Ktoś powie: Janina Paradowska jaka jest, każdy widzi. Zajmować się tą personą w stopniu większym niż minimalny nie trzeba, bo – nie wypominając – nestorka Polskiego dziennikarstwa jest już w wieku zbyt późnym na zmiany. I istotnie, gdyby, bo ja wiem, redaktor Paradowska zajęła się pisaniem wspomnień ze swojego bogatego życia, byłoby w porządku, nikt nie miałby żadnych pretensji. Problem leży gdzie indziej – na Janinę Paradowską machnąć ręką i mruknąć „ten typ tak ma” nie można. Nie jest to szeregowa dziennikarka, obsługująca na umowę – zlecenie jakieś pomniejsze wydarzenie w – z całym szacunkiem – Skierniewicach, jeno dama wynoszona przez „opiniotwórcze” media na piedestał jako „sumienie Polskich żurnalistów”.
Podczas niedawnego jubileuszu pani Janiny zatrudniające ją „Polityka” i „TOK FM” rozpływały się w okolicznościowych komplementach, w których treści słowa tak wielkie jak „obiektywizm” i „pluralizm” pojawiały się gęsto, gorzej jeno, że nie znajdują żadnego przełożenia na rzeczywistość. Ktoś mógłby powiedzieć – całkiem słusznie skądinąd – ba, spójrzmy na prawo, na „Gazetę Polską”, gdzie skrót „PiS” pada z częstotliwością trzydziestu razy na wydanie. Pełna zgoda, ale Sakiewicz i jego kompania – choćby przez liczne marsze czy kluby „GP”, gdzie występują wespół z politykami prawicowych formacji – nie usiłują udawać, że nie popierają jasno jednej strony.
Janina Paradowska jest o wiele groźniejszym rodzajem „zwierzęcia medialnego”. Pal licho, że groźnym dla prawicy – ostatecznie nie ona pierwsza i nie ostatnia. Fetowanie tej – cóż, nazwijmy rzecz po imieniu, dziennikarki partyjnej – jako Zwierciadła Obiektywizmu szkodzi całym Polskim mediom, zatruwa je i miast niwelować, jeszcze bardziej powiększa głębokość okopów, w jakich zagrzebali się żurnaliści z obu stron i ani myślą wyleźć na powierzchnię i się dogadać. Chyba, że poczują się stadnie zagrożeni, jak choćby w przypadku akcji „Senat Zabija Prasę” – o, wówczas ramię w ramię idą redaktor Lisiecki z „Uważam Rze” (uchylający ramy Łysiakowi) i redaktor Michnik z wiadomo skąd (sądzący się z owym Łysiakiem). Można? Można. Trzeba tylko chcieć. I mieć symbol kogoś, kto nie jest oportunistą, tylko dziennikarzem piszącym przede wszystkim dla siebie (nie zapominajmy o pisarskim ego!) a po trochu dla Polski, nie dla poszczególnych partii. Może brakuje Kisiela, kto wie.
Kisiela, który z pewnością przewraca się w grobie, gdy nagrodę Jego imienia otrzymuje rzeczona Janina Paradowska. Wyrocznia sprawiedliwości i ładu medialnego w Polsce, która nawet na wizji – czy w eterze – nie potrafi ukryć wręcz fizycznej niechęci do tych ludzi, którzy nie pasują do pomysłu na Kraj, który od dwudziestu lat stara się wprowadzić jej środowisko. A niechęć i brak sympatii do konkretnych ugrupowań i światopoglądów skutkuje, co tu dużo kryć – wazeliniarstwem i uległością wobec aktualnie rządzących (PO) lub tych, których trzyma się w inkubatorze, bo a nuż widelec (Palikot, SLD). Doprawdy, to truizm, ale wart powtarzania – dziennikarstwo w Polsce jest lustrzanym odbiciem podziałów politycznych. A bardzo często również ich katalizatorem i siłą sprawczą, bo tłamszone w PRL-u żurnalistyczne talenty dostały pole do popisu w „niepodległej” Polsce i z gracją dzieci w piaskownicy zachłysnęły się możliwością kreowania rzeczywistości po swojemu.
Redaktor Janina Paradowska jest zacietrzewiona do tego stopnia, że gdy fakty mówią A, to według niej jednak jest to pomyłka, i powinno być B. Exemplum: publicyści, politycy, eksperci i zwykli ludzie krytykują – najczęściej słusznie – fatalne przygotowanie Polski Donalda Tuska do Euro 2012. Redaktor Paradowska uważa jednak, że jest to po prostu „szukanie dziury w całym” i „przygotowania do Mistrzostw są bardzo dobre”. Posiłkuje się również – w jej mniemaniu dowcipnym – komentarzem, że Jarosław Kaczyński w swojej „krytykanckiej furii” winien raczej pofrunąć do Berlina i tam narzekać, bo Niemcy nie zdążyli z budową lotniska, miast stawać przy ukończonym – haha – akurat tego dnia fragmencie autostrady.
Furda, że Niemcy nie organizują Euro i miesiąc obsuwy w tą, czy w tamtą stronę nie robi im większej różnicy, z czasem nie muszą się ścigać, a lotnisko – pierwotnie planowane jako centrum przesiadkowe do Polski – zgodnie z gospodarnością swojej nacji wykorzystają i tak najlepiej jak się da. Furda, że autostrada, na której przemawiał Kaczyński jest przepłacona kilkakrotnie, podobnie jak reszta budowanych dróg (o ile się budują, i o ile ktoś płaci wykonawcom) i stadionów. Taka jest kondycja „damy Polskiego dziennikarstwa”. Wykpić, wyśmiać, pochwalić przy okazji „przyjaciół”, a że fakty aż krzyczą, że jest inaczej – tym gorzej dla faktów.
Szkoda, że młodzi adepci sztuki pisania, trafiający na staże do Agory dostają na wstępie polecenie wzorowania się na redaktorce „mentorce”. Coś takiego może wyprać każdy idealizm i każde sumienie.
Inne tematy w dziale Polityka