pixabay
pixabay
alamira alamira
778
BLOG

Nowalijki - jeść czy nie jeść?

alamira alamira Gotowanie Obserwuj temat Obserwuj notkę 31

Kiedy uporczywie wyglądamy zieleni na drzewach i krzakach bo długość dnia zaczyna wracać do normy po zimowym odrętwieniu; po wczorajszej depresyjnej rezygnacji w zetknięciu z nocą, która zawładnęła dniem; po naszych pieprzonych chandrach i nadmiernej ilości drinków leczących nas z zimowego przygnębienia; kiedy przychodzi wreszcie ten nowy, wspaniały, wiosenny dzień to wyglądamy też nowalijek na straganach. Tych młodych warzyw, które przeprowadzą nasze smaki do utęsknionego lata.

Tylko czy to aby prawda? Czy nie jest tak, że w zglobalizowanym świecie mamy dostęp do młodych warzyw przez cały rok, bo przecież zawsze gdzieś na ziemi jest wiosna i zawsze są tam nowalijki? Wystarczy je wysłać tam gdzie tęsknota za młodymi warzywami dopiero nadejdzie? Dopiero się zmaterializuje pod wpływem zachodzących zmian w przyrodzie?

Albo czy nie jest jeszcze gorzej? Czy przypadkiem duże korporacje nie czekając na naturalnie pojawiające się nowalijki, które silą rzeczy są nieliczne a więc droższe, tylko korzystają z okazji i podsyłają nam produkty ze szklarni, przenawożone azotem, wyglądające jak najbardziej prawidłowo i wprowadzają nas w pułapkę zaspokojenia odwiecznych wiosennych tęsknot za młodymi warzywami, za smakiem lata, za uzupełnieniem witamin po zimowych bigosach i innych tłustościach, oferując kiepski ersatz?

Przecież prawdziwa, rodzima nowalijka jest z gruntu i powinna pojawić się na straganach na przełomie maja i czerwca. Czy więc cała reszta to jedno wielkie oszustwo?

Wprawdzie truskawki to nie warzywo ale na jego przykładzie warto zobaczyć jak zaspokajany jest popyt na świeże, młode, polskie owoce.

W większych miastach rosną w tym czasie jak grzyby po deszczu stoiska z napisem: "polskie truskawki" albo "truskawka prosto z plantacji". Apetyt na polskie, słodkie truskawki, wspomagane pamięcią robienia w polskich rodzinach przetworów na cały rok w oparciu o ten bardzo popularny owoc, powoduje, że biznes na "polskich" truskawkach prosto z Grecji, Turcji czy jakiegoś innego Egiptu kwitnie nieprzerwanie od kilku lat. Dokładnie odtąd odkąd staliśmy się na tyle zamożnym społeczeństwem, że wcześniej dojrzewające truskawki z południa stały się tańsze od  tych naszych wczesnych.

Co chcę przez to powiedzieć? Czy podobnie z warzywami trawieni jesteśmy jakimś zmasowanym oszustwem?

Kilka dobrych lat temu mieszkałem w Londynie w dzielnicy Knighsbridge, niedaleko słynnego domu towarowego Harrodsa. W czasie mojej pierwszej wizyty w Harrodsie przed ponad trzydziestu laty zapamiętałem, że zimą można było w nim kupić świeże warzywa i owoce niedostępne w Europie z racji pory roku. Po prostu samolotem sprowadzano codziennie świeże warzywa z Afryki czy Ameryki Południowej. Nie muszę mówić jakie były to wtedy ceny. A dziś? Ano dziś to samo można kupić w każdych londyńskich delikatesach. Świat się zglobalizował przez to ceny drastycznie spadły.  Świeże warzywa i owoce zbierane jeszcze przedwczoraj na plantacji w Maroku, Egipcie, Peru czy Meksyku kupujesz zgrabnie opakowane i posortowane w londyńskich delikatesach przy okazji codziennej wędrówki po pieczywo.

Podobnie w Polsce, kupowane w osiedlowym warzywniaku zimą śliwki pochodzą z plantacji w RPA, mandarynki z Turcji, pomidory z Maroka, szparagi z Peru, młode ziemniaki z Egiptu a młoda kapusta z Cypru. I tak się świat kręci, chcąc nie chcąc wdepnęliśmy w to globalne zamieszanie bo po prostu staliśmy się bogatsi. Tylko, że samoloty do Harrodsa zostały zastąpione znacznie tańszym transportem morskim, przez co warzywa i owoce zbiera się niedojrzałe, czyli bez pełni smaku, a poddaje się dojrzewaniu dopiero po przybyciu do kraju przeznaczenia. Dojrzewaniu w specjalnych pomieszczeniach czasami z dodatkiem jakiejś chemii, promieniowania albo zgazowania.

Jak to się ma do naszych nowalijek, czyli odwiecznej tęsknoty za pachnącymi, młodymi warzywami wypełnionymi witaminami i energią słońca? Naładowanymi dawno nie odczuwanymi smakami, zapachami i kolorystyką?

Ma się kiepsko. Raz lepiej raz gorzej. Siła złotówki, siła naszych portfeli spowodowała to całe zamieszanie. To co było już nie wróci. To se ne vrati.

Jak więc się poruszać po tym całym rynku nowalijek by nie paść ofiarą oszustw biznesu dużych korporacji a jednocześnie zadbać o swoje i swojej rodziny zdrowie? Jak zaspokoić odwieczną, wiosenną tęsknotę za tym co wychodzi z ziemi wraz z pierwszymi promieniami słonecznymi a jednocześnie nie zaszkodzić swojemu zdrowiu? Jak w tym wszystkim nie zwariować?

Nie ma jednej dobrej odpowiedzi, tak jak nie ma równości pośród całej masy produktów dostępnych w polskich warzywniakach. Należy wrócić do naturalnej odpowiedzi przyrody na pojawienie się nowych warzyw, wyrastają w gruncie na przełomie maja i czerwca. Wtedy mamy dużą pewność, że kupujemy polskie warzywa rosnące w gruncie. Czy to oznacza, ze wszystko co dostępne wcześniej to oszustwo i ryzyko utraty zdrowia? Oczywiście, że nie, tak jak nie ma pewności, że młode warzywa kupowane po tej dacie są wszystkie zdrowe, bez nadmiaru chemii, w tym pestycydów.

Jakąś wskazówką jest smak, warzywa ze słońca są po prostu dobre. Nikt mi nie powie, że eleganckie pomidory i papryki z Holandii  są smaczne. Podobną drogą jak Holandia idzie Hiszpania gdzie uprzemysłowienie produkcji warzyw jest na podobnej ścieżce. Są to jednak wskazówki ogólne i nie mam żadnej pewności czy za młodymi ziemniakami z Egiptu nie kryje się też nadmierne nawożenie i sypanie chemii, które jest nieodzowne przy każdej intensywnej produkcji. A młoda kapusta z Cypru czy nie wygląda jak ta uprawiana między Bytomiem i Chorzowem za późnego Gierka, kiedy z tablicy Mendelejewa niczego jej nie brakowało? Tego nie wiem, ale skoro nie wiem to zalecam ostrożność.

Kupujcie tam gdzie macie lokalnych producentów, gdzie wiecie skąd mają warzywa. Kupujcie te mniej wyrośnięte, mniej regularne, kupujcie w terminach naturalnych dla wzrostu danej rośliny. Kupujcie z głową ale też nie bójcie się świata bo świat jest piękny i nie po to to piszę by wywołać w Was jakikolwiek lęk. Po prostu zachowajcie zdrowy rozsądek.



 

image


TWAROŻEK WIOSENNY:

To autentycznie polskie danie śniadaniowe zawsze wzbudza euforię u moich zagranicznych gości. Kiedy się nad tym zastanawiam to zawsze też odczuwam dyskomfort na myśl o tym, że na Dalekim Wschodzie w dziedzinie podobnych dań znany jest tylko serek Philadelphia. W takim nazewnictwie występuje w japońskich daniach sushi a w przepisie na polskie, ruskie pierogi w dobrej knajpie w Pekinie ten serek jest wymieniony jako składnik dania. To jest jakiś wykładnik tego co musimy jeszcze zrobić by nasz Bieluch, Turek albo ktoś inny przebił się do świadomości azjatyckiego albo innego konsumenta z naszą marką. Przecież za nią stoją wspaniałe polskie białe sery.


- twarożek półtłusty

- kwaśna śmietana

- starta na dużych oczkach rzodkiewka

- zielony szczypior cebuli posiekany drobno 

- zmiażdżony ząbek czosnku

- sól i pieprz

Łączymy składniki, schładzamy i serwujemy na dobrym pieczywie.

W tradycji niektórych narodów picie herbaty wiąże się z siorbaniem, w tradycji innych plucie resztek pod stół albo mlaskanie. Niechże po zjedzeniu naszego twarożka nastanie zdziwienie.

Zdziwienie tym jak z tak prostych składników można wyczarować tak smaczne danie.



 



alamira
O mnie alamira

Ślązak od zawsze, studiował Ekonomię na UE w Katowicach, Psychologię i Nauki Polityczne na UŚ w Katowicach, Pisanie scenariuszy w PWSzFTviT w Łodzi. Pisze felietony kulinarne do tygodnika "Nowe Info". Jest prywatnym przedsiębiorcą.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości