Wiele osób uważa, że fasola po bretońsku to wynik PRL-owskiej bryndzy kulinarnej, ale to nieprawda. Jest to efekt biedy, ale wojennej. Potrawa ta została do Polski sprowadzona przez Błękitną Armię generała Hallera, a opublikowana w garnizonowej książce kucharskiej. Armia, w ramach reklamy i ze współczucia, często częstowała miejscowych swoimi potrwami, i tak receptura poniosła się na cały kraj. W lepszych, dostatniejszych czasach (lub w bogatszych domach) wegetariański przepis uzupełniono o wędzony boczek - sycący dodatek w naszym klimacie, o wiele surowszym od bretońskiego. Lubię bardzo - jak wszystko, co od strączków pochodzi - i to w obu wersjach; bezmięsnej i mięsnej.
Potrzebny jest Piękny Jaś - kiedyś dostępny w każdym wiejskim sklepiku, w każdym warzywniaku. Obecnie pod tą nazwą często sprzedawana jest jakaś zwykła biała fasola - nie to, że gardzę tymi maleństwami, bo kocham np. bułgarskie i węgierskie potrawy z ich udziałem, z dodatkiem pomidorów i papryki - ale bretonka pożąda ziaren pokaźnej wielkości. Świeżą należy opłukać i ugotować z solidną porcją majeranku (świeżego posiekanego lub suszonego), szczyptą tymianku, kilkoma ziarnami ziela angielskiego, pieprzu czarnego i liściem laurowym (ja od lat mam metalową dziurkowaną kulę, składaną, więc potem nie muszę tych drobin pracowicie wyszukiwać), a starszą wcześniej moczymy przez noc. Gotujemy do miękkości. Pod koniec gotowania dodajemy jeszcze trochę majeranku, kminek (najlepiej mielony), odrobinę gałki muszkatołowej i solimy (delikatnie, bo dojdzie boczek, który jest solony. Dosolić zawsze zdążymy, odsolić jest znacznie trudniej).
W tym czasie kroimy wędzony boczek w dość drobną kostkę i smażymy na patelni. Ja zawsze boczek smażę pod przykryciem, bo tak łatwiej i konsekwentniej wytapia się tłuszcz, którego nadmiar odlewamy. Boczek przekładamy na talerz, a na reszcie tłuszczu szklimy drobno pokrojoną cebulę (też robię to zawsze pod przykryciem - szklenie idzie szybciej, a cebula zachowuje wilgoć). Pod koniec do cebuli dodajemy 2-3 ząbki czosnku, starte na tarce o drobnych oczkach lub przeciśnięte przez praskę.
Do miękkiej fasoli dodajemy boczek i cebulę, a na patelnię wlewamy szklankę passaty pomidorowej lub mały słoiczek przecieru, Dobrze robi dodanie czubatej łyżeczki mielonej słodkiej papryki i szczypty - dosłownie szczypty - mielonej wędzonej. Przesmażamy, wlewamy na patelnię trochę wywaru spod fasoli, deglasujemy i przelewamy wszystko do garnka z fasolą. Wszystko dokładnie mieszamy, próbujemy i ostatecznie doprawiamy: ewentualnie więcej soli, cukier do smaku, mielony pieprz.
Uwaga: jeśli ktoś ma problem z kupieniem prawdziwego wędzonego boczku (normalnie w sklepach są takie nastrzykiwane dymem wędzarniczym - to może się pokusić o wędzoną słonę. Nie wiem czemu, ale prawdziwie wędzoną słoninę można u nas kupić obecnie dość często, a boczek wędzony dymem to rzadkość. Skwarek ze słoniny będzie znacznie mniej niż z boczku, ale całość będzie bardziej smakowita i zdrowa, zaś tłuszcz należy przelać do ślicznego, rustykalnego, glinianego lub kamionkowego pojemnika z przykrywką i używać do smażenia różnych smakowitych rzeczy (znacznie zdrowiej niż na olejach) albo do smarowania dobrego pieczywa, które należy podawać np. z dobrą wędzoną szynką z ogórkiem kiszonym i cebulą. Albo tylko z ogórkiem kiszonym i cebulą. Albo tylko z cebulą ...
Kurczę, zaśliniłam klawiaturę!
P.s. Ponieważ potrawa jest wybitnie z gatunku "tylko od początku jesieni aż do wiosny", nie należy się ociągać z jej przyrządzeniem!
Inne tematy w dziale Rozmaitości