Odnoszę wrażenie, że w okresie przedświątecznym umknął uwadze, a przynajmniej nie był komentowany, ciekawy artykuł Leszka Misiaka i Grzegorza Wierzchołowskiego, opublikowany w ostatniej Gazecie Polskiej (nr 13/2013), pt. „Byli skazani na tupolewa”.
Autorzy artykułu rozmawiali z byłym, wysokim oficerem 36. specpułku na temat przygotowań do wylotu prezydenckiej delegacji do Katynia w dniu 10.04.2010 r. Okazało się, że w dniu wylotu delegacji do Katynia nastąpiło wiele zbiegów okoliczności, które uniemożliwiły rozdzielenie uczestników delegacji do kilku samolotów, między innymi do Jaka-40.
W okresie przygotowań do wyjazdu delegacji katyńskiej, 36. specpułk dysponował czterema samolotami Jak-40, z których jeden był niesprawny. W dniu 1o kwietnia, do wylotu były przygotowane dwie maszyny, ale podwyższone wymogi do przewozu pasażera o statusie HEAD (prezydenta), spełniał tylko jeden samolot. Z dwóch Jaków-40, jeden miał być przeznaczony dla dziennikarzy.
Warto podkreślić, że „Rosjanom zgłoszono tylko dwie załogi – jedna miała lecieć Tu-154M 101, druga- Jakiem-40 z dziennikarzami. Nie zgłoszono dodatkowej załogi dla samolotu rezerwowego dla Tu-154M 101 (Jaka-40), którym ewentualnie mógłby polecieć prezydent, plus kilkanaście osób”.
10 kwietnia 2010 r. okazało się, że Jak-40, którym mieli polecieć do Katynia dziennikarze jest niesprawny, nie odpalił silnik rozruchowy. Wg oficera specpułku, doszło do niezwykle rzadkiej awarii samolotu. W zaistniałej sytuacji dziennikarze polecieli drugim Jakiem, który był zarezerwowany dla prezydenta, w razie gdyby doszło do sytuacji awaryjnej.
W tym miejscu znowu warto podkreślić, że gen. Andrzej Błasik, dowódca Sił Powietrznych, do ostatnich chwil zabiegał, żeby generałowie łącznie z nim, polecieli do Katynia Jakiem-40. Po raz ostatni miało to miejsce na odprawie z dowódcami, w czwartek – 8 marca 2010 r.
10 kwietnia 2010 r. po wcześniejszym odlocie dziennikarzy rezerwowym Jakiem-40, samolotu dla generalicji już nie było, nawet gdyby zapadła decyzja o ich wylocie drugim samolotem. Musieli polecieć Tu-154M.
Nie można nie wspomnieć o kolejnym zbiegu okoliczności związanym z wylotem prezydenckiej delegacji na obchody katyńskie. Otóż okazało się, że w prezydenckiej tutce, w której fabrycznie przewidziane są dwie salonki, w dniu 6 kwietnia 2010 r., dokonano przebudowy i z klasy ekonomicznej samolotu wyodrębniono trzecią salonkę na 10 miejsc, czyli tyle, ilu dowódców wojskowych znalazło się w składzie delegacji na obchody 10 kwietnia. Przebudowy salonki dokonano „bez wiedzy polskiego kontrwywiadu wojskowego (SKW)”.
W tym miejscu znowu warto podkreślić kolejne niedopatrzenie – przy organizowaniu wizyty nie skorzystano z innego dopuszczalnego rozwiązania. Nie zarezerwowano dostępnych samolotów Casa-295M, którymi mogła polecieć generalicja, zwłaszcza, „że w Instrukcji HEAD w rozdz. VIII napisano: organizujący lot, tworząc listę pasażerów, uwzględnia następujące zasady i ograniczenia – m.in. na pokładzie tego samego statku powietrznego nie może przebywać w trakcie jednego lotu więcej niż połowa dowódców wojskowych”.
A teraz warto przytoczyć czym dysponowała delegacja z premierem Tuskiem w dniu 7 kwietnia 2010 r.
„Miała do dyspozycji:
Tu-154, cztery Casy-295M, dwa Jaki-40, w rezerwie stały dodatkowe Casa-295M i dwa Jaki-40.
10 kwietnia 2010 r. delegacja prezydencka miała do dyspozycji tylko Tu-154 i Jaka-40”
Trudno oprzeć się wrażeniu, że z wylotem prezydenckiej delegacji do Katynia ma związek wiele dziwnych „zbiegów okoliczności”. Nagle, z czterech samolotów Jak-40, sprawny jest tylko jeden. Ktoś, pewnie przez przypadek, nie zgłasza Rosjanom trzeciej dodatkowej załogi dla samolotu rezerwowego. Ktoś, cztery dni przed wylotem, zadbał o trzecią salonkę w prezydenckiej tutce. Ktoś zapomniał o Casach…….
Podsumowując, warto podkreślić niezwykłą wprost "przenikliwość i staranność" organizatorów prezydenckiego wylotu do Katynia, w tym "doskonałą znajomość" Instrukcji HEAD. Okazało się, że za tę przenikliwość i staranność, wielu „zasłużonych” organizatorów prezydenckiej wizyty zostało nagrodzonych awansami, jeden z nich poszedł nawet w amabasadory zamiast do …….., ale miejmy nadzieję, że co się odwlecze to nie uciecze.
Źródło: Gazeta Polska nr 13/2013