Twórcze Nic Twórcze Nic
113
BLOG

Syndykalizm jako fakt brutalny i jako fakt instytucjonalny

Twórcze Nic Twórcze Nic Rozmaitości Obserwuj notkę 0

 

Fakty to to, czemu nie warto przeczyć. Nie przeczę, że teraz nie śnię, że siedzę na tapczanie i że piszę na laptopie. Oczywiście, można byłoby te fakty lepiej opisać, ale za opisem one stoją i ja im nie przeczę, bo zaprzeczenie im wywróciłoby moje obecne rozumienie świata. Nie w taki sposób, że stałby się ten świat przykry, tylko w taki sposób, że w ogóle nie rozumiałbym, najmgliściej, co to jest ten świat.

Są dwa rodzaje faktów – takie, które są, choć nikt ich nie dostrzega (brutalne) i takie, które zaistnieją tylko wtedy, gdy ktoś je dostrzeże (instytucjonalne) i nimi kieruje. Te drugie nie są ani trochę mniej faktami, po prostu są zależne od postrzegania, czyli szerzej – świadomości. Ale są jak najbardziej niezaprzeczalne.

Przykładami brutalnych faktów są te opisy, które podałem na wstępie – nikt nie musiałby ich postrzegać, by zaistniałyby. Ktoś mógłby ich nie postrzegać i dalej by istniały. Dokładnie: nikt nie musiałby ich doznawać, a one dalej by były.

Przykładem fatów instytucjonalnych, ciekawym zwłaszcza dla mnie i was, czytelnicy, są zasady, reguły, prawa i wartości. Dopiero gdy ludzie czują wymienione wyżej przedmioty i kierują się nimi, one istnieją. Prawo, np. własności, zniknie, jeśli nikt nie będzie go widział i przestrzegał.

Fakty instytucjonalne, czego można się domyśleć, nabudowane są na faktach brutalnych. Postrzeganie i działanie tworzące fakty instytucjonalne jest brutalne.

Rozpocząłem pracę z początkiem października. W mojej pracy to pracownicy, nie kierownictwo, organizują sobie pracę, na poziomie faktów brutalnych. Zakład działa, bo ludzie, zazwyczaj sami, szukają sobie pracy. I dlatego, że jakoś porozumiewają się ze sobą, tak, by to co jeden zrobi pasowało do pracy drugiego. To jest dla mnie coś, co nazywałbym syndykalizmem, zarząd miejscem pracy przez pracowników.

Na poziomie instytucjonalnym kierownictwo ma prawo do wydawania poleceń. I to nie one organizują pracę, wręcz przeciwnie – potrafią ją nieźle zdezorganizować.

Jak napisałem, fakty instytucjonalne nabudowane są na brutalnych. Oczywiście, te pierwsze mogą wywoływać te drugie, rzecz w tym, że nie wystarczy do tego zmiana świadomości – trzeba przezwyciężyć jeszcze najpowszechniejszy i najzwyczajniejszy opór materii. Tego oporu natomiast nie napotykają fakty brutalne.

Opór materii wobec kierownictwa przedstawia się tak, że Ci, którzy mają wykonywać normy nie dają rady albo nie chcą. I normy te nie są wykonywane. Durnie kierujący nami nie chcą lub tego nie widzą. Mój szef kazał mi robić wbrew zaleceniom lakiernika. Musiałem więc robić, jak kazał, gdy patrzył (nie zamierzam kłócić się z przełożonym, grzecznie zauważyłem, że to chyba nie to, o co chodzi, on to olał) i starać się robić tak, jak chce lakiernik, gdy nie patrzył. Nie jestem zbyt w tym dobry, a to tylko utrudniało mi sprawę i wydłużało proces.

Wniosek jest taki: za syndykalizmem instytucjonalnym, gdzie zarząd pracowników nad miejscem pracy byłby prawem, a nie tylko tym, co się zdarza niezależnie od jakichkolwiek praw, przemawia dbałość o solidne wykonanie pracy. Robota ma swoje, niezależne od naszych chęci, wymiary (jednym z nich jest wspomniany syndykalizm). Jeśli jej zarządzanie ma być sprawne, musi być o nich przystosowane. Syndykalizm jest lepiej do tego przystosowany, niż typowy dla kapitalizmu zarząd.

No ale jak go zinstytucjonalizować? Przecież nie wystarczy uznać za prawo to, co już jest. To nie tak, że pracownicy pracują doskonale, robią błędy i to całkiem sporo ich robią, nawet bez ludzi, którzy starają się nimi rządzić nad głową. Na to mam taką odpowiedź: niech prawem będzie demokracja, ograniczona ewentualnie zaangażowaniem na danym odcinku pracy i doświadczeniem. To nie jest doskonałe rozwiązanie, ale jest inne od władzy kapitalistów i ich przydupasów – bo to Ci, którzy mają bezpośrednią styczność ze zdarzeniami, na które nie mają wpływu swoją świadomością i działaniem, wtedy będą decydować. Dlatego też chcę, by decyzje były podejmowane głównie na skutek konsensusu, a tylko w wypadkach trudniejszych – przez większość. By ani doświadczenie, ani tępa siła większości nie dopuściła do sytuacji, w której zaczyna się ignorować wspomniane fakty brutalne.

Post powstał z pomocą twierdzeń pana Searlego dotyczących faktów brutalnych i instytucjonalnych (czyli też dzięki pracy pani Anscombe dotyczącej tego tematu).

Chcę szklanego domu nad morzem lemoniady.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości