Władze Rosji niechętnie przyznają się do zbrodni popełnionych przez ZSRS i równie niechętnie w ogóle o tym mówią. Zastanawiać się można czy nie jest to spowodowane próbą zachowania ciągłości i wspólnoty z Rosją sowiecką, zwłaszcza, że rodowód elit wskazuje na mocne przywiązanie do tamtego okresu.
Również postępowanie władz starających się nieustannie zakłamywać historię jest dość jednoznaczne. Na ironię zakrawa fakt, iż dawni rządzący ZSRS oraz dzisiejsi przywódcy Federacji Rosyjskiej okazują się żarliwymi czytelnikami jednego z filarów intelektualnych, na których wyrosła myśl Karola Marksa, czyli G.W.F. Hegla. Sformułował on dialektykę pana i niewolnika, w której niewystarczającym do uznania kogoś za niewolnika był sam fakt poddaństwa, ale kluczową rolę odgrywała świadomość bycia podległym oraz akceptacja tego faktu. Cykl oczywiście zmieniał się wraz z degeneracją i wewnętrznym rozkładem pana - ten fragment dialektyki (także mający miejsce w historii Rosji) nigdy nie postał w świadomości Kremla. Jak widać, schematy te wykorzystywane wobec wrogów rewolucji w czasach czystek, w mniej tragicznej formie istnieją do dziś. Rosja od czasów najazdów tatarskich i okupacji Moskwy przez wojska Rzeczpospolitej nie występowała inaczej niż w roli pana, zarówno Rosja carska, komunistyczna, jak i dzisiejsza postsowiecka i imperialna.
Naród czeczeński powinien być wdzięczny Rosjanom za oswobodzenie ich kraju spod władzy nieodpowiedzialnych rodzimych polityków oraz za zaprowadzenie spokoju, umożliwiającego odbudowę po katastrofalnych zniszczeniach owej jakże owocnej interwencji. Jeśli jeszcze tego nie zrozumiał to znaczy, że wciąż obcy jest mu duch dziejów, którego widocznie rosyjskie (postsowieckie) kolby niewystarczająco do czeczeńskich głów wbiły.
Dopełnieniem obrazu powrotu do metod ancien regime’u jest także zmiana w polityce wewnętrznej – Władimir Putin ma wyraźną ochotę wrócić na tron carski i osadzić się na nim na dobre. Nie sądzę, aby ktokolwiek w Rosji był w stanie mu w tym przeszkodzić - prezydent Miedwiediew ma zapewne zbyt słabą pozycję zarówno pod względem zaplecza politycznego, gospodarczego jak i stosunków w resortach siłowych, co zawsze odgrywa dość istotną rolę. Poza tym rosyjskie społeczeństwo utożsamia się z premierem, a nie z prezydentem, który odbierany jest jako putinowski produkt.
Nie oznacza to oczywiście, że nie powinniśmy wspierać w Rosji ruchów wolnościowych, mających na celu ograniczenie imperialnych zapędów oraz zwrócenie się Rosji do wewnątrz w stronę jej rzeczywistych problemów. Nie należy jednakże liczyć na szybkie efekty. Proces odchodzenia od obyczajów i instytucji sowieckich, który miał miejsce przez pewien okres rządów Jelcyna został nie tylko zahamowany, ale też uległ odwróceniu. W Rosji wracają dawne sowieckie obyczaje, stereotypy, sposób myślenia i nie zmieni tego obrazu przyjazna światu zachodniemu (łacińskiemu) część elit intelektualnych. Większość rosyjskich obywateli nadal nie widzi powodu, dla którego prezydent Miedwiediew miałby pojawić się na obchodach rocznicy Wielkiego Głodu. Nie jest to uzależnione od problemów z orzeczeniem ,,ludobójstwa’’ na gruncie prawnym, lecz ze zwyczajnym brakiem poczucia ważności tej sprawy oraz odpowiedzialności za przeszłe zbrodnie komunistyczne, jak Niemcy poczuwali się do odpowiedzialności za nazizm. Rodzi się pytanie – dlaczego Katyń czy Wielki Głód nie ma być faktem obecnym w świadomości społecznej w taki sposób jak Auschwitz?
Ofensywa ideowa Kremla oparta jest na strategii zbiorowej amnezji lub ewidentnego kłamstwa. Najlepiej zapomnieć o niewygodnych faktach, a resztę przeinaczyć. Dokładnie ten sam model działania był i jest wciąż promowany, choć z coraz mniejszym skutkiem, przez pewne środowiska w Polsce, w odniesieniu do naszej własnej historii związanej z sowiecką okupacją. Apel prezydenta Miedwiediewa o zostawienie sprawy Wielkiego Głodu historykom żywo przypomina postulaty zabetonowania akt IPN czy też przynajmniej całkowitego odseparowania ich od życia publicznego. Wpisuje się on zresztą w ofensywę ideologiczną Kremla.
Parę tygodni temu A. Dugin w wywiadzie dla ,,Europy’’ nakreślił wizję odwiecznej dominacji Moskwy na ziemiach na wschód od Polski, łącząc Ruś Kijowską z późniejszym Imperium Rosyjskim. Tego typu manipulacje formują świadomość Rosjan, Ukraińców, ale także obywateli państw Europy Zachodniej, przeważnie słabo orientujących się w ogóle, gdzie leży Ukraina. Francuzom czy Włochom nie zależy na prawdzie historycznej na temat Wielkiego Głodu czy polityki etnicznej w ZSRS, gdyż w żaden sposób nie może się to przełożyć na realne cele polityczne Kremla wobec ich państw. Zupełnie odmiennie rzecz się ma z wszystkimi krajami regionu, które kiedyś znajdowały się pod rosyjską dominacją. Kreml używa historii do wygrywania swych obecnych interesów, toteż spór o prawdę historyczną jest naszym obowiązkiem moralnym, ale również potrzebą praktyczną. Powinniśmy o tym pamiętać nie tylko w stosunkach z Rosją, lecz też z innymi sąsiadami.
Sami Ukraińcy muszą sobie zdać sprawę z tego, kto jest dla nich szansą na modernizację przy zachowaniu suwerenności i spojrzeć krytycznie na swoje relacje z Polską oraz postawę wobec Polaków w czasach II wojny światowej. Otwarcie furtki dla prawa silniejszego stanie się niechybnie ich klęską i naiwnością jest radość z powodu spolegliwego stanowiska Polski w sprawie rzezi wołyńskiej czy odradzania się ukraińskiego nacjonalizmu na terenach dawnej II RP. Zostając przy tych regułach gry Ukraina straci znacznie więcej niż Polska. Prawo silniejszego oznacza dla tego regionu prawo Rosji, a rocznica efektów zastosowania tego prawa była właśnie obchodzona - oczywiście bez udziału spadkobiercy niegdysiejszych prawodawców.
Przegląd prasy rosyjskiej
Inne tematy w dziale Polityka