Zachowanie posła Niesiołowskiego nie jest niczym dziwnym na tle jego rozmaitych wcześniejszych zachowań, słów i wypowiedzi, bo po prostu jest to kontynuacja trendu i tyle. Polecam jednak, oglądając relacje z wydarzenia, zarówno film Ewy Stankiewicz, jak i inne aby przeanalizować zachowanie grupy posłów, którzy byli świadkami wydarzenia, stali w pobliżu posła Niesiołowskiego.
Otóż po pierwszym ataku poseł Niesiołowski wycofuje się, a grupa kilku posłów otacza go, odgradzając od dziennikarki z kamerą, a jeden z mężczyzn najpierw marynarką, a potem dłonią zasłania obiektyw kamery.
I tu właśnie chciałbym, żebyśmy spojrzeli uważniej.
Grupa jego kolegów nie jest ani oburzona, ani nie wykonuje żadnego gestu w obronie napadniętej dziennikarki, ani też nie usiłuje zapobiec fizycznej i słownej agresji posła Niesiołowskiego przeciwko dziennikarce.
W momencie gdy poseł Niesiołowski wycofuje się – płynnie otaczają posła Niesiołowskiego, tak jakby to było wiele razy ćwiczone – pewnie nie było, ale widać tu pewne zgranie, dopasowanie, współdziałanie.
I to jest całego tego wydarzenia drugie dno. Oprócz zachowania posła, który momentami sprawia wrażenie, nazwijmy to tak, niedysponowanego, nie mniej istotne jest zachowanie posłów, czy innych osób z grona znajomych posła Niesiołowskiego, wśród których czuje się on wśród swoich, istotna jest ta postawa przyzwalająco-chroniąca, która zaprezentowali.
Czego bowiem się my wyborcy dowiadujemy, patrząc na nich ?
Otóż zachowania skandaliczne nie robią na nich wrażenia, nie reagują na nie. Wymiana uśmiechów i luźnych uwag świadczy o tym, że stoją w całkowitej kontrze do zaatakowanej dziennikarki – a więc stoją także w opozycji do mediów, które im nie sprzyjają i ludzie ci dają temu wyraz poprzez zasłanianie kamery, zasłanianie osoby Niesiołowskiego. Po co to robią?
I tu wnioski są najsmutniejsze, diagnozując stan nie tylko tych posłów, ale i polskiej demokracji w ogóle.
Poseł stanowiący prawo sam ma to prawo przestrzegać. Jeśli prawo łamie w obecności kolegów posłów, to powinni oni natychmiast przywołać go do porządku, a nie pomagać i chronić. To po pierwsze.
Po drugie - zachowanie tych ludzi jako żywo przypominało zachowanie grupy chuliganów, chroniących w tłumie swojego prowodyra, tak, żeby nie można było rozpoznać kto pobił staruszkę, albo wybił szybę.
Po trzecie - widać jakie wyobrażenie mają ci ludzie o mediach, do czego media mają służyć według nich – mają pokazywać tylko to co dobrze świadczy o nich. Nie mają przekazywać informacji o zachowaniach kontrowersyjnych czy przestępczych. W cywilizowanym świecie atak na dziennikarza dokonany przez czynnego polityka, nawet jeśli jest do pomyślenia, to spotkałby się z natychmiastową reakcją kolegów z tej samej partii, chcących utrzymać swój wizerunek statecznych i przewidywalnych. I nie chodzi tu o potęgę mediów, tylko obraz jaki mają wyborcy – czy politycy są po stronie dobra, czy nieprzewidywalnego zła.
Wniosek z tego taki, że posłowie czy kto tam był obok nich absolutnie nie liczą się z opinia wyborców. I nic dziwnego – polska ordynacja wyborcza jest tak skonstruowana, że to nie wyborcy decydują o tym, kto znajdzie się w parlamencie. A więc nie istotny jest przekaz medialny jaki wyborcy otrzymają i czy politycy znajdą sie na filmie dokumentującym ich kompromitujące zachowania.
Od dłuższego czasu na tym blogu trwała dyskusja na temat prawa wyborczego.
Zaczynam skłaniać się do JOWów.
---
Inne tematy w dziale Polityka