Stowarzyszenie KoLiber Stowarzyszenie KoLiber
107
BLOG

Grzegorz Pacek: Nauki Kisiela – temat wciąż aktualny?

Stowarzyszenie KoLiber Stowarzyszenie KoLiber Polityka Obserwuj notkę 1

Część PT Czytelników miała być może przyjemność czytać felietony Kisiela w czasie ich rzeczywistej publikacji. Na szczęście dla tych, urodzonych i wychowanych po odejściu Pana Stefana, także późniejsza ich lektura nie jest mniej wartościowa. Pytanie, czy nie jest też mniej aktualna?
 
Pytanie to pojawiło się u mnie, kiedy – chyba po obejrzeniu relacji z jednej imprez poświęconej pamięci niepokornego publicysty, a dokładnie bodaj po wypowiedzi jego syna Jerzego, w której wspomniał, że wciąż jeszcze można wydawać felietony, które nie ukazały się w „Tygodniku Powszechnym” postanowiłem je odszukać.
 
Z tego, co udało mi się ustalić, są co najmniej dwa takie zbiory. Jeden wydany przez Iskry pod koniec lat 90-tych ubiegłego wieku, a drugi pochodzący jeszcze z podziemia, z roku 1983, wydany przez Niezależną Oficynę Wydawniczą. Właśnie tę drugą pozycję polecam szczególnie, gdyż zawiera dwa tylko teksty, tj. Bezsilność publicystykioraz O nadwiślańskim poplątaniu. Przeczytanie tej właściwie broszurki nie zajmie zbyt wiele czasu, a jednocześnie dzięki łatwo dostępnym aukcjom internetowym można sobie sprawić taki prezent za kilka złotych.
 
Mała objętość polecanych tekstów nie jest jednak jedyną ich zaletą i nie z tej przyczyny warto sięgnąć do tej twórczości, niezależnie, czy ktoś będzie czynił to po raz pierwszy, czy kolejny. Z oczywistych względów każdy znajdzie tam z pewnością coś, co u Kisiela wszyscy chyba uwielbiali, a więc ironię czy wręcz czyste szyderstwo wobec „najlepszego z ustrojów”. Ciekawe też będzie, zarówno dla młodego czytelnika, jak i np. dla osób, które (trochę podobnie jak w stosunku do Herberta) uważają, że Kisiel był dobrym publicystą, ale pod koniec życia związał się „nie z tymi co trzeba”, a wręcz lekko zbzikował – dostrzeżenie, że to nie tak do końca. Oto bowiem we wspomnianych felietonach (pisanych na przełomie 82’ i 83’ roku!) znaleźć można krytykę państwa opiekuńczego (co w miarę jeszcze oczywiste), ale też np. bardzo sceptyczne podejście do „Solidarności” (którą Autor miał odwagę atakować „z prawa” gdy wszyscy chcieli ją atakować „z lewa”), wreszcie mamy też i powoływanie się na słowa niejakiego Janusza Mikke (już wtedy!).
 
To wszystko jednak to wciąż nie to, do czego warto się dziś szczególnie odwoływać. Otóż bowiem, warto zwrócić uwagę na pewną bardziej ogólną koncepcję wyłaniającą się z obu tekstów. A ta koncepcja jest zdecydowanie ugodowa, kapitulująca i odpuszczająca. Trzeba pamiętać, że Kisielewski miał w swoim życiorysie kilka momentów kiedy „zawieszał” swe ostre pióro lub nieco je choć temperował i – jakkolwiek nigdy nie idąc na współpracę, która byłaby w jakikolwiek sposób dlań hańbiąca – poniekąd „zawierzał” władzy, mając nadzieję na poprawę ogólnej sytuacji w Polsce.
 
Taka postawa wyłania się właśnie z owych felietonów, acz mniej jest z pewnością tym razem wywołana „zawierzeniem”, a bardziej (poniekąd tytułową) „bezsilnością”. Ale, czego nie można nie dostrzec, bezsilnością podszytą realizmem. Pisze więc Kisiel, o swoim negatywnym stosunku do państwa opiekuńczego, ale jednocześnie zaznacza, że pluralizm form zdegenerowanych, kapitalistycznych państw zachodnich pozwala co jakiś czas to wszystko na szczęście naprostować i że w ogóle „opiekuństwo” może się nawet ostatecznie odnaleźć w jakiejś postaci nawet w wolnorynkowym systemie. Oczywiście inaczej wygląda ta próba łączenia (czy raczej godzenia) wody z ogniem w PRL-u, a inaczej we współczesnej Polsce, ale poluzowanie własnych zasad jest dość symptomatyczne.
 
Ale i to nie koniec, bo Kisiel idzie dalej jeszcze. Mówi bowiem tak: spróbujmy zreformować nieco system, wpuśćmy nieco wolnorynkowego oddechu, trochę pobudzającej konkurencji, nawet jeśli musimy zostać pod władaniem Moskwy, a wręcz niezależnie od tego, że na zawsze (być może) tam zostaniemy. Warto przytoczyć tu jeden dłuższy fragment: „Tezę wysuwam prostą – dążyć do zmiany ustroju (systemu?), pozostając w bloku, w sojuszu, w geopolityce. (…) Walczyć należy o te zmiany, podkreślając, że będzie to walka z błędnym, niedostosowanym do naszej specyfiki systemem (ustrojem?) gospodarczo-politycznym, nie zaś walka z geopolityką, sojuszami, z powojennym układem Europy”.
 
Dlaczego to zdanie wydaje mi się tak ważne i tak aktualne? Oto bowiem, całkiem niedawno w 20. rocznicę powstania Akcji Gospodarczej i programu przywrócenia rynku w Polsce oraz wprowadzenia ustawy o działalności gospodarczej z 23 grudnia 1988 r. (tzw. ustawy Wilczka) odbyła się uroczysta konferencja zorganizowana przez Centrum im. Adama Smitha. Na tej to konferencji bardzo ciekawe, choć (m.zd.) nie zawsze bezbłędne i trafne, było wystąpienie Pana Marka Kaduczaka, legislatora z Służby Prawnej Komisji Europejskiej, który stwierdził ni mnie ni więcej, że: a) ustawę Wilczka można by przywrócić i dziś, i nie byłoby specjalnych sprzeczności z prawem WE; b) pośród krajów europejskich, nie tylko Estonia, Irlandia czy Wielka Brytania wyprzedzają nas w rankingach krajów najbardziej sprzyjających przedsiębiorcom, ale także inne państwa często u nas postrzegane jako „socjalistyczne”. Wniosek – spróbujmy wpierw ułatwić naszym przedsiębiorcom rozwój i dać im możliwie dużo wolności w ramach Unii Europejskiej, a dopiero jak już osiągniemy ten poziom to walczmy z biurokracją, względnie – wystąpmy z tego „elitarnego” stowarzyszenia. Bardzo podobne stanowisko wyraził później wiceprzewodniczący CAS Pan Andrzej Sadowski, który wręcz stwierdził, że prawo unijne jest częstokroć obrońcą… przed agresją polskiego rządu (sic!).
 
Stąd pytanie do poniektórych zwolenników idei konserwatywno-liberalnych, zwłaszcza tych stawiających sprawy na ostrzu noża. Pytanie przekorne, ale i specjalnie poparte słowami Kisiela, a więc człowieka którego wszyscy znamy, cenimy i powołujemy się na jego myśli i sugestie. Pytanie brzmi tak: czy nie lepiej porzucić, być może tylko na czas jakiś walkę z „euro-kołchozem”, z „CEP’-ami”, z „bezbożną Europą”? Czy nie pogodzić się z aktualną geopolityką, z sojuszem i związaniem z krajami Europy Zachodniej, z połączonymi systemami gospodarczo-prawnymi? I czy w ramach tego nie skupić się na wykorzystaniu szans jakie Wspólnoty Europejskie faktycznie nam dają, by rzeczywiście zreformować naszą gospodarkę, by dać ludziom się wzbogacić, czy też – a jakże! – pchnąć nas w rankingach krajów przyjaznych przedsiębiorcom?

www.koliber.org Stowarzyszenie KoLiber to ogólnopolska organizacja łącząca ludzi o poglądach konserwatywnych oraz wolnorynkowych. Posiadamy ponad 20 oddziałów w miastach całej Polski. Konserwatyści, liberałowie, libertarianie, wolnościowcy, monarchiści, minarchiści, anarchokapitaliści, antykomuniści. Licealiści, studenci i przedsiębiorcy - młode pokolenie, któremu bliskie są wartości takie jak: ochrona własności, wolność gospodarcza, rozwój samorządności, szacunek dla historii i tradycji oraz silne i bezpieczne państwo. W naszej działalności dążymy do: I Realizacji idei wolnego społeczeństwa. II Całkowitego poddania gospodarki mechanizmom rynkowym. III Obrony suwerenności państwowej. IV Stworzenia "silnego państwa minimum" opartego na rządach Prawa. V Rozwoju samorządności. VI Poszanowania tradycji i historii. VII Uznania szczególnej roli Rodziny Działając w KoLibrze pragniemy zarazem inspirująco i twórczo wykorzystać spędzany wspólnie czas. Pole naszej działalności jest niezwykle szerokie: od tak poważnych przedsięwzięć jak międzynarodowe konferencje, obozy naukowe, panele dyskusyjne poprzez uliczne manifestacje aż po nieformalne spotkania, imprezy integracyjne oraz pikniki. Różnorodność nurtów sprawia, że są wśród nas ludzie o różnych poglądach. I właśnie to jest naszą siłą. Nie zawsze się zgadzamy, ale to jedyne takie miejsce na polskiej scenie politycznej, gdzie prawica potrafi rozmawiać i wypracowywać kompromisy. Poszczególne teksty zamieszczane na blogu nie są oficjalnym stanowiskiem Stowarzyszenia.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (1)

Inne tematy w dziale Polityka