skrent skrent
128
BLOG

Prochy

skrent skrent Rozmaitości Obserwuj notkę 0

 

Odcinek 83 – idąc do staruchy
 
Idąc do staruchy, Kulbaka przypomniał sobie swój dawny wiersz, który kiedyś napisał w stylu „filozofii Heideggera”. Było to w czasie jego „studiów” nad Sein und Zeit. Taki heidegerowski, a nawet nietzscheański – że aż jego samego, autora, darło w członku z przerażenia od tego nihilizmu i zwątpienia. No, oczywiście prostacy, redaktorzy nabuzowani urzędowym optymizmem w gazetach, odrzucili te jego „narzekania” na rzeczywistość, „która skrzeczy”, mówiąc, że to faszystowskie brednie, a sami jęli kultywować kapitalistyczny humanizm i dalejże krzywdzić biedaka, jakiegoś ogłupiałego tanim optymizmem życiowych, a’la dostojewszczyzna, robotniczego parobka na pańskim folwarku. Nie mógł się wyzbyć tych porównań; nowoczesnych zakładów przemysłowych do zarzuconych zwierzęcym gnojem przedwojennych majątków dziedzica.
   
Stoi jeszcze, jest, nie leży (oni o tobie)
Się, czerwono-żółte, jeśli nazywać, złość  (ty o sobie)
Oni już zrobili, nie ja…bieży!  (ty o sobie)
Ale „wierzy!” Wiara, wierzyć… (ktoś o tobie)
Rymuje się: śmierć-nadzieja! Dość!
Nie leży!, wisi, jeszcze Się nie urwało (oni o tobie)
Ale już, jakby dym, co płynie z chmur (ono o tobie)
Kontemplujesz złe piękno, co rankiem bolało...
zrywać? Co?ja stoję, ty stoisz, patrzysz… knur…  (ty o sobie)
dojrzałe, do pęknięcia, w strachu nakapało… (coś)
zamieć, pod stół paprochy, w półmroku majaczysz – (ego)
trup dziecka pod podłogą, macica cię dręczy dręczy…
wszystkiego za mało; pięć. Pięt wystaje, jednej nogi… (ty o sobie)
nie ma, kołek metafizyczny, wbity (w ziemię), jęczy… (zbrodnicze coś)
urwanej w chusteczce z haftem, co ma cztery rogi… (obiektywne)
 na kołku, Cień, w duszy, nocą, też stoi,  i… (ty o sobie)
 bity w ciemię,  onej się boi; co cię zwiąże… - (coś)
uśmiecha Się, ona,zły sen, a ustami doi… (wspomnienie)
 stado myszy miedzianych, kupiłeś mój książę...
co się samo pasie… Zły pastuch poszedł pić…
posążek,  dusi cię we śnie… jej uśmiech… rosi (ono o tobie)
do srebrzystego łona… Czarny krążek,  jak zmora,                                   
krowy me w tym Czasie… (ty o sobie)
 O, już, wszystko, jak w nocy… piekielna zapora…
cień mija, unosi…  (wspomnienie o kobiecie z Wieliczki)
jak w piekle kona, żmija, ani żyć, chłopcy, ani umrzeć… ani…
Tu szereg niemocy... Obcy, udaje swojskie w ambarasie (obiektywne)
, a tymczasem, zrobili za Ciebie, kupę, że tacy dobrzy, że tacy kochani…
że czeka… (ono o tobie), żebyś ją wziął, pod siebie, ku-ta-sie! (freudowskie id)
 Dlatego śni się to łono… srebrzyste, tej pani… (w kapeluszu),
której mówisz: „żono”…
Litości! Nawet oścień w tobie! Zrobili!  „Wierzgać przeciwko.?.” (introspekcyjne)
(Obcy:, on, ona, ono – i bindas, którym nierówno pany obdarzono!)
Śmierć swoją robię!  (to jest zagadka logiczna, ty dziwko!
czy możesz twierdzić tak o sobie?) nie jesteś tym, którym wybaczono
To jest mojowski odcień ( ktoś) – Ty, nic tu po tobie! (coś)
 
        Wypowiedź to bardzo hermetyczna, niektórzy twierdzili, że nihilistyczna i „faszystowska”, ale nic nie mógł na to poradzić. Tak pisał, żeby być niezrozumiałym dla motłochu (nie rzucać pereł przed wieprze), bo zrozumienie tłuszczy obniża wartość artystyczną poematu. Kiedy strzelał do Niemców podczas Powstania czuł się podobnie. Czuł się hermetycznym poetą faszystą. Czuł się ponad zbrodnią, ponad złem i dobrem, ponad sensem życia.  Cywilny motłoch krył się po piwnicach, odmawiał litanie do Jezusa, zdrowaśki do Maryi, księżula tumaniąc go odprawiali mu mszę, a on, Kulbaka, się nie bał śmierci, gardził piekłem i diabłem, ludźmi i samym sobą. I to była najpiękniejsza poezja! I on jeden i może kilku straceńców, jego kolegów- powstańców czuł się poważnie, że strzela, że zabija Niemców, bo ma na to zezwolenie samego Pana Boga, ale reszta cywilnego, mieszczańskiego motłochu, przyzwyczajonego do kombinatorstwa i łatwego życia – z handelku, z różnych drobnych kradzieży, z urzędolenia w sanacyjnych biurach i urzędach, popijając wódeczkę, której nigdy podczas Powstania w zrujnowanej Warszawie nie brakowało, czuła się jakoś dziwnie niepoważnie. Jakby dla uczniaków we wrześniu nastąpiło niespodziewane przedłużenie wakacji, a dla urzędników przedłużenie letniego urlopu. Toteż wszyscy czuli się jakby nieupoważnieni do zabierania głosu na „poważne tematy” jak śmierć od niemieckiej bomby lotniczej lub strzelanie do Niemców, bo przecież wszyscy byli jakby poza pełnieniem obowiązków, obywatela, Polaka, człowieka, męża, katechety, głowy rodziny, wychowawcy, urzędnika, funkcjonariusza i ojca. Bo przecież funkcjonariusze i urzędnicy siedzą za biurkiem, katecheci na plebaniach, ojcowie w mieszkaniach, nauczyciele w klasach szkolnych, robotnicy w warsztatach… a nie w piwnicy!
skrent
O mnie skrent

sceptyczny i krytyczny. Wyznaję relatywizm poznawczy. Jestem typowym dzieckiem naszych czasów, walczącym z postmodernizmem a jednak wiem, że muszę mu ulec.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości