszanie do pracy czarnych niewolników z Afryki, sprowadzanych do Ameryki od chwili, gdy jego starania na rzecz uwolnienia Indian zakończyły się powodzeniem. W końcowym okresie życia jednak bar- dzo tego żałował, przypisując Murzynom takie same prawa, jak Indianom. Nie sposób przecenić wpływu jego prac na działalność misyjną w przyszłości. Teologowie wyzwolenia uznają Bartolomé de Las Casasa za prekursora zarówno ich koncepcji teologicznych, jak i praw człowieka czy dialogu międzykulturowego. Jego myśl jest stale studiowana i uważana za wciąż aktualną, także jako przykład reakcji filozoficznej na zmieniający się świat w dobie współczesnej, kolejnej już globalizacji. Z całą pewnością w XVI wieku jego filozofia prezentowała nowoczesną koncepcję chrześcijaństwa, ale i dziś może być inspiracją dla wielu.

Należy jednak pamiętać, że myśl i prawo w tym przypadku bardzo powoli znajdowały przełożenie na rzeczywistość. Nawet jeśli niewolnictwo Indian nie istniało formalnie, w praktyce stosunki społeczne i formy organizacji pracy (np. w kopalniach srebra w Potosí) niewiele się od niewolnictwa różniły. Jeszcze gorsze było położenie ludności pochodzącej z Czarnej Afryki. Szacuje się, do Ameryki Łacińskiej trafiło z Czarnego Lądu ok. 12 mln osób. Opresji podlegały także ich wierzenia i tradycje – kultywowane były w tajemnicy lub znajdowały swoją manifestację w obyczajach religijnych. Tradycja oporu i sprzeciwu wobec niewolniczej pracy stały się z czasem szczególnie ważnym elementem świadomości czarnej populacji Latynoameryki.

Patrząc z szerszej perspektywy filozoficznej, de Las Casas, a także kontynuatorzy jego myśli, Francisco de Vitoria i Vasco de Quiroga, rozwinęli koncepcję egalitaryzmu chrześcijańskiego, wychodząc z takich cnót religijnych, jak litość i współczucie. Dyskutowali także przy tym szeroko arystotelejską koncepcję barbarzyńcy, skłaniając się ku pierwotnemu, czysto lingwistycznemu znaczeniu, zgodnie z którym słowo to (barbaros) oznaczało obcego, mówiącego innym językiem. De Las Casas odrzucał tym samym percepcję Indian jako „sług z samej swej natury” i ludzi dzikich. Misją monarchii stawała się zatem obrona ich praw. Nie demonizował także indiańskich kultur i religii. Nie uważał ich za „niewiernych”, którym to terminem opisywano ówcześnie muzułmanów. Słowo to oznaczało nie tylko „niechrześcijan”, ale i otwarcie i wrogo do chrześcijaństwa nastawionych. Dominikanin dowodził, że Indianie z racji swojego generalnie pokojowego nastawienia, nie stanowili zagrożenia. Z racji tegoż „pacyfizmu” krytykował strukturę władzy w Ameryce, porównując konkwistadorów do diabłów niszczących inną kulturę ze względu na posiadanie drogocennych metali.

Poza wspomnianymi już powyżej de Vitorią i de Quirogą, de Las Casas miał w hiszpańskich koloniach o wiele więcej następców. I tak, augustianin Alonso de la Cruz, urodzony w roku 1504, zajmował się w swoich pracach kwestią prawa konkwistadorów do zajmowanej ziemi i zniewalania Indian, a także ich odpowiedzialności za ludność auto- chtoniczną. Zmarły w roku 1561 Juan del Valle był przez encomenderos nazywany „najgorszym biskupem w Indiach [czyli w Ameryce]”, ze względu na ciągłe się im przeciwstawianie. W roku 1558 opublikował Czternaście wątpliwości, w których piętnował niesprawiedliwe wojny przeciw Indianom, okupację ich ziem, zabijanie ich wodzów i zajmowanie własności oraz złe traktowanie przez przybyłych z Hiszpanii kolonizatorów.

W Peru działał José de Acosta (1540-1600), autor dwóch ważnych książek: Historii naturalnej i moralnej Indii (Historia natural y moral de las Indias) oraz De procuranda indorum salute. Pierwsza miała charakter naukowy, druga ewangelizacyjny. Zawierały one liczne koncepcje ideologiczne i filozoficzne, takie jak uznanie potencjału intelektualnego Indian za równy europejskiemu, krytykę władz i kleru za postawę wobec Indian, rozważania o wojnie sprawiedliwej. Jako jeden z pierwszych zwrócił także uwagę na problemy transkulturacji w nawracaniu Indian. Z kolei jezuita Francisco Suarez tworzył teorię władzy ludu i jego prawa do wyrażania opinii przed prawowitą władzą.

W kolejnych stuleciach doktryna wyzwolenia i wolności Ameryki Łacińskiej rozwijała się nadal. Przełomowe znaczenie miały prace Alonso de Sandovala (1576-1652), jezuity z Sewilli. Zajmował się kiem ludzkiego ich traktowania oraz ewangelizacji, niejako dokańczając po latach dzieło Bartolomé de Las Casasa. Uważał Murzynów za ludzi, co jakkolwiek niezręcznie dziś brzmi, w tamtych czasach stanowiło rewolucyjny pogląd. Jeszcze w XVIII wieku Monteskiusz, jedna z najważniejszych postaci Oświecenia, pisał że cukier byłby dużo droższy, gdyby nie niewolnicy i że trudno sobie wyobrazić, żeby Murzyni byli ludźmi i mieli duszę. W roku 1682 gorącą krytykę niewolnictwa opublikował kapucyn Francisco José de Jaca, argumentując że z natury wszyscy są wolni i nikt nie może być niczyim niewolnikiem.

Ów dorobek filozoficzno-teoretyczny znalazł swój praktyczny wymiar w wiekach XVII i XVIII w postaci tzw. redukcji misyjnych. Owe społeczności indiańskie, którymi kierowali najczęściej katoliccy misjonarze, miały za cel nie tylko ewangelizację Indian, ale także ich ochronę przed niewolnictwem i pracą pańszczyźnianą w encomiendas. Wzorowane na pierwotnych wspólnotach chrześcijańskich, organizowano je zgodnie z zasadami wspólnoty własności dóbr. Miały na celu zapewnienie Indianom dobrodziejstw cywilizacji europejskiej bez jej złych aspektów. Były jedną z największych utopii w historii ludzkości, trudno nie dopatrywać w nich podobieństw do utopijnego socjalizmu czy właśnie teologii wyzwolenia. Jako że najwięcej misji tego typu prowadzonych było przez jezuitów, podstawy teoretyczne ich organizacji dały prace św. Ignacego Loyoli, wspominanego już wyżej José Acosty, jak również Portugalczyka Manuela da Nóbrega. Na krótko, zanim upadły pod wpływem kasaty zakonu jezuitów oraz pod naporem wojskowym Hiszpanii i Portugalii, doprowadziły do skokowego awansu cywilizacyjnego Indian południowoamerykańskich, bujnego rozwoju kultury, sztuki, gospodarki i architektury, czego relikty do dziś można zauważyć m.in. w dorzeczu rzeki La Plata. 

 

Dawniej blog nosił tytuł "Realna analiza" i dotyczył głównie polityki międzynarodowej. Potem przejściowo pisałem o książkach, następnie znowu wróciłem do analiz politologicznych. Ponieważ jednak od pewnego czasu wykonuję je zawodowo, przez pewien czas poświęcony będzie tematom różnym. Osoby piszące pod pseudonimem i równocześnie atakujące dyskutantów oraz używające wulgaryzmów uznaje się niniejszym za pozbawione zdolności honorowej i banuje po pierwszym incydencie.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo