Mapa
Mapa
Republikaniec Republikaniec
360
BLOG

Czy „plan Kaczyńskiego” ma sens?

Republikaniec Republikaniec Polityka Obserwuj notkę 12

„Potrzebna jest pomoc Ukrainie, o której mówił pan prezydent, ale sądzę, że trzeba zmienić też pewną zasadę, która została przyjęta. Sądzę, że potrzebna jest misja pokojowa NATO lub szerszego układu międzynarodowego, ale taka misja, która będzie działała na terenie Ukrainy i która będzie w stanie się obronić. To jest w tej chwili coś, czego Ukraina, Europa i cały demokratyczny świat najbardziej potrzebuje.” To zdanie, wypowiedziane przez polskiego wicepremiera i przywódcę partii rządzącej, w konkretnym miejscu i czasie nie może być traktowane wyłącznie jako okrągły frazes rzucony na żer dziennikarzom. Trwa wojna, a polityk, który to powiedział, nie pojawił się w Kijowie jako beneficjent wycieczki Afroerazmusa z Górnej Wolty. Przyjechał do Kijowa jako mniej lub bardziej chętnie, ale jednak upoważniony reprezentant Unii Europejskiej, a jeszcze bardziej, oceniając zaangażowanie organizacji, NATO. Taki sygnał z pewnością nie mógł zostać wysłany bez uzgodnienia treści na najwyższym szczeblu.


Czas i miejsce wymagają nieco szerszego wyjaśnienia: po 20 dniach wojny wydaje się, że Rosjanie stracili nie tylko poważną część siły żywej i sprzętu swojej armii,  coś o wiele ważniejszego – inicjatywę strategiczną. Oczywiście, zajęli poważną część ukraińskiego terytorium, posiadają jeszcze (według przedwojennych ocen wywiadowczych) znaczne zapasy sprzętu i możliwości mobilizacji rezerw ludzkich, ale dramatycznie zużyli swoją najlepszą siłę uderzeniową. Dziś opowieści o tym, że Ukrainę zaatakowali byle czym, a najlepsze jednostki trzymają w odwodzie, spokojnie można między bajki włożyć. Znając już w miarę dokładnie pierwotny wojenny plan Putina wraz z harmonogramem czasowym, musimy przyjąć, że Rosja rzuciła do pierwszego ataku to, co miała najlepszego. Przy okazji pokazując wyraźnie, jaki jest rzeczywisty stan jej wojskowej potęgi. Chcieli dobrze, a wyszło jak zwykle, jak to w chwili szczerości powiedział kiedyś rosyjski premier. Armia rosyjska ugrzęzła, w przenośni i dosłownie, a dosłownie w wiosennym błocie grzęznąc będzie jeszcze mocniej. Nie jest w stanie przełamać zaskakująco dobrze prowadzonej ukraińskiej obrony, w eskalacji próbuje jedynie działań terrorystycznych przeciwko ludności cywilnej i wrażliwej infrastrukturze, licząc na załamanie ukraińskiego morale. Niemniej jednak przewaga liczebna rosyjskiej masy nie daje Ukraińcom szans na zwycięskie wyrzucenie agresorów ze swojego terytorium. Co więcej, Rosjanie wyraźnie szykują się do stworzenia politycznych faktów dokonanych, zapewne w formie kolejnych marionetkowych republik ludowych.
Zachód, pomimo szoku i fali oburzenia bynajmniej nie reprezentuje jednolitego stanowiska. Obok Anglosasów, którzy, jak się wydaje w końcu odrobili lekcję genezy II wojny światowej, widzimy grupę wyraźnie się ociągającą, której przodują Niemcy, Francja i Holandia.  Jest to zrozumiałe, znając zależność ich gospodarek (może poza francuską) od rosyjskich surowców  energetycznych, i rosyjskie powiązania ich elit politycznych. Wydaje się jednak, że dominująca siła USA zdoła pokonać wpływy rosyjskiej kleptokracji wewnątrz własnego obozu.


Rozwój sytuacji na Ukrainie może zmierzać do pata, czyli  długotrwałej wojny pozycyjnej na wzór Donbasu, ale wobec skali problemu, potęgowanej kryzysem uchodźczym dopuszczenie do tego jest sprzeczne z interesami Zachodu. Toteż niezbędne staje się znalezienie nowej formuły, bardziej stanowczo niż do tej pory stawiającej tamę rosyjskiej agresji. Jednym ze sposobów może być przekazanie Ukrainie samolotów bojowych i zaawansowanych systemów przeciwlotniczych, o czym się mówi od pierwszych dni wojny. Wadą takiego rozwiązania jest jednak jego względna długotrwałość – czyli czas, potrzebny na wyszkolenie ukraińskich operatorów takiego sprzętu. Innym może się okazać właśnie upubliczniona przez Jarosława Kaczyńskiego idea „misji pokojowej”. Brak póki co szczegółów, ale można sobie wyobrazić wkroczenie na zaproszenie rządu Ukrainy na część jej terytorium wojsk  NATO, ustanowienie tam strefy bezpiecznej dla uchodźców oraz strefy zakazu lotów dla wojujących stron. Obszar ten mógłby objąć obwody (województwa) zachodnie – lwowski, wołyński, rówieński i tarnopolski, ewentualnie iwano-frankowski. Obok stworzenia strefy bezpieczeństwa, Ukraina zyskiwałaby w takim wariancie osłonę przed zagrożeniem atakiem z Białorusi, a w rezultacie możliwość przerzucenia sił z tego kierunku na wschód. Oczywiście, byłby to bardzo poważny krok na drabinie eskalacyjnej, powodujący zagrożenie uznania takiego aktu przez Rosję  jako otwarte wejście do wojny – ale czy Putinlandia potrzebuje przyczyn? Preteksty zawsze wymyśla sobie sama. Jeśli rosyjski bandyta zaplanował wojnę z NATO, to lepiej zacząć ją teraz, gdy ma wyszczerbione zęby. Jeśli nie, ma szansę wycofać się do swojej nory. Od strony prawa międzynarodowego utworzeniu takiej strefy na zachodzie Ukrainy nie można nic zarzucić.

Nieco z boku pozostaje niezwykle ciekawy obraz kształtującego się nowego rozdania na Bliskim Wschodzie, z wyraźnie wycofującymi się Amerykanami, szukającymi swojego miejsca głównymi graczami arabskimi, przerażonym Izraelem i tryumfującymi Turcją oraz Iranem. Ale to temat na zupełnie inną analizę.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka