Stanisław Sygnarski Stanisław Sygnarski
385
BLOG

A jednak będzie dobrze!

Stanisław Sygnarski Stanisław Sygnarski Rozmaitości Obserwuj notkę 0

          Ach! Cóż za marny nastrój ogarnął mnie pod koniec tego strasznego 2015 roku.

           Bo i skąd tu czerpać choćby i mglistą nadzieję na lepszą przyszłość?

          Armie Putina praktycznie już zamknęły nas w kotle. Na północy - w Kaliningradzie - i na wschodzie, są już od dawna. Na południowym wschodzie  zajęły Krym i zdaje się, że rozpanoszyły się tam na dobre. A ostatnio ich skrzydlate zagony atakują już na naszej południowej flance. Co prawda bombardują jeszcze daleko od Karpat, ale już trzeba myśleć gdzie by tu uciekać. Choć przecież wiadomo, że ucieczki przed nimi nie ma. Jest za to - o niezbadane wyroki boskie - wielka ucieczka do nas. Więcej! Uciekający w tej ucieczce zalewają nas jak ogromne fale potopu i - zdaje mi się w tym fatalnym grudniu - że już niedługo nie będzie przed tą ucieczką ucieczki.

          Na domiar złego, sytuacja w kraju już na dobre pchnęła mnie w odmęty pesymizmu.

          PIS toporem rąbie sobie drogę do władzy, a wszyscy wkoło mnie straszą, że nawet jak ją wyrąbie, to rąbanie może się nigdy nie skończyć. Zaś Platforma co wyrąbała to wrąbała i wygląda na to, że po tym rąbaniu już na dłużej będzie wyrąbana. Zaś reszta opozycji sprawia wrażenie, że jest w sejmie tylko po to, aby się wreszcie narąbać.

          Słowem - katastrofa! Znikąd nadziei… Bo i Kukiz, na którego tak liczyłem, mnie zawiódł. Tak - przyznaję - liczyłem na niego. Czekałem z utęsknieniem, że wejdzie do Sejmu, stanie za mównicą, ukłoni się, chrząknie i - zaśpiewa. Ale gdzie tam! On zaczął mówić!  Zrazu sądziłem, że głos stracił. Ale nie, bo jednak coś tam słyszałem. Dukał coś tam niewyraźnie raz tak, raz tak, coś tam nawet pokrzykiwał, choć prawdę mówiąc nie JOW-ował już tak ponad gór szczytami jak przed wyborami był JOW-ował.

          Jakby nie dość było tego złego, któregoś dnia gruchnęła wieść, że prawdopodobnie będą nici z dodatku - z tych pięciuset złotych na każde dziecko. Załamało to mnie. A zwłaszcza załamało to moje finanse. Mam tylko jedno dziecko i na początek na wielką kasę nie liczyłem. Ale później... Później - to i owszem, że się spodziewałem. Bo czy ja jestem gorszy? Bo kto to powiedział, że ja więcej dzieci mieć nie mogę? W czym jak w czym, ale w finansach trzeba patrzeć perspektywicznie. Trzeba umieć zapewnić sobie byt na starość. Bóg dałby dziecko - rząd dałby na dziecko - i dałoby się jakoś wyżyć. A tu masz! Taka gratka zdaje się przeleci mi koło nosa.

          Żebym tak jeszcze frankowiczem był, to coś by bokiem wpadło. A tak - totalna apatia.

          Nareszcie jednak przekręcił się ten stary rok. A w nowym - w 2016 - od razu powiało optymizmem. Ujrzałem w telewizji, że kto jak kto, ale Pan Prezydent to na nartach umie szusować. Zjechał, przybrał dziarską minę,  uśmiechnął się do kamery i tym jednym, jedynym uśmiechem pokazał wszystkim niedowiarkom, że on wie jak to się buduje sondażowe słupki.  Ja też się spodziewałem, że skoczą do góry, że poszybują wysoko. A tu pech. Nic. Stoją jak stały. Taki piękny zjazd, a tu ani procenta! A przecież Panu Prezydentowi to nie tylko wyszło świetnie technicznie, ale i arcypolitycznie. Śnieg biały, on czerwony i - barwa narodowa sama się w naturze zrodziła. Niespodzianie, spontanicznie, bez ustawki, bez której od dawna nic się nie rodzi. Oj! Nie ma sprawiedliwości na tym świecie! Oj nie ma! Zaledwie parę lat temu były już Pan Premier Marcinkiewicz ledwo stoczył się z oślej łączki, ledwo krzyknął "yes, yes, yes" - jedyne słowo angielskie jakie znał - a słupki w sondażach tak strzeliły w górę, że hej. I trzymały długo! Oj naprawdę długo! Gdyby nie pewne okoliczności, to kto wie kim dzisiaj byłby Pan Kazimierz? No, ale cóż. Łaska pańska na pstrym koniu jeździ. A i miłość nie wybiera.

          Miłość premierów… Co to za cudowne uczucie! Och! Jak ta nasza Pani Premier musi nas kochać! Na zabój! Bo wyraziła ona chęć, ba - jak sądzę swe najgłębsze pragnienie - by każdy z nas, dosłownie każdy obywatel - stał się elitą naszego kraju. Jakie to piękne! Przecież to najczystszy wyraz uczuć i szacunku do człowieka. Zastanawiam się co prawda, co - dajmy na ten przykład - z osadzonymi w zakładach karnych. O tak, tak… Wiem dobrze, że część z nich to prawdziwa elita elity. Ale reszta? Myślę jednak, że rząd łatwo sobie tę resztę naprawi. Szybko utworzy Ministerstwo Prostego Kręgosłupa i Jednego Umysłu i czym prędzej naprostuje kogo trzeba. Żeby każdy - jak Mistrz Kabaretu mawiał - stał się "zdrowom siłom narodu".

          Mimo wszystko wydaje mi się, że ten nowy rok będzie jednak lepszy niż stary. Mimo wszystko - bo przecież nie każdemu się powiodło na jego początku. Dajmy na to - taki Pan Arabski. Rzutem na taśmę tuż przed wyborami wskoczył na ambasadora w Hiszpanii, a tu masz - ledwo minęły trzy miesiące - a tu już trzeba wracać. A nie bardzo jest gdzie. Ale cóż tam Pan Ambasador. Jego sprawa to pestka. Prawdziwy problem to ma i Pan Tusk i inni panowie! Bo gdzie teraz będą oni wypoczywać, jak nie na Costa Brava? A ładnie tam jest! I z otwartymi rękami mieszkańcy tam na nich czekali. Mówi się nawet, że - na okoliczność spodziewanych przyjazdów Pana Tuska - radni przepięknego nadmorskiego kurortu Tossa de Mar, przegłosowali zmianę nazwy na Tusco być Może. Ale teraz jak Pan Arabski już wraca, to i oni chyba wrócą do starej nazwy.

          Na koniec znów muszę wrócić do miłości Naszej Pani Premier. Spokoju mi nie daje to jej uczucie. Jak sobie pomyślę, że lada dzień będę należał do osób stojących najwyżej w hierarchii społecznej kraju, ciarki z emocji mnie oblatują. Boże! Ja już niedługo będę elitą! Będę celebrytą! Już nie tylko Doda, pani Gessler, czy wróż Jackowski  będą na okładkach, ekranach i plakatach! Ale i ja! Ach! Żeby tak błysnąć  swoją fotką w Kozaczku pl! Cóż to byłoby za szczęście i cudowne przeżycie! Lecz... Nagle naszła mnie okropna myśl. A może ja się nie nadaję na celebrytę? Takim elitą przecież nie jest tak łatwo być. Wciąż się trzeba uśmiechać, potakiwać, głosić wkoło jak mi było, ile razy, z którą lepiej… Opowiadać z detalami… I najgorsze - znać się na czymś, coś powiedzieć, coś przeczytać...

          I - zwątpiłem. Tak. Przez chwilę - bo argumenty miałem o wiele mocniejsze od wątpliwości. Średnie mam? Mam. Dokształcanie było? Było. Wprawdzie kurs palacza kotłowego przenosi mnie od razu z kierunków humanistycznych na politechniczne, ale tacy też potrzebni. Naród nie może tylko prawnikami, lekarzami i specami od piłki nożnej stać. A poza tym - puknąłem się w czoło w olśnieniu - będzie przecież Ministerstwo Prostego Kręgosłupa i Jednego Umysłu! Żeby zostać celebrytą - żeby wreszcie być elitą - warto dać się naprostować.

 

 

 

 

 

 

 

 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości