Zastanawiałem się, co można nazwać politycznym wydarzeniem roku 2008 w naszym pięknym kraju. Cofając się ku meandrom pamięci (posiłkując się guglem) nie byłem w stanie znaleźć żadnego wydarzenia, które miałoby rangę pierwszoplanową. Dominowały polityczne podchody. Wzajemne atakowanie się przez platformersów i pisowców. W tle podskakiwały resztki SLD, zajęte zresztą głównie udowadnianiem czy Napieralski jest fajniejszy od Olejniczaka czy odwrotnie. Ja, zgadzając się zresztą z publicystami „Wprost” z rubryki „Z życia koalicji-z życia opozycji” żadnej różnicy między obu panami nie widzę. Nawet kiedyś słuchając, co prawda nieważnie, audycji radiowej z udziałem pana N. byłem święcie przekonany, że mówi pan O., doprawdy zabawna sytuacja. Kiedyś postkomuniści byli wyraziści, trudno było pomylić Oleksego z Millerem. I nie chodzi mi bynajmniej o tuszę. Obecne szefostwo polskiej lewicy to grupa bezbarwnych chłopców wyrywających sobie zabawki w piaskownicy i krzyczących „teraz ja! ja!”. Cieszy mnie nieudolność SLD to konsolidacji. Nie lubię lewicy, szczególnie postkomunistycznej, więc obecna nieporadność owego środowiska wywołuje moje zadowolenie. Jedynym zagrożeniem ze strony polskich środowisk usytuowanych po lewej stronie sceny politycznej jest środowisko „Krytyki politycznej”. Dlaczego uważam ich za zagrożenie? Po pierwsze to ludzie, którzy przypominają o ideach i mimo, że są hipokrytami jak Sierakowski, który paląc Marlboro, popijając Coca Colę krytykuje wielkie korporacje, mają za sobą grupę młodych, zdolnych i inteligentnych ludzi, którzy chcą działać. W chwili obecnej są w stanie wpływać na rzeczywistość polityczną w naszym kraju. Oczywiście jeszcze nie na wielką skalę, ale pozycja „Krytyki politycznej” rośnie. Pomogła im promocja w mediach wysokonakładowych. W pewnym momencie „Gazeta Wyborcza” wydrukowała kilka artykułów autorstwa Sierakowskiego, wywiady pojawiły się w lewicowych „Przeglądzie” i „Polityce”. Wydaje mi się, że ta grupa może jeszcze dużo zepsuć w naszym kraju. Dlaczego zepsuć? To wynika z mojego i ich światopoglądu. Nie uważam by pomysły lewicy były czymś dobrym dla obywateli. Ale w sumie nie o tym chciałem pisać.
Chociaż zamieniliście się miejscami wszyscy jesteście dokładnie tacy sami
Powyższe słowa, pochodzące z tekstu Kazika Staszewskiego dobrze obrazują polską politykę po transformacji ustrojowej. Gdy dana partia jest w opozycji, a szczególnie przed okresem wyborczym, epatuje hasłami naprawy sytuacji społeczno-ekonomicznej. Podstawą działania jest krytyka rządzących. Przypomina to sportowe hasło „bij mistrza”. Bez względu na realne działania rządzących partia opozycyjna atakuje. Jest to resztą działanie jak najbardziej logiczne i pomagające na trafienie do swego potencjalnego target wyborczego. Po zmianie szyldu z opozycji na rząd zaczyna się zabawa w nic-nie-robienie. Przynosi to korzyści, o ile rządzący zadbają o swój pozytywny wizerunek w mediach. I w tej kategorii Platforma Obywatelska osiągnęła mistrzostwo. Chyba jeszcze nigdy, choć mogę się mylić, w historii polskiej polityki rządzący nie zyskiwali w statystykach popularności po objęciu władzy. Ale przygotowanie PO do współdziałania z mediami muszę ocenić bardzo wysoko. Oczywiście tylko w kategoriach czystej socjotechniki. Bo, co dostaliśmy tak naprawdę? Spory o samolot między premierem a prezydentem, przepychanki i obrzucanie się inwektywami, projekt reformy oświaty, którego Katarzyna Hall, szef MEN broni jak niepodległości, a który stoi w sprzeczności z ideami konserwatywno-liberalnymi, których PO chciało być twarzą. Mamy jeszcze zagubionego posła Gowina próbującego przygotować projekt ustawy w kwestii In vitro, a który to projekt spocznie na dnie szuflady, bo władze PO przegłosują coś zupełnie innego. No i mamy wszechobecnego medialnie posła Palikota, który jest wielce ciekawym zjawiskiem socjologicznym. Wszechobecny w mediach, cham, a jednocześnie pragmatyk. Palikot, moim zdaniem, został wybrany przez władze PO do specyficznego celu. Ma być jednoosobową armią walczącą z PiS-em i Lechem Kaczyńskim . Może publicznie mówić wszystko to, co myśli Donald Tusk i Grzegorz Schetyna, ale oni nie mogą sobie na to pozwolić bo zaszkodziłoby to ich wizerunkowi jako ojców Partii Miłości. Natomiast facet w koszulce „Jestem z SLD” może sobie pozwolić na wszystko. On jest tym rynsztokiem, którym płyną inwektywy, zaspokajając potrzebę eskalacji wulgarności, na którą oficjalne gremia PO nie mogą sobie pozwolić. Przy okazji Janusz Palikot tworzy sobie silny wizerunek, może nie do końca pozytywny, ale odpowiadający zasadzie, którą wymyślił Anderw Oldham dla zespołu The Rolling Stones w latach sześćdziesiątych: „nie jest ważne, co o nas piszą media, grunt, żeby to było na pierwszej stronie”. Dlatego na boczny tor idą działania w komisji „Przyjazne państwo” (He, He, sama nazwa komisji sugeruje, że Państwo-Lewiatan jest wrogiem obywateli), której prace idą ślamazarnie i końca ich nie widać. Ale może dość o Platformie, wobec której i tak nie miałem złudzeń.
Złudzeń nie miałem również jeśli chodzi o Prawo i Sprawiedliwość. Natomiast kolejne, zeszłoroczne posunięcia Jarosława Kaczyńskiego świadczą o tym, że okopał się na swoich szańcach i ani mu w głowie wyjść do otwartej bitwy. Bojkot telewizji WSI, tzn. TVN jest absolutnym strzałem w stopę, który został wprowadzony w życie na własne życzenie. Na własne życzenie Kaczyński wyrugował się z opiniotwórczej telewizji licząc chyba tylko na to, że prezes Urbański (teraz już były) udostępni pisowcom więcej czasu antenowego w telewizji reżimowej. A tak się nie stało. Kolejna rzecz to usuwanie w cień polityków wyrazistych, a promowanie posłusznych miernot. Nawet jak już ktoś z PiS jest w telewizji to i tak nie da się go słuchać ze względu na prezentowany poziom.
Zresztą środowisko PiS ostatnio się skompromitowało po raz kolejny. A jest to zasługa prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Otóż w sobotnim wydaniu „Wyborczej” (z dnia 10 stycznia br.) udzielił wywiadu , w którym padło następujące stwierdzenie:
…traktat lizboński uważam za sukces na skalę możliwą do osiągnięcia. Osiągnęliśmy wszystkie cele poza pierwiastkowym systemem liczenia głosów. Moi partnerzy do dziś mówią, że szczyt w Brukseli z czerwca był polskim sukcesem, ale w Polsce nie potraktowano mnie jako zwycięzcy.
oraz
- Pozostaje pan przy swoim stanowisku i nie podpisze traktatu lizbońskiego przed "tak" w powtórnym referendum irlandzkim?
- Tak. I podkreślam, że Polska nie będzie przeszkodą w wejściu w życie tego traktatu. Nie jest on optymalny, ale zdołaliśmy go w ciężkiej walce bardzo poprawić. Stawiam zresztą siedem do trzech, że traktat lizboński wejdzie w życie.
Niesamowite! Wbrew temu, co mówił wcześniej, pan prezydent jest zwolennikiem konstytucji europejskiej (zwanej dla niepoznaki traktatem lizbońskim). I uważa ją za dobrą. Czeka tylko na sposobny moment, w tym przypadku ponowne referendum irlandzkie (przed którym „siły postępowe” staną na głowie by go przepchnąć), by podpisać dokument. Ciekawym elementem cytowanej wypowiedzi jest to, że najgorsze dla prezydenta było to, że nikt go nie docenił. A przecież on tak się starał! Zresztą działania Lecha Kaczyńskiego w sferze polityki zagranicznej też można uznać za niespójne. O kwestii konstytucji europejskiej i działaniach na niekorzyść polskiej racji stanu w tym względzie napisałem powyżej. Były też inne elementy. Poparcie dla Gruzji było dobrym pomysłem, tym bardziej, że miało one swoje odbicie na forum Unii Europejskiej. Tylko zastanawiam się czy obecny kryzys gazowy nie jest odpowiedzią Rosji na reakcję Europy na wydarzenia gruzińskie. Zresztą politykę RP wobec Kremla należy określić mianem niespójnej. Ale dotyczy to wszystkich rządów i prezydentów ostatnich kilkunastu lat.
Ciekawym wydarzeniem przełomu roku jest przewrót w telewizji publicznej, który zaowocował przejęciem władzy przez przedstawicieli tzw. „przystawek”, czyli LPR i Samoobrony. Największy rezonans tego faktu to seria artykułów w „Gazecie Wyborczej” prezentujących p.o. prezesa TVP Farfała jako faszysty. Ale to już temat na oddzielny artykuł.
W najbliższym czasie postaram się wrzucić garść przemyśleń na temat tego, co działo się na świecie. A jest o czym pisać.
Michał Wolski jest sekretarzem oddziału lubelskiego. Do niedawna był Redaktorem Naczelnym KoLibrowego czasopisma „Goniec Wolności”.
Tekst ukazał się pierwotnie na blogu Autora.
www.koliber.org
Stowarzyszenie KoLiber to ogólnopolska organizacja łącząca ludzi o poglądach konserwatywnych oraz wolnorynkowych. Posiadamy ponad 20 oddziałów w miastach całej Polski.
Konserwatyści, liberałowie, libertarianie, wolnościowcy, monarchiści, minarchiści, anarchokapitaliści, antykomuniści. Licealiści, studenci i przedsiębiorcy - młode pokolenie, któremu bliskie są wartości takie jak: ochrona własności, wolność gospodarcza, rozwój samorządności, szacunek dla historii i tradycji oraz silne i bezpieczne państwo.
W naszej działalności dążymy do:
I Realizacji idei wolnego społeczeństwa.
II Całkowitego poddania gospodarki mechanizmom rynkowym.
III Obrony suwerenności państwowej.
IV Stworzenia "silnego państwa minimum" opartego na rządach Prawa.
V Rozwoju samorządności.
VI Poszanowania tradycji i historii.
VII Uznania szczególnej roli Rodziny
Działając w KoLibrze pragniemy zarazem inspirująco i twórczo wykorzystać spędzany wspólnie czas. Pole naszej działalności jest niezwykle szerokie: od tak poważnych przedsięwzięć jak międzynarodowe konferencje, obozy naukowe, panele dyskusyjne poprzez uliczne manifestacje aż po nieformalne spotkania, imprezy integracyjne oraz pikniki.
Różnorodność nurtów sprawia, że są wśród nas ludzie o różnych poglądach. I właśnie to jest naszą siłą. Nie zawsze się zgadzamy, ale to jedyne takie miejsce na polskiej scenie politycznej, gdzie prawica potrafi rozmawiać i wypracowywać kompromisy.
Poszczególne teksty zamieszczane na blogu nie są oficjalnym stanowiskiem Stowarzyszenia.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka