Tomasz Matynia Tomasz Matynia
215
BLOG

Raczej Obama...

Tomasz Matynia Tomasz Matynia Polityka Obserwuj notkę 1

 Barack Obama wydaje się być faworytem jutrzejszych wyborów prezydenckich w Stanach Zjednoczonych. Prowadzi w większości stanów niezdecydowanych, a to one decydują o wyniku amerykańskich wyborów. Romney ma za sobą bardzo dobrą kampanię. Jeśli zabraknie to niewiele. Kandydat Republikanów prawdopodobnie pokona urzędującego prezydenta w wyborach powszechnych, ale będzie to tylko osłoda porażki.

Tegoroczna kampania wyborcza była jedną z najbardziej zaciętych od wielu lat. Można ją porównać ze starciem Busha i Ala Gore`a, podczas którego Republikanin przegrał w głosowaniu powszechnym o pół miliona głosów, a decydujące okazało się 500 głosów na Florydzie, gdzie George W. Bush wygrał i zgarnął 25 głosów elektorskich. To zapewniło mu ostateczne zwycięstwo.

Jak będzie wyglądać mapa tych wyborów?

Tym razem może być nieco inaczej. Obama prawdopodobnie przegra na Florydzie, bo tam bardzo mocno działa Partia Republikańska, która na ten stan stawiała od początku, organizując w nim choćby główną partyjną konwencję. Decydujące okaże się jednak Ohio, które dysponuje 18 głosami elektorskimi. To tam toczy się walka kandydatów w ostatnich godzinach kampanii. Oprócz tego do gry wchodzi jeszcze Wisconsin, gdzie Obama prowadzi teraz 4 punktami, ale jego przewaga nie jest potwierdzona we wszystkich sondażach. Romney wygra prawdopodobnie w Karolinie Północnej, która dysponuje 15 elektorami. Doliczając Florydę mamy 44 głosy elektorów, zbierających się w grudniu, żeby uprawomocnić wynik głosowania. Barack Obama wygra w Wirginii, Wisconsin, Ohio, Colorado, Nevadzie, Iowa, New Hampshire, Pensylwanii i Michigan, co da 101 elektorów. W głosach elektorskich, w samych stanach niezdecydowanych, przewaga Obamy jest znaczna, bo wynosi 57 głosów elektorskich. Demokraci mają także tradycyjnie większą liczbę elektorów w „swoich” stanach, bowiem na Obamę zagłosują tradycyjnie demokratyczne, największe stany USA: Kalifornia i Nowy Jork, a także matecznik prezydenta – Illinois. Republikanie mają tylko jeden „swój” duży stan – Teksas z 38 elektorami. Oprócz tego jest wiele mniej ludnych w centrum USA. W konsekwencji różnica pomiędzy Mittem Romneyem, a Barackiem Obamą jest duża i wynosi blisko 70 głosów w Kolegium Elektorów.

W tej chwili gra idzie o Ohio, i jeszcze dwa inne stany. Romney do zwycięstwa potrzebuje także Virginii i Colorado. Jeśli spojrzy się na sondaże i przeanalizuje przewagę urzędującego prezydenta w tych stanach, to będąc sympatykiem Republikanina można być dobrej myśli. Brakuje tylko 1%.

Poważnym problemem Mitta może okazać się to, że nie potrafił odbić Obamie stanów, które były ważne w przypadku młodszego Busha. Stanów w których poprzedni republikański prezydent miał dużą przewagę nad demokratycznymi rywalami. Chodzi właśnie o Virginie i Colorado, które do niedawna były uznawane za stany sympatyzujące z Republikanami. Wygrał tam nawet Dole w starciu z Clintonem, który walczył wówczas o drugą kadencję. Jest to o tyle ważne, że wysiłki sztabu GOP musiały skupić się na tych regionach, zamiast walczyć w Ohio czy Pensylwanii.

W tej chwili, opierając się na sondażach, wszystko wskazuje na to, że Obama wygra te wybory. Tak wygląda mapa, która jest prognozą sondażową wyników jutrzejszych wyborów:

Co zdecyduje?

Decydująca w tej kampanii okazuje się sympatia do osoby Baracka Obamy i poparcie dla niego od wielu liderów opinii publicznej, a także gwiazd świata rozrywki. Romney zrobił wszystko, żeby te wybory wygrać, a potwierdzeniem tego jest jego wynik wśród kobiet, gdzie relacje 3 do 2 na rzecz Obamy zamienił na wynik bliski remisu. Republikanie nie potrafili jednak przekonać Amerykanów do swojej narracji na temat miejsc pracy i kryzysu. Republikanie rzadko używali także  argumentu dotyczącego galopującego deficytu finansów publicznych. Bali się, że może to być miecz obosieczny. Temat pojawiał się więc tylko w zestawieniu z reformą zdrowotną czy dotowaniem zielonej energii przez urzędującego prezydenta.

Romneyowi, mimo wszystko, nie pomaga jego wyznanie. Amerykanie boją się mormona na fotelu prezydenta. Wśród wyborców była już rozpuszczana plotka o jakimś planie Kościoła Jezusa Chrystusa w Dniach Ostatnich, który jest związany z objęciem urzędu przez Mitta Romneya. Oprócz tego ludzi zastanawia bogactwo Republikanina. Sztab Demokratów wiedział co robi, gdy wciąż powtarzał o podatkach kandydującego milionera, które są niższe od podatków jego gosposi. Podobnie zagrywał, gdy wypominał Romneyowi inwestycje w Bain Capital.

Z drugiej strony Obama podczas tej kampanii wielokrotnie pokazywał różne słabości. Pierwsza była widoczna podczas pierwszej debaty kandydatów – Obama jest zmęczony. Kolejne pojawiały się już w dalszej części kampanii, kiedy nie potrafił używać innych argumentów w dyskusji z kontrkandydatem niż te o kłamstwach Republikanina.

W ostatnim stuleciu był tylko jeden demokratyczny kandydat, który nie wygrał walki o reelekcję (nie licząc sytuacji ekstremalnych, jak zabójstwo JFK). Był to Jimmy Carter. Po nim nastąpił wielki Ronald Reagan. Mitt Romney, choć fizycznie podobny do ulubionego prezydenta Amerykanów, będzie miał trudno powtórzyć drogę Reagana.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka