Szatonka Szatonka
108
BLOG

"I need a hero" - Epilog

Szatonka Szatonka Osobiste Obserwuj temat Obserwuj notkę 0


Jeśli obcinasz wężom głowy, a mimo to ciągle pojawiają się nowe, zaczynasz się domyślać, że coś tu jest nie tak. Próbujesz więc ogniem wypalać to gniazdo żmij. Gdybyś wiedział, że walczysz ze smokiem, nadziałbyś siarką barana. 

Barany, niestety, o tym wiedziały. I wolały mu prawdy nie mówić.

Miał na tyle mocną pozycję, że mógł wycofać się z każdej gry. Ale w takiej chwili musisz się zdecydować - albo jesteś profesjonalistą, albo nim nie jesteś. A jak jesteś to po prostu pewnych rzeczy nie robisz. Na przykład nie zostawiasz rozgrzebanej roboty. A już na pewno nie w takim momencie. 

Nie miał złudzeń. Jeśli przegra, to go zostawią. Z natury był samotnikiem, więc ani go to nie przerażało, ani nie miał pretensji, że to zrobią. Czasem trzeba kogoś zostawić, choć to nieeleganckie.

I chyba ten brak elegancji sprawił, że poruszyły go słowa kobiety. Pan Bóg miałby kierować jego krokami?  Pan Bóg poprowadziłby go świetlaną ścieżką na szczyty kariery. A nie pchał, gdzie bezdroża, bagna i mrok, a jedyne światełka to błędne ogniki.

Sięgnął do barku. Alkoholem próbował zneutralizować smród wciągającego go bagna. Z dna butelki, w niemym pozdrowieniu, unieśli ku niemu kościste ręce ci, którzy tego zadania podjęli się przed nim. Wokół nich leżały połamane zęby.

- Cześć chłopaki - odezwał się uprzejmie do swoich wizji. Wyglądali na znudzonych. Pewnie się ucieszą nowym towarzyszem... Tyle, że zanim się spotkamy, pogramy sobie trochę. Całym grajdołkiem.

Widmowe  sylwetki przerwały na chwilę gest powitania. Kośćmi palców energicznie postukały się w czaszki. 

Po jego telefonie nie zawyły syreny. Elektroniczne wici nie wstrzymywały urlopów, nie wyciągały z domów ojców rodzin, nie odrywały matek od dzieci, kuchni i kościoła. Grajdołek był obojętny na jego los. Jak zawsze.

I tylko chętni do wbicia mu noża w plecy sami zaczęli pilnować jego czterech liter. Skorzy do utopienia go w łyżce wody zaczęli czuwać, by się nie utopił. A ci, którzy zawzięcie z nim rywalizowali, sami zaczęli mu się podporządkowywać. 

Niemal widział, jak wyciągnięte na powitanie ręce jego poprzedników gwałtownie opadają, a potem zaczynają frasobliwie gładzić bezzębne szczęki. Tak, tak, frajerzy. Nie ze mną będzie ta gra, ale z nami. Grajdołek stawał do walki. 

Puste oczodoły spojrzały na niego z politowaniem. Odpowiedział im gestem Kozakiewicza. Kościane ręce wymownym ruchem wskazały plakietki. 

Diabli już dawno wzięli wasze kości i wasze plakietki! Mnie można zniszczyć w każdej chwili, ale nas - nigdy. Nie miał pojęcia, czy da sobie radę, czy może ta robota rozniesie go w pył. Ale wiedział jedno. Wykona to cholerne zadanie. 

Jeszcze nie miał świadomości, że w szczegółach wieść okaże się znacznie gorsza niż wskazywałoby na to te parę oględnych słów, a o prawdziwej skali problemu dowie się dopiero po latach. Jeszcze nie wiedział, że ktoś specjalnie chciał go zostawić na etapie błogosławionego ignoranta, który nie zdaje sobie sprawy, że pewnych rzeczy nie da się zrobić i je robi. Jeszcze miał szansę... Jeszcze wszyscy ją mieli. 







Stary basior jest już bardzo stary, chory i bezzębny, żywi się ziółkami i źródlaną wodą i naprawdę nie można polegać na jego pamięci. Może coś zapomniał..? Może coś pokręcił..? Albo coś mu się przyśniło..?

A już za pijackie wizje starego basiora w ogóle nie biorę żadnej odpowiedzialności.

Szatonka, 1 kwietnia A.D. 2018





Szatonka
O mnie Szatonka

https://www.youtube.com/watch?v=B1ULWx0eflM

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości