Komentuj, obserwuj tematy,
Załóż profil w salon24.pl
Mój profil
travis85 travis85
731
BLOG

Przestań karmić swojego leminga! :)

travis85 travis85 Polityka Obserwuj notkę 10

Jestem właśnie po lekturze tekstu blogowiczki bożena pt. "Odstaw od piersi swojego lemiga".

Od dłuższego czasu chodziło mi po głowie napisanie tekstu w podobnym stylu - o podobnym wydźwięku.

Tym bardziej cieszę się, że ktoś mnie ubiegł - że są ludzie myślący podobnie.

 

Poniżej w ramach promocji tego tekstu, jak również utożsamiania się z nim zamieszczam jego treść:

 

Odstaw od piersi swojego leminga

Tak się utarło, że obietnice poprawy swojego życia składamy zazwyczaj w Nowy Rok. Większosć z takich obietnic i postanowienie dotrzymania ich oscyluje wokół poprawy jakości swojego życia. Palenie papierosów, alkohol, obżarstwo, lenistwo - wyeliminowanie choć w części tych przyjemnostek ma poprawić nasze samopoczucie i zwiększyć samoocenę.

Uważam, że od picia, palenia i innych takich uciech doczesnych, znacznie szkodliwsze jest marnowanie czasu. To grzech, który powinien być dopisany do 7 głównych.

I być może właśnie w wigilię Wszystkich Świętych, w samo święto, kiedy jest nam dane zobaczyć na własne oczy i po raz kolejny uświadomić sobie, jak to wszystko szybko przemija, powinniśmy złożyć sobie obietnicę nie marnowania czasu.

Życie ucieka, czas goni, coraz prędzej i prędzej, a my poświecamy swoją energię na tak naprawdę nic nie znaczące głupoty. Głupotami nazywam te rzeczy, które zabierają nam właśnie ten czas, cenniejszy niż złoto, jedyny nam dany na tej ziemi, a nie wnoszące nic a nic do naszego życia, prócz odrobiny irytacji, jakiejś takiej chorobliwej adrenalinki, ot czegoś, bez czego tak naprawdę nasze życie może funkcjonować zupełnie normalnie, a nawet - zaryzykuję tezę - może być bogatsze i cenniejsze.

Notkę zatytułowałam w taki a nie inny sposób, ponieważ jednym z zabieraczy mojego czasu, które postanowiłam wyeliminować, są m.in salonowe lemingi, a ściślej, ich wpisy, które ja czytam, a które nic nie wnoszą do mojego życia. Lemingami też  zwę pozostałych, z wygody, leming dla mnie to synonim III RP, jej "elit", wyznawców, salonowych autorytetów, młodych wykształconych z  dużych miast, zawziętych, bezmyślnych starych bab, Tarasów, wyznawców Palikota, fejsbukowców spod hasła jakże wymownie prezentującego intelektualny dorobek III RP "Jarek wypierdalaj", emigrantów typu Bielik - Robson, uczniów Urbana  z tvn i całej plejady słuchaczy  porannych wuefów. Leming siedzi również w każdym z nas i domaga się podkarmienia.

Zrobiłam sobie listę książek, które muszę przeczytać, listę ludzi, z którymi muszę porozmawiać, filmów, które chcę zobaczyć, listę swoich dotychczasowych zaniedbań - przeraziłam się. Lista jest bardzo, bardzo długa. Nie mam litości dla samej siebie. Koniec z oglądaniem faktów tvn i pielęgnowania w sobie złości na tę propagandę post prl-owską, koniec z oglądaniem kropki na i, koniec z podczytywaniem Celińskiego w S24. To na początek. Zastanawiałam sie wiele razy, co mną powoduje, że włączam dany program, otwieram dany blog? Przecież np. wpisy i wynurzenia takiego Celińskiego są tak przewidywalne, że przy odrobinie checi, można zrobić spis kolejnych jego pięciu notek wraz z tezą główną i "błyskotliwą" puentą. Po co oglądam, jak MO ratuje resztki swej urody, traktując swoich gości jak normalnych inaczej (i to z każdej opcji politycznej).

wyjaśniam: Celiński i Olejnik robią tu za symbole.

Przecież ci ludzie nie powiedzą mi nic nowego, nie zaskoczą mnie bardziej, dawno przekroczyli swoją masę krytyczną w sianiu propagandy i absurdu. Teraz już są tylko nudni i służą jednym do utrwalenia swojego autowizerunku, innym do pozgrzytania zębami, a wiadomo, że dla higieny psychicznej czasem zgrzytanie zębami może być przydatne.

Otóż doszłam do wniosku, że szkoda mi mojego życia. Nie będę karmić swojego leminga.

 

źródło: bozenan.salon24.pl/244914,odstaw-od-piersi-swojego-leminga

 

Zgadzam się ze wszystkim o czym autorka notki wspomniała.

I co ciekawe warto w tym miejscu przypomnieć definicję słowa leming na podstawie tekstu Łukasza Warzechy: "Klasyfikacja wyborców Komorowskiego" z dnia 5/7/2010. 

 

Grupa IV – lemingi.To określenie się przyjęło i faktycznie doskonale oddaje charakter tej grupy ludzi. Stawiam, że wśród wyborców BK to grupa jeśli nie największa, to na pewno bardzo duża i stale rosnąca. I zarazem najciekawszy fenomen. Są to osoby łatwe do zmanipulowania, do konstruowania pozornie własnych poglądów potrzebujące gotowych elementów. Dostają je w nadmiarze z wielu mediów i od wielu komentatorów. Na ogół wystarczy zdrapać samą powierzchnię tych klisz, aby odkryć pustkę. Lemingi nie potrafią przedstawić głębszego uzasadnienia swojego stanowiska. Potrafią np. powiedzieć, że głosują na BK, bo jest „bardziej otwarty”, ale nie umieją już nawet zdefiniować pojęcia otwartości ani podać jej przykładów. Potrafią stwierdzić, że JK to „obciach”, ale i tego pojęcia nie umieją zdefiniować, ani podać konkretnych przykładów. Ci spośród nich, którzy mają umysły jeszcze nie do końca zaklajstrowane, otrzymawszy pełną informację o życiorysie, poglądach i wypowiedziach kandydatów, wyrażają zdziwienie i próbują zastanawiać się samodzielnie.

W większości jednak lemingi kierują się wyłącznie kliszami i emocjami, których wysyp możemy zresztą śledzić w sieci w formie aroganckich, butnych, chamsko tryumfalistycznych deklaracji („pisiory do budy”, „Kaczor odpływaj” etc.). Co ciekawe, moim zdaniem znaczna część lemingów rekrutuje się właśnie z tak hołubionej przez „Gazetę Wyborczą” grupy „młodych, wykształconych, z dużych miast”. Pozwala to postawić bardzo poważne pytanie o jakość kształcenia wyższego w Polsce.

 

źródło: lukaszwarzecha.salon24.pl/204134,klasyfikacja-wyborcow-komorowskiego

 

Uważam, że odstawienie leminga od piersi, jak pisze blogowiczka bożena to chyba najlepsze co w chwili obecnej można zrobić na rzecz przerwania eskalacji wzajemnej niechęci. Nie namawiam oczywiście, żeby zacząć się zgadzać z tymi wszystkimi ludźmi, którzy popierają Platformę Obywatelską czy Janusza Palikota. Namawiam natomiast, żeby przestać wdawać się z nimi w jakiekolwiek dłuższe polemiki. Niech każdy sobie przypomni choć jedną scysję - jedną konfrontację z kimś o takich poglądach. To nie było nigdy przyjemne. Taka różnica zdań zawsze dalece wychodziła poza normalne, standardowe różnice kiedy ktoś mówi np.: uwielbiam wypoczynek nad morzem - nic nie robić, nie kiwnąć nawet palcem...

a nasz rozmówca mówił - jak Ty tak możesz - ja kocham aktywny wypoczynek, sport, ruch, góry, surfing itd.

Wiem, że spłycam nieco przykładem, ale dzisiaj dyskusje polityczne "na dole" przekształciły się w prawdziwą wojnę, a nie w zwyczajową różnicę zdań wynikającą z tego, że społeczeństwo jest różnorodne w swoich opiniach - i takie przecież powinno być.

Patrzę np. na siebie. Poświęcam polityce naprawdę bardzo bardzo wiele czasu, oglądam, czytam, piszę sporo. Mam swoje poglądy i zdaje sobie sprawę, że inni mogą przejawiać zupełnie odmienne od moich racje, ale kiedy zaczynam rozmowę z np. moją koleżanką, która całą swoją wiedzę o polityce czerpie z porannego programu w TVN24 - Wstajesz i wiesz (jeśli dobrze przytaczam) oraz wieczorych Faktów (WIEM to bo sama się do tego dumnie przyznała) i mówi mi, że mam fatalne poglądy i że nic nie wiem - to jest mi zwyczajnie przykro. Brnę w tę idiotyczną rozmowę z nią, nakręcam się i próbuję tłumaczyć dziewczynie, że pod krzyżem nie stali wyłącznie ludzie "bez zębów"...., że nawet ja - jako osoba niewierząca bronię tych ludzi tam pod krzyżem i że ich spokojna modlitwa została tam brutalnie przerwana decyzją prezydenta o przeniesienie krzyża (który nota bene nigdzie tam gdzie miał - nie trafił - chociaż deklarowano, że będzie inaczej). Tłumaczę mojej rozmówczyni, że obraz Kaczyńskiego jakoby kierował się w polityce tylko i wyłącznie negatywnymi emocjami jest zbyt wielkim nadużyciem... że może warto się wsłuchać w to co mówi na temat zrównoważonego rozwoju będącego w opozycji do platformowej koncepcji rozwoju metropolii (model polaryzacyjno-dyfuzyjny) itd. itd.

Ona natomiast cały czas powtarza, że nie pozwoli się wykluczyć Kaczyńskiemu, że to też jej kraj, że ona sobie nie życzy krzyża pod pałacem, że ona nie chce żeby Kaczyński szerzył fanatyzm itd. itd.

Niestety to nic nie daje... ja (w jej opinii nadal jestem głupi, niezorientowany, zacofany) bo ona wie najlepiej - bo ogląda "Wstajesz i wiesz" - autentycznie tak to sformułowała.

I nieliczy się, że ja w przeciwieństwie do niej mam ukończone studia, siedzę w polityce każdego dnia, konfrontuję ze sobą różne strony, czytam i słucham cenionych socjologów, politologów - no reasumując poświęcam tym zagadnieniom sporo czasu. Ale to dla mojej rozmówczyni nie ma żadnego znaczenia czy ja się powołam na profesora wyższej uczelni - bo ona i tak skonfrontuje mój przykład np. z tym co mówi Palikot lub Taras. Nie wyczuwam w jej podejściu żadnego respektu dla tego ile ja czasu poświęcam na zgłebianie polityki a ile ona. Jakich ja używam do tego narzędzi, a jakich ona. 

W każdym razie ja zawsze mam respekt do rozmówcy, o którym wiem, że jest dobrze zorientowany, ma wiedzę - nawet jeśli ma odmienne poglądy ode mnie - słucham go i uczę się od niego. Nie pozwoliłbym sobie nigdy na kontrargumentowanie za pomocą nieadekwatnych przykładów ludzi czy zachowań. No ale tutaj właśnie wychodzi to co znamienne przy konfrontacjach z lemingami. Oni są wstanie bez ogródek powiedzieć nawet największą bzdurę ubierając ją w pseudointeligencję. Ja, człowiek będący w pewnej opozycji do tej grupy poglądowej nigdy bym sobie na coś takiego nie pozwolił.

Straciłem już kontakt z kilkoma osobami ze względu na różnice polityczne - bo zamiast krótko i treściwie powiedzieć, że mam takie a nie inne poglądy i zakończyć dyskusje - ja dawałem się prowokować, wchodzić coraz głębiej w rozmowy z ludźmi, którzy nie reprezentowali po swojej stronie podobnego zaangażowania w politykę co ja.

Doprowadziło to do tego, że w momencie kiedy przedstawiałem merytoryczne argumenty, oni próbowali sprowadzać rozmowę na grunt zasłyszanych w maistreamowych telewizjach prawd -  dla nich prawd absolutnych - dotdatkowo czyniąc rozmowę bardzo emocjonalną.

Kiedy próbowałem pokazać, że niezawsze to co w mainstreamie to prawda... że dochodzi do manipulacji... widać było w ich oczach tę iskrę przerażenia i dalej brnęli w swoje (bo przecież chyba nikt nie lubi się przyznać, że ulegał manipulacji - że jest taki naiwny).

Choć jeszcze bardziej lemingi denerwuje kiedy ich poglądowy oponent - ja na przykład - umie się przyznać do błędu, że np. w tej i tej kwestii rzeczywiście źle rozumował. Wielokrotnie mi się zdarzyło powiedzieć, że tutaj się akurat za mocno upieram... po drugiej stronie niestety zjawisko refleksji, pokory czy życzliwości występuje śladowo.

W związku z wszystkim co powyżej postanowiłem zacząć uprawiać dyskusję polityczne wyłącznie na zasadzie pozytywnej selekcji.

Conieco o tym wspomniałem w swoim tekście pt. "Aktualizacja nowego paradygmatu Polaka".

Może więc zacytuję dość długi fragment, ale za to mam nadzieję, że transparentny tak aby pokazać co mam dokładnie na myśli:

 

"...ludzie mają zwyczaj patrzeć na rzeczy, których pragną i mówią: tak, lubię to! chcę to mieć!

I kiedy patrzą na rzeczy, których nie chcą wkładają tak samo dużo, jeśli nie więcej energii, aby tę rzecz wymazać, wyeliminować, odsunąć. Nasze społeczeństwo (według elit narodowo-patriotycznych, z którymi się utożsamiam) skupia się na walce z układem, zwalczaniu postkomunistów, walce ze zdrajcami, walce z korupcją, walce z przemocą. Walczymy ze wszystkim czego nie chcemy.

Wszystko o czym myślimy to stwarzamy. Gdy jesteśmy bardzo źli na np. toczącą się wojnę czy konflikt, obłudę, manipulację to dodajemy temu energii - nakręcamy się sami a to tylko powoduje większy opór.

Powodem, dla którego to czemu się operamy - przetrwa jest fakt, że gdy robimy i mówimy :

nie, nie chcę tej rzeczy, ponieważ przez nią się źle czuję! Ona nas niszczy bardziej.

Więc jesteśmy pełni tych silnych emocji i to wraca prosto do nas ze zdwojoną siłą.

Wiecie, że ruch antywojenny powoduje więcej wojny?

A ruch antynarkotykowy tworzy więcej narkotyków?

Ponieważ skupiamy się na tym, czego nie chcemy.

A czy brzmi sensownie skupianie całej energii na problemie?

Przeciwnie - skupmy się na budowaniu, na tworzeniu doniosłych idei, na odważnym kreowaniu, nakreślaniu ambitynch celów, życiu w dostatku, edukacji, wolnym i swobodnym myśleniu.

Tusk mówił o budowaniu, owszem, ale dla niego liczy się tuiteraz bez tworzenia imponujących planów i przymierzaniu się do ich realizacji. Tuskowe tuiteraz jest złe, dlatego będę się starał nad tym nie skupiać wybierając myślenie o przyszłości, w której zakotwiczę wszystko to dobre, co chcę osiągnąć.

Matka Teresa z Kalkuty była genialna, mówiąc że nie zaangażuje się przeciwko wojnie! Zaproście mnie do ruchu pokojowego - mówiła. Ona wiedziała o co w tym chodzi, ona rozumiała istotę rzeczy. Zobaczcie czego dokonoała na świecie. Zbudowała siłe nie z negatywnego nastawienia do wojny, ale z pozytywnego nastawienia do pokoju.

Jeśli jesteście przeciw wojnie, bądźcie za pokojem.

Jeśli jesteście przeciw postkomunistom, bądźcie za ideami wolnej, swobodnej Polski.

Jeśli jesteście przeciew obecnej kierowanej przez establishment III RP to bądźcie za IV RP lub ideami zmierzającymi do czegoś alternatywnego wobec tego co w waszym pojęciu jest teraz złe.

Nie bądźcie przeciw III RP, bądźcie za jej alternatywą!

Gdy walczycie z głodem, bądźcie za tym, żeby ludzie mieli więcej (niż trzeba) żywności.

Jeśli jesteście przeciw konkretnemu politykowi, bądźcie za jego przeciwnikiem.

Wybory często rozstrzygane są na korzyść osoby, której nikt tak naprawdę nie lubi, ponieważ on dostaje całą energię i skupia uwagę. Donald Tusk skupił na sobie uwagę, bo wszyscy byli przeciwko Kaczyńskiemu, a tak naprawdę czy mamy i mieliśmy za co lubić Donalda Tuska wtedy w 2007 roku czy teraz w roku 2010?

Warto się skupiać na tym czego chcemy a nie na tym czego nie chcemy.

Dobrze jest wiedzieć czego nie chcemy, bo to dobry kontrast do powiedzenia sobie - tak, tego chcę!

Ale jest tak, że im więcej mówicie o tym czego nie chcecie (w moim przypadku nie chcę rządu Donalda Tuska) lub mówimy jak coś jest złe (stan naszego Państwa), rozważamy to przez cały czas i mówimy: oj to straszne, wtedy stwarzamy tego czego nie chcemy jeszcze więcej.

Można się zastanawiać i mówić tak: przecież musimy o tym wiedzieć... musimy wiedzieć co jest złe. W porządku, ale przecież nie potrzebujemy tej wiedzy w nadmiarze, prawda?

Myślę, że kiedy głos i wizja z wewnątrz staną się bardziej istotne, bardziej jasne i mocne, niż opinie z zewnątrz wtedy kierujemy naszym życiem naprawdę. 

Energia płynie tam, gdzie skupiamy naszą uwagę.

Jeśli więc będziemy ciągle skupiać uwagę na naszych wadach narodowych - będziemy mieć ich więcej!

I nie chcąc do końca stawać w opozycji do tego w jaki sposób Polska się teraz rozwija, chciałbym aby konluzją mojego tekstu było to, że nie powinniśmy skupiać się na defektach naszej narodowej tożsamości, gdyż wystarczająco już złego się wydarzyło... powinniśmy skupiać się na pozytywnych ideach... niekoniecznie na jednej idei, np. związanej z UE, ale tworzyć inne, pozytywne wizje. Co w tym złego? Heh... to też źle zadane pytanie. Warto raczej pytać ile w tym dobrego, czyż nie?

Tym pozytywnym myśleniem i kreowaniem możemy dojść do władzy i zmieniać rzeczywistość na lepszą.

Mam tutaj na myśli nas - ludzi, którym zależy na lepszej Polsce, szybciej się rozwijającej, nieuzależnionej od powolnych procesów, decyzji zewnęetrzynch, tylko od nas samych.

Owszem, należy pokazać tym, którzy postrzegają Polskę nieco inaczej, że się mylą, ale nie skupiać na tym całej swojej energii. Azymut energii należy skierować na pielęgnowani własnych, doniosłych idei rozwoju. Tylko w ten sposób dotrze się do tych, którzy się z nami nie zgadzają. I będzie to wielki sukces.

Przy czym zanim ten skuces nadejdzie... trzeba ciężko na niego pracować... niekiedy bardzo wiele ryzykując.

Bez ryzyka nie ma sukcesu,

bez wyczekiwania, nie ma prawdziwej przyjemności z cieszenia się tym na co czekaliśmy.

I trochę zbczając z tego o czym chciałem napisać... dzisiaj, aby tworzyć nowy, realny paradygmat Polaka musimy umiejętnie połaczyć to co najlepsze w naszym narodzie z tym co chcemy dzięki temu osiągnąć - czyli z postawieniem sobie bardzo ambitnych zadań.

Paradygmatem powinno być dążenie do połączenia tradycji z nowoczesnością, a nie odcinanie się od tradycji i bierne podążanie ku nowoczesności. Droga do sukcesu wiedzie pod prąd, jeśli chcemy ten skuces osiągnąć realtywnie szybciej, niż płynąć jak inni wraz z nurtem.

Dzisiaj paradygmatem musi być pozytywne podejście do dobrych rzeczy a nie negatywne podejście do tego co złe.

A jak w tym wszystkim podejść do tragedii smoleńskiej?

Nie być przeciwko obecnie źle prowadzonemu śledztwu tylko być za tym, aby prowadzono rzetelne i kompetentne dochodzenie. Popierając chociażby inicjatywę pani Zuzanny Kurtyki.

A jak w tym wszystkim podejść do obecnego rządu?

Nie być przeciwko Donaldowi Tuskowi tylko w pełni popierać inne partie.

A jak w tym wszystkim podejść do III Rzeczpospolitej?

Nie być przeciwko jej obecnym elitom tylko pozytywnie wspierać elity będące wobec niej w opozycji.

Ja właśnie tak widzę ten nowy, zaktualizowany paradygmat Polaka.

Będę się w tej kwestii jeszcze rozwijać i być może z czasem zacznę to wszystko opisywać precyzyjniej.

Tymczasem rozstaczajmy wokół siebie pozytywne wizje rozwoju naszego kraju."

 

źródło: travis85.salon24.pl/244984,aktualizacja-nowego-paradygmatu-polaka

 

Przestańmy zatem karmić swoje lemingi. One tylko na to czekają, żebyśmy ciągle się z nimi spierali, wykłócali, obrażali na nich a potem ponownie kłócili. Jesteśmy paliwem ich poglądów politycznych, ich "elokwencji", arogancji i nieżyczliwości.

Nie wdawajmy się w szerokie spory - są one bezproduktywne.

Lepiej w tym czasie porozmawiać z kimś kto nasze poglądy podziela i wymyślić coś ciekawego, coś co nas wzmocni, doda energii, uświadczy w przeknaniu, że nasze poglądy mogą też być ważne, wartościowe i szlachetne.

 

 





 

travis85
O mnie travis85

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka