Słowo „ikona”, w języku polskim pojawia się najczęściej w związku z obrazkami na ekranie komputera albo w kontekście popkulturowych „idoli”. A przecież słowo to ma oczywiste konotacje z Grecją i Bizancjum, ze sztuką sakralną wschodniego chrześcijaństwa – i z kręgiem kulturowym Rzeczpospolitej. Czcimy wizerunki Maryi z Dzieciątkiem, które w większości są właśnie ikonami. Niemal w każdym kościele znajduje się taki obraz i jest to nieodłączna część polskiego przeżywania wiary. A fakt, że te powszechnie i z dawien dawna czczone wizerunki to ikony, pokazuje czym była Pierwsza Rzeczpospolita. W pewnym momencie dziejów w jej obrębie znalazły się ogromne obszary ziem ukrainnych, wyznających Boga po rusińsku i według obyczaju rodem z Konstantynopola. „W mieście dzwoniono na Anioł Pański i na pochwalnię. Wyszli. Pan Skrzetuski poszedł do kościoła, pan Zaćwilichowski do cerkwi” – to zwyczajne realia wspólnego bytowania, które Henryk Sienkiewicz mimochodem przywołał w „Ogniem i mieczem”.
Jednak wszystko zaczęło się znacznie wcześniej. Mówiąc w wielkim uproszczeniu - kiedy Ruś Kijowska przyjmowała chrzest w obrządku wschodnim znaleźliśmy się w jednym Kościele – było to jeszcze przed nieszczęsną schizmą. Jagiełło znał tamtą tradycję i kiedy został władcą Polski przyjmując chrzest w obrządku łacińskim - nie zapomniał o niej. Świadectwem tego są przepiękne freski, bizantyńsko-ruskie, fundacji jego i kolejnych Jagiellonów w różnych miejscach Polski. Zobaczyć je można w świeżo odnowionej gotyckiej kaplicy na zamku w Lublinie, pokrytej malowidłami przedstawiającymi sceny z życia Jezusa, oraz postaci świętych i aniołów, a także fundatora – Władysława Jagiełłę na kolanach przed Maryją z Dzieciątkiem. Kolejne takie miejsca to prezbiterium katedry w Sandomierzu i kaplica Świętego Krzyża w katedrze na Wawelu.

Jagiełło klęczy przez Zbawicielem. Kaplica zamkowa w Lublinie
Wschodnim obyczajem wszystkie ściany i sklepienia tych sakralnych wnętrz pokryte są według określonego, wypracowanego na wschodzie porządku wizerunkami proroków, świętych, scenami z historii zbawienia. Co zadziwiające, te bizantyńsko-ruskie malowidła, przeznaczone do świątyń krzyżowo-kopułowych, doskonale wpasowują się w zachodnią, ostrołukową, gotycką architekturę.
Kaplica Świętego Krzyża jest z lewej strony przy wejściu do katedry wawelskiej. W gotyckiej świątyni, pośród ostrych łuków, złocą się aureole świętych na bizantyńskich freskach z 1470 roku - jakby wprost z cerkwi kijowskiej. Fundatorem był Kazimierz Jagiellończyk i to on musiał zamówić takie polichromie. Jak widać dla tego władcy, jak i zapewne dla ówczesnej elity polskiej, język ikony był zrozumiały i bliski. Zaledwie kilka lat później Wit Stwosz rzeźbił gotyckie figury do ołtarza Zaśnięcia Najświętszej Maryi Panny w kościele Mariackim, on też wykonał takiż nagrobek dla króla. Zatem w Krakowie funkcjonowały wtedy równolegle oba ikonograficzne języki – chrześcijańskiego Wschodu i Zachodu, bizantyńsko-ruski i łaciński.
Ikona ma być oknem do nieba. Przemawia określonym przez kanon językiem, w którym wszystko ma swe znaczenie. Przy tym nie liczy się zupełnie indywidualna ekspresja autora, lecz wierne kanonowi - czyli nauce Kościoła - przedstawienie wydarzeń historii zbawienia. Na ścianie kaplicy Świętokrzyskiej, nad łukiem okna namalowano scenę Bożego Narodzenia, tak samo, jak jest ona do dziś przedstawiana w Kościołach wschodnich. Scena usytuowana jest wysoko, w miejscu trudnym do sfotografowania.
Obok zamieszczamy kanoniczną ikonę Bożego Narodzenia autorstwa współczesnego białoruskiego ikonopisa. Różni się ona od polichromii wawelskiej, bo malarz piętnastowieczny musiał zmieścić tę scenę w trudnym miejscu, ponad gotyckim łukiem okna i pod sklepieniem, i nieco inaczej maluje się na ścianie niż na desce, lecz język i treść obu przedstawień - są takie same.
Na złotym tle, symbolizującym nieprzeniknioną chwałę Bożą, z góry, ze sfery niebios, wyłania się promień, zakończony gwiazdą betlejemską. Poniżej niej promień rozszczepia się na trzy, przypominając o obecności Trójcy Świętej. W centralnym miejscu widać Matkę Bożą, spoczywającą na czerwonym posłaniu, ubraną w purpurową szatę. Purpura to kolor godności cesarskiej, czerwień – kolor krwi i przekazywania życia. Maryja jest odwrócona od Dzieciątka – tak jak kiedyś Mojżesz nie mógł spojrzeć na Majestat Boży, tak Ona nie śmie spojrzeć na Dziecko, choć sama je wydała na świat. Wie, że jest Ono Bogiem. Oto tajemnica Wcielenia. Jezus leży ciasno spowity we żłobie, w ciemnej czeluści groty - Światłość zstąpiła w mrok świata pogrążonego w grzechu. Identyczne spowicie i posłanie widnieje na ikonach przedstawiających wskrzeszenie Łazarza albo złożenie do grobu. W tych Narodzinach jest zapowiedź Śmierci.
Zgodnie z proroctwem Izajasza: „Wół rozpoznaje swego Pana i osioł żłób właściciela” obok Dzieciątka znajdują się te zwierzęta. Wół jako zwierzę ofiarne zapowiada ofiarę Zbawiciela, osioł – poprzedzający mękę wjazd do Jerozolimy.
Zafrasowany mężczyzna u stóp Maryi to Józef. Zastanawia się nad tym, co się stało i jak to było możliwe. Dziwny pasterz przed nim to Kusiciel, który zasiewa w jego sercu wątpliwości. Jednak aureola wokół głowy Józefa świadczy o tym, że nie uległ on zwątpieniu. Obok widzimy znaną z apokryfów scenę kąpieli Nowonarodzonego. To zarazem zapowiedź chrztu Jezusa w Jordanie i naszego chrztu, przez który jesteśmy włączeni do Kościoła. Naczynie z wodą przypomina kielich eucharystyczny - to kolejne przypomnienie. Dzieciątko ukazano dwukrotnie, ponieważ na ikonie nie obowiązuje jedność miejsca, czasu i osoby, ważny jest tylko przekaz prawdy o zbawieniu. Na górze z lewej strony aniołowie oddają Bogu chwałę, z prawej anioł pochyla się do pasterza, aby ogłosić mu Dobrą Nowinę. Z drugiej strony ku Dzieciątku zmierzają Trzej Królowie. Pasterze symbolizują lud Starego Testamentu i zarazem prostaczków, Trzej Królowie – pogan oraz możnych i uczonych, co przypomina, że Jezus przyszedł do wszystkich ludzi.
Współczesny ikonopis posługuje się tym samym językiem, tymi samymi symbolami i często taką samą techniką, jaką posługiwali się malarze w Bizancjum, w Kijowie i ci, którzy malowali na gotyckich murach wawelskiej kaplicy katedralnej. Choć ikona jest żywą tradycją prawosławia, jest w niej jednak coś bliskiego Polakom. Patrząc w głąb dziejów, myśląc o naszych przodkach, którzy budowali to państwo, tworzyli polską kulturę, możemy dzięki ikonie Bożego Narodzenia zdać sobie sprawę z tego, co z dawnych czasów tkwi w nas do dziś. Ikona nie jest dla nas czymś obcym. Wystarczy tylko nieco wysiłku, by zrozumieć jej język, niegdyś tak bliski. Żłobek, wołek, osiołek, stary Józef, Maryja, pasterze, Trzej Królowie – wszystko to przeszło do polskich potocznych wyobrażeń religijnych i do kolęd z tych przedstawień, gdy kanon sztuki sakralnej był jeszcze wspólny dla Wschodu i Zachodu.
To była siła Polski, tego państwa, które potem zaczęto nazywać Rzeczpospolitą Obojga Narodów. Dzięki rozumieniu ikony jesteśmy w stanie zrozumieć też i Wschód – pozwala to nam, Polakom myśleć o polskości jako wyborze kulturowym, który opiera się na różnorodności.
Tekst opublkowany w Gazecie Polskiej Codziennie
+++
Zapraszam na stronę
www.szczurbiurowy.pl gdzie można zapisać się na listę wysyłkową mojego newslettera. No i oczywiście proszę wejść na
stronę Reduty Dobrego Imienia, gdzie można przeczytać mój tekst na temat powołania organizacji społecznej mającej na celu walkę ze zniesławieniami dotykającymi Polaków i Polskę. Na tej stronie jest formularz do wypełnienia i można przystąpić do Reduty.
Inne tematy w dziale Polityka