skrent skrent
175
BLOG

Prochy

skrent skrent Rozmaitości Obserwuj notkę 0
Odcinek 68 - stojąc na moście
 
Kulbaka stał na moście i patrzył na leniwie płynącą brudną wodę Wisły, a wraz z ruchem wody na jego siatkówce, odkładały się jak „scany” na obrazie komputera, jego ponure, zda się zobiektywizowane, myśli. Jakby to nie ona sam, ale ktoś obcy siedział i myślał w jego głowie.
 
Twój obraz się w pamięci powoli zaciera
Stare świadectwa szkolne, furtka przy ogródku
Pozostała ci tylko skrwawiona siekiera
Którą odrąbywałeś parzydełka smutku
I dziś, jak pies bezpański, gdzieś się poniewiera  
 
 Szarość nędzy ma to do siebie, że nie sposób się w niej dopatrzyć cech pozytywnej indywidualności. Szarość ludzkiej nędzy jest po prostu niepotrzebna i mniej jest nam żal, gdy zostanie wygubiona przez wojnę, zarazę lub klęskę głodu. Przeciętnym kundlem może być każdy pozbawiony ambicji do bycia Napoleonem, Hitlerem, Cezarem czy inaczej mówiąc: wielkim człowiekiem... i nie ma w tym nic nadzwyczajnego; bo brak mu iskry boskiego geniuszu!
 
Ten z nocnego pociągu a tamten ze szkoły
Z koszar, z roboty w lesie, z burej fotografii
Nawet spojrzeć przytomnie w dawne protokoły
Własnych więziennych grypsów dzisiaj nie potrafi
Tak otępiał, że można na nim ciosać koły
 
 Często w okresach przełomów i zwrotów w historii, skądinąd uczciwi ludzie piszą w gazetach takie ohydne rzeczy, jakby autocenzura redaktorów nie działała wcale; tak wychwalają wyzysk komunistyczny lub kapitalistyczne złodziejstwo, że aż nienormalne czynią normalnym… i nikogo to nie razi, a to, dlatego, że eksprit vital - jak mówią Francuzi – powoduje, że pozostają ślepi na wstyd i przyzwoitość moralną - bowiem samo "Życie" zatyka im oczy, stępiając wrażliwość, żeby nie widzieli swej ohydy w imię interesu klas wyższych, potrzebujących krwi i potu klas niższych, do zapewnienia sobie rozwoju.
 
Szedł drogą, targowiskiem, znikł w mulistej bryi
Nieczystego sumienia, zostawił guziki
Ostatnie ślady zgubił w getcie Kołomyi
Mieszka kątem w stodole, bez żadnej metryki
Po wierzchu Europejczyk, ale w środku dziki
 
Tylko czasem, czasami, coś jakby wyłazi
Na wierzch oczywistości, twardej i kanciastej
Jakiś osad przykrości, która spokój kazi
Krzywdy przykrytej z wierzchu zakalcowym ciastem                                                    
syropów z trupich kości  i chemicznej mazi
 
Rozmazanych równiutko na powierzchni rzeczy
Że twój syn z SSmana, spłodzony w Auschwitzu
Das menchen-hoore, hifem zarażony…
Zielenieje jak żaba… pod kroplówką z cieczy…
Od której w żyłach płynie kwas solny, stężony
 
Wyobraź sobie Czytelniku, że idziesz tak, otumaniony, zziębnięty i głodny jak Kulbaka, a w głowie ci huczy od głupich wierszowanych myśli, o których wiesz że są głupie, ale których nie jesteś w stanie przerwać.
 - I głośno skrzeczy! na koniec jakiś chochlik, dodał już złośliwie,                      ten pospolity, częstochowski rymek, jak zwykły podlik,                                                                                       
nielutościwie
żeby mu uzmysłowić,  jaki z niego grymek –                                                                                                                          
złotym gównem ozdobić, mu skronie nobliwie  i grafomańską duszę - by go bardziej dobić,                                                                                                          
 
- Nie! – zaprotestowała ojcowska dusza Kulbaki-Posasnykowa, gdy sobie przypomniał, co mu mówił konfident bezpieki o spłodzeniu jego syna (jakżeż mu na imię?)  w areszcie kobiecym, w pałacu Mostowskich. Skurwysyny! - wykrzyknął nagle pełen bólu, stając bezradnie na środku ulicy. Ukraińcom krzywdy zrobić  nie pozwolę! Tym skurwysynom z Unii Europejskiej! Ale cóż ja z tą Ukrainą.?. tak wyjechałem  jak „król chłopów” w Tworkach?  Na środku ulicy… Ratuj się, Michale, przed wariacją! – pomyślał z przestrachem.  Widocznie przypomniał sobie artykuł z gazety, w którym noblista Josif Brodski nawoływał, żeby Ukrainę  przyłączyć do Europy Zachodniej, żeby ułatwić Żydom powrót na Polesie, do żydowskiego matecznika, odwiecznych parchów i starodawnych pejsów. A przecież dobrze wiedział, że nie  jest żadnym Miłoszem, Brodskim , Wenclową, jakimś tam sumieniem ludzkości… literatem  poetą… bo pozwolenie na bycie polskim poetą dają Żydzi z Nowego Jorku,  albo Żydzi z Niemiec, jakieś Dedeciuse i Stammlery, z Berlina Zachodniego…  Oni tam literaturę polską kreują…
skrent
O mnie skrent

sceptyczny i krytyczny. Wyznaję relatywizm poznawczy. Jestem typowym dzieckiem naszych czasów, walczącym z postmodernizmem a jednak wiem, że muszę mu ulec.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości