Hipokryzja i demagogia w słuzbie dobrej sprawie? Do takiego wniosku doszedłem po porannej prasówce. W Gazecie Wyborczej czytamy: Coś w nich pękło. Dzieci z in vitro wychodzą z szafy.
Jestem człowiekiem takim jak inni. Ważne, czy dobrym, a nie, czy poczętym w łóżku, na stole czy na szkiełku laboratoryjnym - to stwierdzenie jest w opozycji do przypisywanego Kościołowi Katolickiemu stanowiska. Autorzy i komentatorzy sugerują, że KK jest nie tylko przeciwnikiem metody iv vitro, ale także odmawia prawa do życia dzieciom poczętym dzięki stosowaniu tej metody.

Czemu uważam, że mimo demagogicznego przesłania (katolicy odmawiają prawa do życia dzieciom z in vitro), artykuł ten może wywołać dużo dobrego? Bo bardzo ważna jest konkluzja, do jakiej skłania treść artykułu:
niezależnie od sposobu poczęcia, dziecko ma prawo do życia!
Ważna, z powodu konsekwencji jakie musi mieć ta zasada. Chodzi o prawo do życia osób poczętych w wyniku przemocy/gwałtu.
Jeśli zwolennicy metody in vitro nie chcą pozostać hipokrytami, muszą rozciągnąć prawo do istnienia na wszystkie poczęte istoty ludzkie.
Czy obrońcy in vitro i prawa do istnienia poczętych tą metodą dzieci, chcą równie stanowczo bronić prawa do istnienia dla ludzi, których poczęcie nastąpiło w wyniku gwałtu? Czy nie będą stosować dyskryminacji ze względu na sposób poczęcia? A może będą mieli odwagę stanąć przed kimś, czyj ojciec biologiczny zgwałcił matkę i powiedzą mu, że nie ma prawa żyć?
Inne tematy w dziale Społeczeństwo