Dwa dni temu dziennikarz rodem z Czerskiej wyżywał się na Pawłowicz za wezwanie do bojkotu niemieckich produktów. Leming ten wyliczył nasze straty w ewentualnej wojnie handlowej na 30 mld zł rocznie. W wyliczance użył nazwy koncernu Thyssen, co mi przypomniało, jakie mamy "zyski na pokoju gospodarczym” z Niemcami.
W jednej z warszawskich, „robotniczych” spółdzielni mieszkaniowych wymyślono wymianę starych wind na… windy Thyssena. Łomotu było co niemiara, ale nowe windy stanęły tzn. pojechały. Lewa (windy w tym mrówkowcu są dwie) od razu miała jakieś wpadki, nie działała po 1-2 dni. Pół roku spółdzielcy się z nią jakoś przemęczyli, ale po tym pół roku eksploatacji lewa winda ostatecznie odmówiła współpracy i stanęła na amen. Odliczaliśmy tydzień, dwa, trzy, zrobiło się z tego ponad pół roku. Tyle zajęła reperacja windy Thyssen w roku 2014 w środku europejskiego miasta, 660 km od Berlina.
W porównaniu z latem 2015 r. temperatury z roku 2014 nie imponują, ale gdy przypomnę sobie tę niedzielę, to szlag mnie trafia. Rano stanęła prawa, druga winda Thyssena, więc mieszkańcy spacerowali sobie na 9 (słownie: dziewiąte) piętro w skwarze 28 stopni, a nie jest to dzielnica ludzi młodych- żadna Białołęka, Ursus, Wilanów czy inna dzielnica z byłego obwarzanka. Blok zasiedlano na początku lat 60-tych, więc było co wymieniać. Najstarsi „spacerowicze po klatce i piętrach” mają ponad 80 lat. Czy gospodarcza współpraca spółdzielczo-niemiecka miała ich wykończyć?
Gdy pismaki z Czerskiej udają normalnych, to troszczą się o środowisko naturalne. Nie zauważyłem, aby wyliczyli, ile straciliśmy na oszustwie spalinowym Volkswagena i tak można by bez końca wyliczać.
Deustche machinen? Nein, danke.
Inne tematy w dziale Gospodarka