Wczoraj, całkiem niespostrzeżenie, odbyło się spotkanie Salonu24.pl we Wrocławiu. Damskie, kameralne. To Noblog z Podkarpacia zawitała nagle na Dolny Śląsk. Co za niespodzianka! Noblog, czyli jedna z najdłużej komentujących na Sosenkowym blogu. Pisze u mnie już od tak dawna, że nawet przestałam się zastanawiać, kim jest, a ona bardziej kojarzyła mi się już z dobrą wróżką niż z postacią ludzką.
Jednego dnia Łyżeczka mi doniosła, że za dwa dni odwiedzi Noblogę w jej domu, we wschodniej Polsce, drugiego dnia sama Nobloga napisała do mnie, że zaraz będzie tutaj, a trzeciego zadzwoniła. już z Wrocka. I od razu zyskała jeden punkt, ponieważ odniosła się z należnym szacunkiem do mojego Srebrnego i potraktowała go jako równorzędnego uczestnika spotkania. - To kiedy się spotykamy? - Za godzinę mogę być na Ostrowie Tumskim - odrzekł Włóczykij, uradowany, choć niewyspany po kolejnej nocy spędzonej na walce z komarami. - Ale wiesz, że ja na rowerze, więc to potrwa. - No, jasne - odrzekła energicznie Noblog. - Ty musisz przecież przyjechać na Srebrnym - i dodała - On już jest mitem.
Tak to można było wyruszyć!
Włóczykij opakował się w ulubiony strój odpowiedni na wyprawy tropikalne i wycieczki po Wrocku, pokrył delikatną skórę warstwą kremu UV 20 (celnicy na wielkim "airporcie Strachowice" zrabowali mi jedną tubkę, ale znalazłam drugą w lodówce) i ruszył do zakurzonego centrum.
Zawsze gdy już mam umówić się z kimś z Salonu, dopiero przed samym spotkaniem kojarzę nick z żywym człowiekiem i zaczynam myśleć, jak ten ktoś wygląda. - Ty wyglądasz jak Noblog! - stwierdziłam odkrywczo. - To znaczy jak? - parsknęła śmiechem Nobloga. - A on jest rzeczywiście Srebrny - przyznała, patrząc na moją maszynę. Usiadłyśmy przy stoliku małej knajpy i rozmawiałyśmy chyba dwadzieścia minut (bo miałyśmy akurat tyle czasu), popijając oczywiście wodę mineralną. I wcale nie o Salonie (ciekawe, bo zwykle gada się o tym!), tylko o ciężkim losie naukowców, aktywnych i zdeklasowanych, dzieciach, wakacjach i włóczeniu się. Jakbyśmy się znały od x lat. Nobloga też zauważyła, że Podkarpacie jest górzyste, więc swojskie, a na Dolnym można czuć się obco przez ciągnące się po horyzont niziny. No, mimo że to mój hajmat, a ja jestem szowinistką lokalną, zyskała kolejny punkt.
Około osiemnastej powędrowałyśmy w stronę ulicy Kuźniczej. Tam na zdrożoną Noblogę czekał jej zielony busik. Wyściskałyśmy się z obietnicą kolejnego spotkania i Nobloga ze swoją grupą podążyła do hotelu, a Włóczykij na Srebrnym do domu, pustawymi chodnikami. Dobra pora do włóczenia się, bo już nie było ostrego słońca, ale jeszcze pachniała smoła na nasypie kolejowym... Pachniała już z wysoka, mocno i intensywnie. A na którymś postoju przy torowisku zastanowił wędrowca kolor jego własnych dłoni. Były dziwnie czerwone, jak od oparzenia, i opuchnięte. - Cóż to jest? - zmarszczył brwi. Ale zaraz, jako Włóczykij, poczuł dumę. Otóż były to imponujące bąble po wewnętrznej stronie dłoni - od samego ściskania kierownicy!
Tu można kupić moją książkę z blogu: "Gdy świat jest domem": http://sklep.emmanuel.pl
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości