Odcinek 93 - co ja tu robię do cholery?
- przemknęło prze myśl pana Michała – po com ja tu przeszedł, zgapił się przez moment na pomarszczoną suchą twarz staruchy. Acha, pewnie o ten zegarek, o te parę groszy, niech je szlag… Przecież nie jestem Rasss… A może jednak jestem, tylko o tym nie wiem.?. Wszyscy jesteśmy Rasss… nie różnimy się pod względem myślenia, czy dać obuchem po ciemieniu… zbrodniczy bracia… mamy to w sobie zapisane, w zaświatach… na tym polega jedność człowieczeństwa… Tak myślał, patrząc na niebieskawą ścianę, poza jej głową…
Dlatego dzisiaj, żeby można było spożytkować zbrodnię Raskolnikowa - w celu odwrócenia uwagi od prawdziwych złoczyńców sprawujących władzę - z pewnością zrobiliby go posłem lub senatorem.
Do takiej znieczulicy doszło nasze społeczeństwo po objęciu władzy przez "Solidarność", do takiej obojętności na wskutek szoku jakiego doznało na widok swych niedawnych, rzekomych obrońców i liderów, przemienionych w złodziei i katów... że nie chce mu się ruszyć palcem na widok bitych i obrabowywanych przechodniów na ulicach, wyrzucanych ludzi z pociągów. Obywatel Polski Ludowej, kradnący z komunistycznych fabryk co się tylko dało, jednak na widok milicyjnej pałki, trzymał na wodzy swoje bandyckie skłonności, ale po zwycięstwie „Solidarności”, kiedy ogłoszono wszem i wobec, „że wszystko jest dozwolone” (to dozwolone co nie zabronione), kiedy ogłoszono koniec rządów komunistycznej władzy, co oznaczało wolność złodziejstwa i zbrodni, co oznaczało, że można się bogacić wszelkimi sposobami i nie wolno pytać złodzieja o źródło pochodzenia jego pieniędzy... popuściły wszelkie hamulce i „hulaj dusz piekła nie ma!”
Od czasu, gdy Polacy zobaczyli jak się w kapitalizmie kradnie, jak się w demokracji kłamie (gdzie te czasy gdy ulica krzyczała telewizja kłamie?), nie można już żądać od nich dziecięcego zaufania do hierarchów Kościoła i liderów "Solidarności". Szczególnie po tym, jak dali dowody prywaty, zachłanności i obojętności na los pozbawionych własności i wpływów.
Po tym jak spadły z twarzy dysydentów maski dobrotliwych ofiar komunistycznego reżymu, jak w krótkim czasie zmienili się w wilków w owczej skórze - to by i Raskolnikowa wybrali swoim prezydentem!
W czasie, gdy w Warszawie, co pół godziny jakaś matka dusi noworodka albo chuligan napada staruszkę, gdy przestały działać jakiekolwiek hamulce i odstraszające przykłady, to cóż może jeszcze oddziaływać na zwyrodniałego słuchacza, cóż może skruszyć i przerazić zatwardziałego widza, jeśli nie widok męczarni udręczonego Raskolnikowego sumienia, torturowanego przez demony? Ale żeby to właściwie ukazać i umiejętnie przestraszyć, to trzeba takiego uhonorowanego majstra od propagandy dobrych obyczajów, jak Dostojewski!
Coś do niej mówił, ale znówstracił wątek, zagapił się i zaczął „pisać”. Ze strony fenomenologii jego kontroli umysłu, wyglądało to tak, jakby nastąpił moment rozluźnienia napięcia, (zdał sobie z tego sprawę i odetchnął, że nie musi zabijać, nigdy już nie musi, to była obietnica jego władz umysłowych i okaz zdrowia tych władz, z czego się ucieszył, więc kontent, za to ), uwolnienie uwagi od siekiery, obucha, ciemienia itd.. i zamiast przykrych myśli, mógł zaśpiewać sobie „wesołą piosenkę”, a może nawet ludową piosenkę, jak wiejski parobek, obdarzony talentem do składania rymowanek… któremu nigdy by nie postało w głowie, żeby kogoś siekierą po ciemieniu… i zaśpiewał… to znaczy recytował sobie wymyśli balladę o kukułce. Mniejsza o to, czy ją już wcześniej napisał, czy dopiero na poczekaniu wymyślił. Tak go wzięło na sentymenty, że się niemalże rozrzewnił:
Choć ma sama na sumieniu, różne grzeszki i przewiny,
swoje małe zbrodnie ptasie, to jej mojej żal dziewczyny,
że się wiesza przy strumieniu, bo nie mogła zrodzić Kasie
bo musiała na rzemieniu, oderwać ją z pępowiny
i wracać na imieniny, do szofera z TIRu w trasie
Chce on nam pokazać, że gdyby nie sumienie, wydające zbrodniarza w ręce sprawiedliwości, na nic by się zdały wszelkie policyjne zabiegi śledcze. Bez wyrzutów sumienia, dręczących zbrodniarza, nic by nie wykryto. Bez konfesjonału w kruchcie, policmajstrzy są niczym ślepe kocięta.
Kukułka mi powiedziała, że już jestem sam na ziemi,
bo mnie córka odbierzała, zostawiając czapkę w sieni,
jakby mi powiedzieć chciała, że już tego nic nie zmieni.
Bo gdy dla mnie umierała, nie było mnie w jej przestrzeni.
Kiedy duszę oddawała, właścicielom światłocieni
Stara wyszła obok, chyba po pieniądze za zegarek (ale nie uprzedzajmy faktów, bo u Dostojewskiego, działo się to dopiero za chwilę, a Kulbaka chciał nas swoim rozumem i nad rzeczywistością panować) , a on stał, obserwując wejście do sąsiedniego pokoju niewidzącym wzrokiem, kontemplował z zaświatów własny widok w ponadczasowym mieszkaniu staruchy i jednocześnie, zamyślony „pisał”, czemu akurat teraz, epitafium dla pewnego dzieciaka, który zasłonił go własnym ciałem, przyjmując kulę, która była przeznaczona dla niego, dla Michała.
Tamta, też nie urodzona i ta, której nie mam teraz,
to ta sama utrudzona, w moich snach widziana nieraz,
szuka czegoś zatrwożona, coś zamyka i otwiera
czeka na mnie poroniona, na rozstaju dawnych uraz.
A ja nie chcę już skorpiona, który kocha i umiera.
sceptyczny i krytyczny. Wyznaję relatywizm poznawczy. Jestem typowym dzieckiem naszych czasów, walczącym z postmodernizmem a jednak wiem, że muszę mu ulec.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości