Dużo się mówi ostatnio o poprawie poczucia bezpieczeństwa Polaków, o tym, że policja działa coraz sprawniej. Jak jest w rzeczywistośći - ano, pewnie wie to większość ludzi, która miała nieszczęście zostać okradzionym. Jako, że raz miałem pecha (chociaż nie do końca - spłoszyłem złodziei) jakieś 7 lat temu, a teraz pecha miał kolega, a w niektórych wydarzeniach również uczestniczyłem, chciałem porównać, co się zmieniło przez 7 lat. Tym bardziej, że sprawy były obsługiwane przez ten sam komisariat.
7 lat temu wchodząc do wynajmowanego mieszkania zderzyłem się ze złodziejami. Uciekli przez okno (które wybili - parter), zdążyli zabrać tylko drobnicę. Wizyta policji była sympatyczna - policjant sprawiał wrażenie rozgarniętego, powiedział mi, że tej samej nocy w okolicy 6 innych mieszkań zostało tak samo obrobionych. Najpier rzut kamieniem w okno, jak cisza, to potem wchodzą. Umówiłem się na czekanie (z wybitą szybą) na techników mających zabezpieczyć odciski palców - a nuż są w kartotece, albo kiedyś się w niej znajdą. Okno wybite było trudno dostępne, otwierane raz na miesiąc. Od komisariatu do mieszkania było jakieś 5 minut na piechotę. Mieli przyjść po pół godziny, po 3 latach się wyprowadziłem - może następny lokator się doczekał.
Teraźniejszość - ten sam komisariat. Kolega wraz z kimś drugim wychodzi z wynajmowanego domu. Widzą samochód z ludźmi obserwującymi ich dom, albo dom sąsiadów. Nabijają się, że kryminalni na kogoś się zasadzają, i że fajne przebranie. Samochód to stare audii, w środku ludzie wyglądający jak stereotyp złodzieja, ale - mądry Polak po szkodzie - nic z tym nie zrobili. 2 godziny potem powrót do mieszkania - okradzione. W środku spał ktoś po pracy, złodzieje chodzili koło niego. Policja przyjechała, odciski zebrane. Funkcjonariusz dochodzeniówki mówi, że musi poczekać na patrol drogówki, żeby go odebrał. Jak powiedział - dochodzeniówka ma co prawda jeden radiowóz, ale funkcjonariusze mają zakaz jeżdżenia nim. Muszą prosić drogówkę o podwózkę. Wszystko rozgrywa się w Gdańsku - mieście, gdzie powinno chyba być troche lepiej.
Następnego dnia nastąpił cud (pewnie dzięki Tuskowi, w końcu to Trójmiasto). Pod centrum handlowym widzimy taki sam samochód. Po bliższym obejrzeniu - ten sam. W środku jedna z osób siedząca wtedy pod domem. Za chwilę podchodzi druga - i nie ma już wątpliwości. Dwie osoby poznały 'czatujących', do tego 'czatujący' rozpoznali nas, rozpoczęli ewakuację. Przy okazji zobaczyliśmy, że najprawdopodobniej okradają sklepy w tym centrum - ewakuwali grupę całą. Dzwonimy na policję. Mówimy - "wczoraj nas okradli, dziś ich przypadkowo znaleźliśmy", są tu i tu. Uciekają samochodem - próbują wjechać pod prąd, nie udaje im się, spokojnie - w korku, ulicą Grunwaldzką - jedziemy za nimi rozmawiając jednocześnie z policją. Wiemy, że rejestracje mogą być fałszywe. Policja mówi, że nie ma patrolu, żeby wysłać, żebyśmi sami nic nie robili. To był piątek - kazali przyjść do komisariatu w poniedziałek. Jakiś czas jedziemy za nimi, ale dajemy sobie spokój - policji trzeba słuchać, poza tym zatrzymali się na przystanku autobusowym, by nas zgubić. Wcześniej w tym samym celu przejeżdżali na czerwonym świetle.
Dalej jest jeszcze ciekawiej - w ciągu kilkunastu godzin dowiadujemy się, że mieszkają na tym samym osiedlu, co okradziony dom, że mają już kilka kradzieży na koncie. Do tego mają stoisko z różnymi gadżetami z drugiej ręki na rynku ;)
Wszystkie te informacje dostarczamy policji - jak kazali - w poniedziałek. Oczywiście jest już za późno, by rzeczy się odnalazły. Znajdujemy też świeżo przeciętą dziurę w płocie dwa metry od ściany domu, przy niej paczkę papierosów ukradzioną z mieszkania (szwedzkie papierosy/banderole - charakterystyczne). Policja nie zauważyła tego.
Rozmawiamy na rynku z jednym ze złodziei, pytamy, czy nikt mu takiego aparatu jak ukradziony nie przyniósł (nie mówiąc, że kradziony). Wie, o jaki aparat chodzi, denerwuje się. Mamy 100% pewność, że to oni. Wiemy, że rzeczy już dawno pchnięte, ale chcieliśmy się upewnić, że nie oskarżamy niewinnych. Poza tym musimy dać znać, że się nie boimy - rozpoznali nas przecież wcześniej, jak zobaczyliby, że ktoś ma 'mentalność ofiary', to przyszliby drugi raz.
Policja dostała od nas namiar na samochód i adres ludzi, którzy obserwowali dom tuż przed kradzieżą. Ludzi, mających już niejedną kradzież na koncie. Mogli coś zrobić już następnego dnia - przekazaliśmy im wystarczające informacje. Jednak ze względu na brak mocy przerobowych - dopiero po 3 dniach zaczęli cokolwiek. Najgorsze jest to, że to nie jest wina tych policjantów. Rozumiem, że radiowozów może brakować, brakować ludzi. Żartowanie z funkcjonariuszem dochodzeniówki o tym, że jak drogówce nie po drodze, to wtedy aubotus - jest zabawne - ale i tragiczne.
Poczucie bezpieczeństwa po czymś takim jest zerowe. Okradają nas - trudno. Namierzamy złodziei następnego dnia, oni nas rozpoznają, próbują uciekać, dajemy namiary policji, gdzie są, wystarczy patrol, bo to główna ulica Gdańska - a policja nie ma radiowozu, by wysłać. Jak można liczyć na coś więcej ?
Co się przez te 7 lat zmieniło ? Ano - teraz potrafią zebrać odciski palców tego samego dnia, którego była kradzież.
W sprawach wielkich - typu napis z Oświęcimia - radzą sobie. Ale w sprawach tzw. zwykłych obywateli - gdzie kradzione są aparaty,biżuteria (często pamiątkowa, rodzinna), dokumenty - raczej nie ma co liczyć. Zabraknie radiowozu.
jestem z białka
Gęby za lud krzyczące sam lud w końcu znudzą,
I twarze lud bawiące na końcu lud znudzą.
Ręce za lud walczące sam lud poobcina.
Imion miłych ludowi lud pozapomina.
Wszystko przejdzie. Po huku, po szumie, po trudzie
Wezmą dziedzictwo cisi, ciemni, mali ludzie.
a to nasz wieszcz narodowy, jakże przewidujący nasze czasy - a tak dawno temu te słowa pisał
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości