Tegoroczne wybory prezydenckie były, co oczywiste, bardzo nietypowe. Katastrofa smoleńska i powódź odcisnęły ogromne piętno na kampanii wyborczej i nastrojach społeczeństwa i polityków. Jednak wybory były nietypowe jeszcze z jednego punktu widzenia – dla PO i PiS przegrana w tych wyborach była równie kusząca, co ich wygranie.
Przegrana dla Platformy Obywatelskiej oznaczałaby przedłużenie wygodnej sytuacji, w której można było obarczyć prezydenta winą za opieszałość rządu. Często politycy PO wymigiwali się od zarzutu braku zmian w Polsce ewentualnym wetem prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Przedłużenie tej retoryki umożliwiłoby wygranie przez Jarosława Kaczyńskiego wyborów prezydenckich. Byłby on wygodnym alibi do zaniechania koniecznych zmian, których skutki mogłyby zostać negatywnie odebrane przez społeczeństwo.
Jednak ważniejszym dla PO pozytywem przegranych wyborów prezydenckich byłyby kłopoty PiSu z wybraniem następcy Jarosława Kaczyńskiego. W chwili obecnej partia, osłabiona mocno po tragedii smoleńskiej, nie ma liczących się i dobrych kandydatów na szefa partii. A osoby wypromowane w trakcie tej kampanii mają zdecydowanie bardziej lewicowe poglądy niż większość elektoratu PiS. Odejście Kaczyńskiego do Pałacu Prezydenckiego musiałoby sprowadzić na Prawo i Sprawiedliwość poważny kryzys, który mógłby zakończyć się nawet rozpadem partii, a na pewno zaszkodziłby jej przed wyborami samorządowymi, a być może także przez wyborami parlamentarnymi.
Świadomość tego musieli mieć także politycy PiS. Dla nich zwycięstwo w wyborach byłoby symbolicznym prestiżem, ale mogłoby się skończyć źle, zamykając drogę do sukcesów wyborczych w tym i przyszłym roku. Paradoksalnie dzięki przegranej mogą stać się faworytami wyborów parlamentarnych w 2011 roku. Co podkreślali komentatorzy, dobry wynik Jarosława Kaczyńskiego odbudował zdolność koalicyjną PiSu, jednak by ją skonsumować Kaczyński musiał te wybory przegrać.
Dla partii politycznych, których kandydaci zmierzyli się w II turze wyborów prezydenckich, korzyści płynące z przegranej były nad wyraz duże. To może tłumaczyć małą dynamikę i łagodność kampanii wyborczej, w której widoczny był brak wsparcia Platformy i Donalda Tuska dla Bronisława Komorowskiego i zbytnia spolegliwość PiSu wobec rządu i jego polityki. Oba obozy polityczne zachowywały się trochę, jakby prezydentura była kukułczym jajem.
Jestem dziennikarzem i publicystą. Pracowałem m.in. w redakcji portalu Fronda.pl i Polskim Radiu. Byłem jednym z prowadzących audycję Frondy.pl w Radiu Warszawa (106,2). Publikowałem m.in. we "Frondzie", "Opcji na Prawo", "Idziemy", "Rzeczach Wspólnych" i "Gazecie Polskiej". KONTAKT: zaryn.blogi[at]gmail.com
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka